poniedziałek, września 08, 2014

Słowianie zawsze się dogadają

                                                                                            „Odstąp od złego, czyń dobro ;
                                                                                             szukaj pokoju, idź za nim!
                                                                                             oczy Pana [zwrócone są] 
ku sprawiedliwym,
                                                                                             a Jego uszy na ich wołanie”.

                                                                                                           Ps 34(33),15-16.BT



Późny sobotni wieczór w Sankt Petersburgu to dla wielu ludzi czas świątecznego wypoczynku. 
Nasz pobyt tutaj to spotkania z Młodzieżą Wszechpolską w kościołach, zajęcia kulturalne takie jak romantyczny wieczór w operze na balecie ”Giselle”, spacery w białe noce i zwiedzanie miasta co drugi dzień. Niezapomniane wrażenia: przepiękna architektura; cerkwie zamienione w muzea, które można zwiedzać tylko z biletami dla grup zorganizowanych z przewodnikiem, nadto: dla cudzoziemców odpowiednio  droższymi. Znalazła się też okazja podróży morskiej przez Zatokę Fińską i obejrzenia carskiego pałacu zimowego. Moi gospodarze mili i gościnni zwykle czekali z kolacją, mimo, że nasze towarzystwo na ogół organizowało posiłki grupowo we własnym zakresie. Z rana chciałem kupić pszenny chleb na „świąteczny stół” i planowałem to zrobić w drodze powrotnej; tymczasem w natłoku zajęć i słabej znajomości miasta wieczorem to było niewykonalne. 

Nadmiar wrażeń, zmęczenie, chwila nieuwagi i oto minąłem jedyny przystanek, na którym miałem przesiadkę na drugą linię metra w kierunku stacji docelowej „Moskowskaja” w pobliżu miejsca mego zakwaterowania. Minęła godzina dwudziesta trzecia. – Moja urocza dwunastoletnia Przewodniczka 
o imieniu Daria, starsza córka gospodarzy,  u których gościłem, nie oprowadzała mnie tak późno po mieście. Tego wieczoru na szczęście  wracałem z księdzem Jackiem. Ustaliliśmy, że jedziemy 
w niewłaściwym kierunku i w dodatku dość szybko oddalamy się od celu. W tych okolicznościach najprościej było zapytać kogoś z pasażerów o drogę, bo konduktora w naszym wagonie nie było, 
a czas naglił...  Nie ma obawy, do rana wrócimy – poza tym jest dobra okazja do rozmowy.
  
- Rozejrzałem się wokoło i zagadnąłem po rosyjsku stojącego obok nas mężczyznę w średnim wieku: 
- Izwinitie, pożałuista, kak mnie wskore wiernutsja na wtoroje metro(- s  s’ew’era na jug) k ostanowke „Moskowskaja”?  
(- Przepraszam, jak mogę szybko wrócić na  drugą linię metra [z północy na południe] w kierunku stacji „Moskowskaja”?) 
Chyba pomyliłem kierunki (?) Próbowałem mu wyjaśniać jeszcze coś o „przegapionej” przesiadce, ale już nie pamiętam. – „Ważyłem” każde słowo i szło mi dość „kulawo”…  
Można się domyślać, że nasz Towarzysz Podróży wcześniej  obserwował nas i  słyszał o czym mówimy. Z uwagą wysłuchał o co chodzi, a potem, nie wiem dlaczego uznał, że ten język (rosyjski) nie jest dla nas „zbyt przyjazny”. W każdym razie dał nam do zrozumienia, że tak myśli… 
 -  Może wiedział, że wówczas w Polsce w Szkole Powszechnej nauka języka rosyjskiego była  obowiązkowa (?) 
 Po angielsku wyjaśnił nam jak dalej jechać i dodał z uśmiechem: „Słowianie zawsze się dogadają!”


Bardzo ucieszyło nas i trochę rozbawiło to „dziwne” stwierdzenie, po którym nasz Przygodny Przewodnik się przedstawił: 
 - Jestem Wiktor.  
Po czym i ja z księdzem Jackiem wymieniliśmy swoje imiona i uścisk dłoni.
 To dobre imię – dodałem z wdzięczności – znaczy „Zwycięzca”.
 Nasz nowy Znajomy uśmiechnął się i jakby onieśmielony powiedział: 
-  Nawierno mnie nużdno pobiedit’ samogo s’ebia?
(- Pewnie muszę zwyciężyć samego siebie!?)
 - To bardzo roztropna postawa!  
- Wtrąciłem nie czekając, co jeszcze powie.
„Cierpliwy jest lepszy, niż mocny, 
opanowany – od zdobywcy grodu”. Księga Przysłów 16, 32.(BT). 
Panować nad sobą może tylko człowiek dojrzały, a miasto może  zdobyć pospolity gangster… 
Wiktor uśmiechnął się, uniósł swą teczkę w stronę Księdza i otwierając  ją odsłonił duże, jasne bochenki chleba, po czym powiedział: 
- Grab it, please! 
(- Weź,  proszę!)
 A Ks. Jacek odpowiedział: 
- Thank You, I don’t need it!  
(- Dziękuję bardzo, nie potrzebuję!)
 – Touch at least!  
(-To chociaż dotknij!)  – poprosił. 
– Obdarowany posłusznie zbliżył dłoń do chleba.
 – Jeszcze gorący! 
Powiedział głośno, i żeby tak szlachetny gest nie został odrzucony, wskazując na mnie 
prawie wyszeptał: 
- Give him! 
( - Daj jemu!) 
Wiktor wykonał kolejny gest przyjaźni  i wręczył mi gorący bochen białego chleba, o północy
 w metro! Po czym jakby sam zaskoczony swym zachowaniem, czy chcąc zapobiec dalszym protestom wyjaśnił, że wraca z pracy (z drugiej zmiany w piekarni i ma jeszcze dużo chleba na użytek własnej rodziny). Tam , gdzie  jest miasto Świętego Piotra (Sankt Petersburg),  gości obdarza się chlebem!
 Miałem w teczce Nowy Testament  w języku rosyjskim –wymieniliśmy prezenty, a potem każdy pojechał z radością swoją drogą… 

środa, lipca 09, 2014

Zaproszeni do jedności…

Komentarz do Słowa Ef 4, 3-6. Nieszpory na Zesłanie Ducha Świętego, 8.06.2014AD. 


Pięćdziesiątnica ( Zielone Świątki) to święto, które przypada w siedem tygodni od święta Paschy. 
W Starym Testamencie upamiętnia  nadanie Prawa na Synaju [Dekalog]. W Nowym Testamencie, 
po Wielkanocy, po Wniebowstąpieniu Jezusa Chrystusa,  Nowa Pięćdziesiątnica - Zesłanie Ducha Świętego – na mocy Nowego Przymierza nadaje Prawu Bożemu wymiar wewnętrzny. Por. Jr 31, 33.

 „Usiłujcie zachować jedność Ducha dzięki więzi jaką jest pokój. Jedno jest Ciało i jeden Duch, bo też zostaliście wezwani do jednej nadziei, jaką daje wasze powołanie. Jeden jest Pan, jedna wiara, jeden chrzest. Jeden jest Bóg i Ojciec wszystkich, który [jest i działa] ponad wszystkimi, przez wszystkich i we wszystkich” Ef 4, 3-6.(BT). Zaproszenie do jedności


Najpierw uwierz, że zaproszenie [wezwanie] jest skierowane [adresowane] właśnie do ciebie!
Chcesz wiedzieć,   kto cię zaprasza i dlaczego, a raczej dzięki czemu?

 - Może najpierw wyjaśnienie…  Słowo Boże zwraca się do pojedynczej osoby,  jako do członka grupy [osób] żyjących, myślących, działających razem. Przychodzi mi na myśl słowo „liturgia”, które (pochodzi od słów greckich „leiton” „ergon” i) znaczy „dzieło wspólne”.   ”Dzięki więzi” osób działających wspólnie mamy też „dzieło wspólne”- a więc właśnie to, czego wszyscy pragną
(F. Engels w „Dialektyce przyrody” napisał, że ludzie działający, dążąc do własnych [konkurencyjnych] celów, uzyskują skutek, którego nikt nie chciał. Dlatego „procesy społeczne” można rozpatrywać „obiektywnie” na podobieństwo „procesu przyrodniczego”; z pominięciem udziału ich świadomości.

Usiłujcie zachować jedność Ducha dzięki więzi jaką jest pokój.” – Bóg w Jezusie uczynił już dla nas wszystko. - „Pojednał ze sobą świat, nie poczytując ludziom ich grzechów”. (Por. 2 Kor 5, 19). 
 Pokój z Bogiem jest darem i stanem usprawiedliwionych. (Por. Rz 5,1n.) 
W przeciwieństwie do tego grzech jest źródłem i stanem niepokoju. (Por. Iz 48, 18; 57, 21.)
– Czy tak bardzo nam zaufał, że starania o jedność i pokój składa w nasze ręce i nam powierza? 
– Tak właśnie Jezus postępuje z przyjaciółmi: „Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję”. J 15,14. Taka przyjaźń zrodzona z miłości to ostoja jedności i podstawa nadziei.

Przed tygodniem świętowaliśmy Niedzielę Wniebowstąpienia Pańskiego, a dziś Zesłanie Ducha Świętego.   Jezus przed wniebowstąpieniem powiedział coś przedziwnego, i mam przekonanie – nie tylko na pocieszenie: „Pożyteczne jest dla was moje odejście. Bo jeśli nie odejdę, Pocieszyciel nie przyjdzie do was. A jeśli odejdę , poślę Go do was. (…) Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy, bo nie będzie mówił od siebie, ale powie wszystko, cokolwiek usłyszy, i oznajmi wam rzeczy przyszłe”. (J 16, 7b. 13.) Jezus wypowiedział cudowną Obietnicę i proroctwo, które się spełni,  jeśli wierzysz, że nasz Pan jest prawdomówny i wiarygodny! Obiecuje, że nas nie pozostawi I zapewnia o miłości Ojca: „Albowiem Ojciec sam was miłuje, bo wyście Mnie umiłowali i uwierzyli, że wyszedłem od Boga. Wyszedłem od Ojca i przyszedłem na świat; znowu opuszczam świat i  idę do Ojca,. (…) To wam powiedziałem, abyście pokój we Mnie mieli. Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat”.  (J 16, 27-28. 33.)


Miłość i pokój boży są tym, co łączy ludzi i buduje wspólnotę, a w ekstremalnych warunkach decyduje o zachowaniu życia i przetrwaniu. Dlatego również Autor Listu do Hebrajczyków napomina: „Starajcie się o pokój ze wszystkimi i o uświęcenie, bez którego nikt  nie zobaczy Pana”. (Hbr 12,14. Por. 1Tes 4,3)

Zanim zbudujemy głębokie relacje miłości i przyjaźni zacznijmy od zgody, która buduje; utrwala pokój i pojednanie. „Jeżeli to od was zależy, żyjcie w zgodzie ze wszystkimi” radzi św. Paweł. Najpierw w Duchu Miłości i Prawdy zgadzamy się z Bogiem, który jest Panem nieba i ziemi. Chcemy żyć, myśleć i działać na Jego warunkach.  I na tym fundamencie budujemy ludzką wspólnotę, według Bożego Planu. „Fundamentu bowiem nikt nie może położyć innego, jak ten, który jest położony, a którym jest Jezus Chrystus. I tak jak ktoś na tym fundamencie buduje (…) tak też jawne się stanie dzieło każdego: odsłoni je dzień [Pański]; okaże się bowiem w ogniu, który je wypróbuje, jakie jest”. (1 Kor 3, 11-13.)


Nowa świadomość i nowa motywacja… „Jedno jest Ciało i jeden Duch, bo też zostaliście wezwani do jednej nadziei, jaką daje wasze powołanie. Jeden jest Pan, jedna wiara, jeden chrzest.” (Ef 4, 4-5.) Chrystus nie jest podzielony! Jego Ciało – wspólnota ludzi odkupionych to „boża budowla” i Nowa  Świątynia. „Czyż nie wiecie, żeście świątynią Boga i że Duch Boży mieszka w was? Jeżeli ktoś zniszczy świątynię Boga, tego zniszczy Bóg. Świątynia Boga jest święta, a wy nią jesteście”. (1Kor 3, 16-17.) Także jako osoby „nie należymy już do samych siebie” – odkupieni za cenę krwi Chrystusa jesteśmy wezwani do chwały, gdyż otrzymaliśmy nowe życie. (Por. 1 Kor. 6, 19-20; J 15, 8; J 17, 22.)


Dobry, właściwy użytek z wiary… „Jeden jest Bóg i Ojciec wszystkich, który [jest i działa] ponad wszystkimi, przez wszystkich i we wszystkich”. (Ef 4, 6.) – To nie jest życzenie, ani przepowiednia, ale stwierdzenie faktu! To cudowne. Jedyny Bóg Stwórca nieba i ziemi, który jest Panem wszystkiego, jest naszym Ojcem. On jest ponad i poza światem, ale też jest w tobie i w nas. Od Niego mamy Życie! On czyni wszelkie dobro w tobie i przez ciebie ( w nas i przez nas). On ciebie (i nas) potrzebuje,  bo nas kocha! Potrzebuje, aby kochać! „Myśmy poznali i uwierzyli miłości, jaką Bóg ma ku nam. Bóg jest miłością: kto trwa w miłości, trwa w  Bogu, a Bóg trwa w nim”. (1 J 4, 16.)    

Ryby

Był piękny słoneczny dzień, wczesne popołudnie. Właśnie skończyłem pracę w bibliotece i chciałbym się posilić zanim pojadę na odczyt do Brańska. (Na zlecenie kol. Waldka P.) - Przy dworcu PKP jest „Smażalnia ryb”- tam najszybciej mogę coś zjeść – pomyślałem i „ruszyłem w trasę”. Bardzo lubię smażone ryby.  Przed smażalnią kolejka na zewnątrz baraku może z dwadzieścia pięć osób.  Nie ma szans – mam za mało czasu! Muszę nie tyle „obejść się smakiem”, ale nęcącym zapachem. I odjazd…  
Już nie pamiętam czym dojechałem na miejsce(autobusem czy taksówką). W Brańsku, w klubie Miejskiego Oddziału PAX czekała mnie druga niespodzianka. W małej salce stały (jeśli dobrze pamiętam)cztery stoliki, a przy jednym z nich czekały na odczyt cztery osoby. (Tres faciunt collegium.) Miałem wygłosić „prelekcję” na temat: „Chrześcijańska wartość pracy ludzkiej”. 


Czekała mnie poważna debata w bardzo ekskluzywnym gronie. Przywitałem się, a na stoliku pojawiła się szklanka aromatycznej „fusiastej” czarnej kawy. Pracownik klubu udzielił mi głosu. Miałem tremę jak  uczeń.

Tamte rozważania nic nie straciły aktualności. Ich inspiracją była encyklika „Laborem  exercens” JP II.  - Co robić, żeby Polska była krajem niepodległym? I jak pracować?. – Przełomem stała się „praca nad pracą”- debata - jak przywrócić wartość i kulturę pracy?-  Praca powinna odzyskać sens, to znaczy wartość porozumienia społecznego, wymiany dóbr; „budowanie wspólnoty na sposób robotniczy”. 
I wymiar sakralny, w którym człowiek jest współpracownikiem Boga. „Praca to wzajemność – mówi Ks. Tischner  – Ale nie chodzi tylko o wzajemność z ludźmi. Chodzi także o wzajemność z Bogiem…” Solidarność: „Praca jest wzajemnością, jest porozumieniem, jest należnością wielostronną. Praca tworzy wspólnotę. Ale w tej wspólnocie każdy musi pozostać sobą…” Praca jest „udzielaniem siebie” , a udzielać siebie może tylko ten, kto „posiada siebie” i włada sobą. W takim znaczeniu nie tyle „praca czyni wolnym”, ale praca wymaga wolności ( wolnych wytwórców.) Szczególnie w sytuacji  „zamachu na Solidarność”: wyrzucania „mitu na złom” oraz „licytacji ideałów”, rzucania wartości „pod młotek”, należy zachować czujność. - Wartość pracy ludzkiej polega na tym, że służy ona życiu. „Nędzny chleb jest życiem biednych, a kto go zabiera jest zabójcą. Zabija bliźniego, kto mu zabiera środki do życia, i krew wylewa, kto pozbawia zapłaty robotnika”. (Księga Mądrości Syracha 34, 22-23.).


Pytasz po co  takie ‘morały’ w dobie wzrastającego bezrobocia? – Gdy nie masz pracy rusz głową! Po zakończeniu spotkania w Brańsku jeden z uczestników dyskretnie podał mi reklamówkę . Ważyła na moje wyczucie więcej niż kilogram. Ku mojemu zaskoczeniu były w niej dwie duże świeże ryby.
-  A więc mój trud nie był całkiem bezowocny?! – To  było jak dowcip: „A teraz masz tu swoje ryby!”.
- „(…) Wart jest bowiem robotnik swej strawy”. (Ew. Mateusza 10,10). Odczułem pełną satysfakcję… 
- Stałem się uznanym robotnikiem,  ma się rozumieć,  w oczach Pana Boga! 
-Wie pan? – Wtrącił p. Stanisław B.- sąsiad z ul. Żelaznej. – Ja też lubię ryby...  
- Moja mama miała stragan rybny na Rynku Siennym jeszcze po  wojnie. 
- A czy pan, Panie Starszy, pamięta okupację Białegostoku? – Zapytałem prowokacyjnie.
- A jakże… pamiętam. Miałem wtedy pewnie z dwanaście lat.
- To proszę coś opowiedzieć: Co pan szczególnie zapamiętał?

- Mieszkaliśmy tu już przed wojną  w „Piaskach”; blisko była uboga dzielnica żydowska - „Chanajki”. Pamiętam, że chodziłem na rynek do mamy. Ale Niemcy (gestapo) i Rosjanie (NKWD) dyktowali „porządki” w mieście. Niemcy wprowadzili zakaz handlu.  - Znalazłem na strychu naszego domu plakat w języku niemieckim i żydowskim (yidish) o zakazie handlu adresowany do Polaków i Żydów.
-  Nie wiem jak mama sobie z nimi radziła, że nie  dawała się złapać... 

Aż tu naraz przychodzi sąsiad (folksdojcz?)w jakimś  mundurze straży miejskiej i oficjalnie - z  urzędu - przypomina o zakazie handlu. – Nie speszyła się i mówi do niego: Helmuś, jak możesz?  - Znamy się od dziecka. Czy ty wstydu nie masz?!   Jak ja wyżywię rodzinę bez handlu?!  Ten porządkowy zachował się po ludzku. Pocałował mamę w rękę, przeprosił i odtąd więcej nie przychodził jej kontrolować. 
- Czy pan również znał go osobiście?
- Tak, ale on był ode mnie dużo starszy… chyba nie byliśmy kolegami… nie ważne. Bardzo się najadłem strachu, gdy mnie złapano na dworcu PKP. Chcieli mnie wywieźć z Białegostoku… „Strach przed człowiekiem to sidło, kto ufa Panu bezpieczny”. (Księga Przysłów 29,25). 


- Miałem szczęście, że udało się zawiadomić mamę i pewien znajomy Niemiec mnie stamtąd zabrał. Tłumaczył policji kolejowej, że ja u niego pracuję, czy coś podobnego i mnie z nim odesłali.

Zapamiętałem jeszcze straszne naloty i bombardowanie Białegostoku… Ponad rok Niemcy i Rosjanie grasowali w mieście. Nie wchodzili sobie w drogę, ani ze sobą nie rywalizowali… Ale do czasu…
Kiedy Hitler wypowiedział wojnę Rosji Sowieckiej, to Niemcy najpierw zbombardowali sowieckie koszary, te w  pobliżu ul. Wołodyjowskiego, gdzie teraz są obiekty cywilne, stadion i lodowisko. 
Były tam  baraki (?) pełne rosyjskich żołnierzy. Nalot był chyba około trzeciej nad ranem…
Na drzewach przy moim domu przy ulicy Żelaznej, jak na choince, wisiały różne części ciała tych żołnierzy w odległości około pól kilometra od wysadzonych koszar.  

Wojna i okupacja trwały jeszcze bardzo długo, a ja musiałem szybko dorosnąć. Chciałem o niej zapomnieć i żyć normalnie…  Pożary, łapanki, strzały w mieście i w lasach na obrzeżach… Do huku można się przyzwyczaić, a  do strachu niestety nie… myślałem, że dorośli się nie boją…
- Panie Stanisławie, to dziwne, niektórzy chcieliby przedłużyć swoje dzieciństwo, a pan? Dlaczego pan chciał być dorosły? Chciałem pracować…  uczyć się nie mogłem… dlatego jeszcze bardziej chciałem pracować…


Po wojnie, za socjalizmu, byłem ‘samodzielnym rzemieślnikiem’, prawie artystą, bo „uprawiałem” rzemiosło artystyczne (szyldy i reklamy)aż do emerytury. Potem było jeszcze kilka zleceń, ale wyrejestrowałem działalność.
– Dlaczego, czy nie przydałoby się trochę ‘dorobić’ do emerytury? 
– Musiałem ryczałtem płacić podatek (2 tys. zł.), więc jak nie zarobiłbym tyle, to czy nie musiałbym dokładać na podatek od działalności z emerytury?  Nakłaniano mnie żebym się znów zarejestrował. Dom zaniedbany, bo nie mam na remont, ani nawet na nowy płot .  Nadal chciałem pracować…
- I nie wywłaszczyli pana? - Były plany, że tu będzie pralnia dla szpitala, garaże i coś jeszcze...
- Dlaczego pan nic nie remontuje? 
- Teraz trzeba postawić nowy…  Są plany – będę mieć nowy dom – ale już kto inny go zbuduje…
-Domki parterowe przed przebudową ulicy Żelaznej mają być wyburzone, a „żelaźni” staruszkowie „dożywają” lepszych czasów? Podziwiam pana. Teraz rozumiem, cywil na 100 %, a  ubiera się jak weteran wojskowy. To nie jest  „moda młodzieżowa”  osiemdziesięciosześciolatka!  Pan nie walczy tylko o przetrwanie, lecz  broni ojcowizny.  A może i czegoś więcej… „Niech mnie broni Pan [Bóg] przed tym, bym miał (.) oddać dziedzictwo mych przodków”.  (Por. 1 Księga Królewska  21, 3n.) 
-  Należałoby jakoś uhonorować takich weteranów. 

Droga cierpienia…

Rozważanie Słowa z jutrzni Wielkiej Soboty (Liturgia Godzin, 19.04.2014 AD).
Psalmodia: Psalm 64; Pieśń Ezechiasza: Księga Izajasza 38, 10-14. 17. 19b-20; Psalm 150.
Czytanie: Księga Ozeasza 6,1-2.


cd
„Chodźcie,
powróćmy do Pana. On nas zranił
i On też uleczy,
On to nas pobił,
On ranę zawiąże.
Po dwu dniach przywróci nam życie, a dnia trzeciego
nas dźwignie
i żyć będziemy
w Jego obecności”.
Oz 6,1-2(BT)
ba

Nie dziwi nas, że niektórzy ludzie jakoś zranieni szukają Boga i innych zachęcają do nawrócenia. 
„Jak trwoga, to do Boga!” – Mówi przysłowie ludowe. Prosty schemat: „Człowiek sprawiedliwy odnosi sukcesy i ma w nagrodę od Boga błogosławieństwo i wszelkie dobra, a grzesznik, ścigany przez Boga, za karę ponosi (różne) straty” wydaje się streszczać ‘nasze’ pojęcie sprawiedliwości.  Oburza nas, gdy dobrze się wiedzie (różnym) złoczyńcom, cierpi zaś sprawiedliwy. Twoim skarbem jest życie! Czy już utraciłeś wszystkie inne dobra i tylko to jedno ci pozostało?! Czy nadal ufasz i nie tracisz nadziei?


Człowiek sprawiedliwy, który jest „człowiekiem sukcesu” to Hiob. Dotknięty wielkim cierpieniem pokutował, „nie zgrzeszył i nie przypisał Bogu nieprawości”. (Por. Hi 1, 20-22). Badał siebie, a co najbardziej budujące, gdy był zrujnowany, samotny i chory znikąd nie znajdujący współczucia, krzepił się swym Obrońcą i nadzieją zmartwychwstania. „Lecz ja wiem: Wybawca mój żyje. Na ziemi wystąpi jako  ostatni. Potem me szczątki skórą odzieje, i ciałem swym Boga zobaczę”. (Hi 19, 25-26). W końcu Bóg usprawiedliwił go, pocieszył i przywrócił mu utracone dobra (zgodnie z wiarą). 
Najbardziej  burzy poczucie sprawiedliwości śmierć niewinnego. „Zabito niewinnego Pana, dlatego będą Go opłakiwać Jak jedynego syna”. (Por. Księga Zachariasza rozdz. 12 wiersz 10). Takie współczucie, zjednoczenie w bólu i żałobie, budzi nasze sumienia; jeśli czujemy się winni przynagla nas do nawrócenia. W celu ocalenia od śmierci pierworodnych (ludzi i zwierząt) Bóg polecił Mojżeszowi w noc przed PESACH (hebr. ominięcie, przejście, ocalenie) zabić baranka, pomazać jego krwią odrzwia, upieczonego na ogniu w całości pospiesznie spożyć, kości zaś spalić. W Egipcie śmierć pierworodnych ominęła tylko oznaczone krwią baranka domy Hebrajczyków. Wyjście z Domu Niewoli, przejście przez Morze Czerwone ( hebr. JAM SUF) i wejście do Ziemi Obiecanej upamiętnia według prawa Mojżeszowego święto PESACH; (por. Wj 12, 21-29).
Hebrajczycy badali baranka przed ofiarowaniem go na PESACH, aby się upewnić, że jest bez skazy, by potem złożyć z niego okup za grzechy Ludu. Podobnie w procesie Jezusa przed Piłatem kapłani żydowscy badali niewinność Skazańca, o którym prorok Jan Chrzciciel powiedział: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata” (J 1,29). Po naradzie i proroctwie najwyższego kapłana Kajfasza „Jezus miał umrzeć za naród, ale także, by  rozproszone dzieci boże zgromadzić w jedno”. Por. J 11,41-53.

W toku procesu Starszyzna i Kapłani obawiali się, że Jezus pozbawi ich władzy królewskiej jako nowy król i pasterskiej jako Mesjasz - Syn Boży. (Świadczą o tym cuda mesjańskie: oczyszczenie z trądu, przebaczanie grzechów, uzdrowienia, wskrzeszenia zmarłych i inne.)  Obawy te były uzasadnione między innymi proroctwem Jakuba (Izraela) o Judzie, że tylko do czasu zachowa berło: władzę królewską i laskę pasterską: wykładnię zasad religii, aż przyjdzie Posłany (Mesjasz), do którego one należą. (Por. Rdz 49,10). Przywódcy żydowscy działali w zaślepieniu (Iz 42, 19) i zatwardziałości serca; przez zawiść  podstawili fałszywych świadków, aby uznać Go za skazańca. (Por. Iz 53, 4n.) Była to „godzina panowania ciemności”. Jednakże  wszystkie te wydarzenia nastąpiły z woli „postanowienia i przewidzenia Bożego”. (Por. Dz 2, 23.)Ofiara z życia Jezusa Chrystusa była dobrowolna. (J 10, 14-18).

O niewinności Jezusa zaświadczył Piłat: „Oto  wyprowadzam Go do was na zewnątrz, abyście poznali, że ja nie znajduję w Nim żadnej winy”. (J 19, 4b). „Nie jestem winny krwi tego Sprawiedliwego. To wasza  rzecz”. (Mt 27, 24.) A jednak skazał Niewinnego przez  co  dopuścił się bezprawia. (Por. Dn 13, 53; Wj 2, 7.)Także Judasz, uczeń który zdradził swego Mistrza wyznał:  „Zgrzeszyłem, wydawszy krew niewinną”. (Jednakże Arcykapłani nie pełnili już „posługi jednania” z Bogiem). Zignorowali go mówiąc: „Co nas to obchodzi, to twoja sprawa”.(Por. Mt 27,4-5). Bardzo ważnym świadkiem Prawdy jest Dobry Łotr, który wisząc na krzyżu wyznał, że odbiera sprawiedliwą karę za grzech, a Jezus cierpi niewinnie. Zwrócił się więc do Niego z wiarą, jako do Króla i Mesjasza: „Jezu wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa”. Jezus mu odpowiedział: „Zaprawdę powiadam ci: Dziś ze Mną będziesz w raju”.(Por. Łk 23, 49-53).  „Bo sercem przyjęta wiara prowadzi do usprawiedliwienia, a wyznawanie jej ustami do zbawienia”- komentuje Autor Listu do Rzymian. (Rz 10,10).


Cierpienie połączone ze współczuciem (współcierpienie) ma większą wartość niż „litość gapiów”, którzy mogą się bardzo wzruszyć widząc wszystko „z zewnątrz” jak w teatrze, nie poczuwając się jednak do odpowiedzialności za cokolwiek… Jako obserwator obawiam się, że nieszczęście innych może być „zaraźliwe”. Ludzie zranieni, chorzy, smutni, zdradzeni, oszukani, odarci z godności, nie są „atrakcyjni” dla samolubnych egoistów, psują statystyki i  jakoś znikają z ich pola widzenia...  „Nieszczęścia chodzą parami” – mówi przysłowie ludowe. Przez współczucie zbliżamy się… To nie jest tylko wspólnota losu. Solidarność w cierpieniu jednoczy, gdy powstrzymujemy się od zadawania bólu. „Przybliżmy się więc z ufnością do tronu łaski, abyśmy otrzymali miłosierdzie i znaleźli łaskę w stosownej chwili” – zachęca Autor Listu do Hebrajczyków (Hbr 4,16). Tym tronem łaski jest krzyż Zbawiciela. Przez „chrzest zanurzający nas w śmierć Chrystusa” umarliśmy razem z Nim dla grzechu, a posłuszeństwo wiary jednoczy nas z naszym Panem w Jego zmartwychwstaniu. (Por. Rz 6, 4-7). Ludzie poranieni, doświadczyliśmy okrucieństwa, bezduszności i wielorakich krzywd wskutek grzechu  to jest bezprawia, dlatego traktujmy nawrócenie jako lepszą możliwość i jasną stronę życia oraz ostatnią szansę! Cierpienie jest lekcją odwagi, cierpliwości i dobrej woli: „Wolę cierpieć niż grzeszyć!”


Współczucie jest pewnym wyrazem miłości. Sprawia, iż zachowujemy powściągliwość w sądzeniu
i nie domyślamy się co złego uczynili ci wszyscy „nieszczęśnicy”, że spotkała ich tak wielka ‘kara boża’. Pan Bóg współczuje wszystkim, którzy wpadli  w ręce „oprawców”, dlatego Syn Boży został wydany
w ręce grzeszników aby doświadczyć cierpienia w ludzkim ciele jako Syn Człowieczy i współczuć  nam. „Pan czyni dzieła sprawiedliwe, bierze w opiekę wszystkich uciśnionych. (.) Nie postępuje z nami według naszych grzechów, ani według win naszych nam nie odpłaca. (.) Jak się lituje ojciec nad synami, tak Pan się lituje nad tymi, co się go boją”. (Ps 103(102), 6. 10. 13). Bóg karci nas jako swe dzieci po ojcowsku dla naszego dobra; delikatnie, taktownie i z miłością (Por. Hbr 12, 4-8.).   

środa, stycznia 22, 2014

Okulary


Dlaczego o to pytasz? Nie ma już tego domu. Nie zauważyłem, kiedy z całej posesji zostały zgliszcza. Rudera zarośnięta krzakami, okna zabite deskami. Czy to zabezpieczenie przed nieproszonymi lokatorami i ostateczną dewastacją? Kiedy z pięknego domu z ogrodem, pamiętającego ciężkie i burzliwe czasy XX wieku  zniknęli mieszkańcy (i właściciele)? Mieszkała tam jakaś rodzina, ale mimo bliskiego sąsiedztwa nie udało mi się nawiązać z nimi znajomości. Parcela jest odgrodzona od publicznej drogi i oddzielona od jezdni  prostym, drewnianym płotem; za płotem krzewy. Były też psy, ale w obejściu, za ogrodzeniem. Stamtąd czasem słyszałem ujadanie psów, a innym razem krzyki ludzi. Ulica Szpitalna w połowie już pod nową zabudową przestała istnieć; zniknęło wiele starych, parterowych domów. Z nieutwardzonej drogi bez chodników,  łączącej ulicę Wołodyjowskiego, w pobliżu której były rosyjskie koszary, z dawną ulicą Garbarską, zmieniła się w pozostałej części w piękną ulicę z nowoczesną zabudową i jedną z dróg dojazdowych do Szpitala Uniwersyteckiego.

Jeśli naprawdę chcesz to wiedzieć, to na tej starej drodze przez wiele lat „przemierzałem kilometry”, bo mieszkam tu niedaleko. Pewnego razu (w końcu lat siedemdziesiątych)zaczepiła mnie na tej ulicy starsza kobieta i pytała o drogę do dworca. Prawie z płaczem poprosiła mnie o sto złotych na bilet do Lublina, (jeśli dobrze pamiętam), bo chce wrócić do domu, do dzieci.  Pocieszyłem ją i wspomogłem nie wdając się za wiele w jej osobiste życie. Za kilka dni usłyszałem lament tej samej kobiety dobiegający z podwórza tamtego domu. Zdziwiłem się, że ona tam mieszka. Często płakała i robiła wrażenie, że jest tam wbrew woli przetrzymywana; jak w areszcie domowym. Tak było wiele razy. Ktoś powiedział, że nieboga cierpi na demencję i ciągle chce uciec z tego domu. To nie przekonało mnie, ale współczułem jej. Sam niekiedy usiłuję o wielu rzeczach zapomnieć.


Była wiosna, a właściwie przedwiośnie. Śnieg i lód zniknęły, woda wyżłobiła bruzdy i wsiąkała w ziemię. Rozwinęły się bazie i pąki na gałęziach drzew spulchniły się i pogrubiały. Jest materiał na wielkanocne palmy. Po Niedzieli Palmowej czas jakby przyśpiesza. Cała przyroda pragnie przejścia ze śmierci do życia. Pewnie, dlatego że Wielkanoc – Pascha, – jako przejście ze śmierci do życia ma wymiar kosmiczny. „(…)całe stworzenie aż dotąd jęczy i wzdycha w bólach rodzenia. Lecz nie tylko ono, ale i my sami, którzy już posiadamy pierwsze dary Ducha, i my również całą swoją istotą wzdychamy, oczekując - odkupienia naszego ciała.” List do Rzymian 8, 22-23.

Lubię, gdy rano jest widno; blask poranka działa bardzo inspirująco, a rześkie powietrze dodaje energii. Ferie, nie muszę iść do pracy. Miałem sen, z którego jeden obraz zapamiętałem wyraźnie: stałem na korytarzu przed lustrem i przyglądałem się sobie. W moich okularach z pogiętą metalową ramką brakowało prawego szkła. Zdjąłem je, wyprostowałem ramkę i zastanawiałem się czy da się jeszcze wstawić brakujące szkło. Dobrze, że to tylko sen, bo nie mam innych okularów, pomyślałem i spokojnie wyszedłem z domu.    

To był Wielki Piątek. Ogarnął mnie przeszywający chłód. Na jedynym istniejącym chodniku, przed blokiem, leżał jakiś mężczyzna. Upewniłem się, że żyje, ale nie był w stanie wstać, lub chodzić o własnych siłach – „pijany w dym”. Z trudem udało mi się go obudzić. Pomyślałem, że nie mogę go tak zostawić i postanowiłem odprowadzić go do jego domu. Wówczas nie było jeszcze na ulicach Białegostoku ludzi bezdomnych, przynajmniej ja o takich nie słyszałem. Holuję tego jegomościa jak worek piachu, a on, co chwilę prosi żeby odpocząć, kto ma odpocząć on, czy ja?! Dał do zrozumienia, że mieszka na tej ulicy (Szpitalnej), ale nie chciał podać adresu, bo mnie nie znał i trochę się wstydził, a trochę obawiał tego, co wyniknie dalej. W połowie ulicy zaparł się mocniej na własnych nogach i usiadł na ławeczce przy jakimś domu, żeby odpocząć.

(Przed wielu domami były proste ławki: dwa paliki  wbite w ziemię i na nich deska. ) Po chwili zamiast iść dalej dał do zrozumienia, że minęliśmy jego dom, poprosił, żeby go tu zostawić, i gdy będę wracał zawiadomić kompana, z którym pił. (Wymienił numer domu). Przyjdzie po niego i razem wrócą? 
(Myślałem, że może i on tam mieszka?) Wracając przechodziłem koło wspomnianego domu, ale nie wszedłem na posesję; płot, furtka i zły pies zatrzymały mnie na ulicy. Próbowałem  przez krzaki  za płotem zobaczyć numer domu i spostrzegłem  dziewczynę, którą chciałem poprosić o pomoc, ale ona z „wiskiem” uciekła. Nie wiem, dlaczego była tak bojaźliwa na własnym podwórku, czy miała jakieś przykre doświadczenia?!  Z furią wybiegł z domu pijany mężczyzna, domyślam się, że jej tata i wykazał więcej śmiałości niż ja. - Wyskoczył na ulicę. Nie chciał słyszeć wyjaśnień, ani uznać, że mam prawo znajdować się na ulicy tak samo jak on. Na powitanie wymierzył mi szybki cios w twarz i zbił na policzku prawe szkło okularów. Moja żona słysząc hałas przybiegła z mieszkania do nas. Widocznie obserwowała całe zajście przez okno. Na widok zbędnego świadka zajścia Pijany Obrońca Córki szybko wrócił na swoje podwórko, a ja z żoną wróciłem do domu.


W korytarzu spojrzałem w lustro, zobaczyłem na twarzy swoje okulary z pogiętą ramką, bez prawego szkła, zdjąłem je i  prostując metalową ramkę myślałem, czy da się wstawić nowe szkło. Dziwne, ale nie przeżywałem żadnego żalu, ani niepokoju. To zagadkowe "deja vu" nie było złudzeniem – wyraźnie przypomniałem sobie sen i zrozumiałem do czego się odnosił. Optyk w Zakładzie przy ul. Sienkiewicza  wstawił mi brakujące szkło. Święta Wielkanocne przeżyłem z nowym „szlifem” i w lepszej atmosferze rodzinnej. Zrozumiałem że na moją żonę mogę liczyć  jak na Pomoc Boską. Prawdopodobnie nie pamiętałbym o tamtej przygodzie, gdyby nie nowe fakty. Znów te okulary?! Tak.


Tym  razem idąc ulicą Szpitalną wracałem w Niedzielę z Kościoła. Nie zauważyłem jak i kiedy zgubiłem prawe szkło moich okularów. Dziwne, widziałem dobrze bez niego i dopiero w domu przed lustrem  zauważyłem jego brak.( To zdarzenie nagle odświeżyło mi pamięć. Nie musiałem zapamiętać faktów sprzed 35 lat!) Szkła nie znalazłem, ale przechodząc kilkakrotnie koło pamiętnego domu stwierdziłem, że tam już nikt nie mieszka. Zaniedbany pustostan zmierza ku ostatecznej ruinie. Nie wiem, co się stało z domownikami. Szkoda mi tej dziewczynki, z powodu której straciłem prawe szkło od okularów, (ale zachowałem prawe oko - (Za 11,17), szkoda mi kobiety, która szukała domu, bo tam, gdzie mieszkała nie była  u siebie. Zastanawiam się, czy ci mężczyźni,  kiedy wytrzeźwieli  chcieliby spotkać mnie ponownie. Tak wiele pytań bez odpowiedzi…  -  Jaka siła usunęła stąd tych „ moich” sąsiadów?