środa, stycznia 22, 2014

Okulary


Dlaczego o to pytasz? Nie ma już tego domu. Nie zauważyłem, kiedy z całej posesji zostały zgliszcza. Rudera zarośnięta krzakami, okna zabite deskami. Czy to zabezpieczenie przed nieproszonymi lokatorami i ostateczną dewastacją? Kiedy z pięknego domu z ogrodem, pamiętającego ciężkie i burzliwe czasy XX wieku  zniknęli mieszkańcy (i właściciele)? Mieszkała tam jakaś rodzina, ale mimo bliskiego sąsiedztwa nie udało mi się nawiązać z nimi znajomości. Parcela jest odgrodzona od publicznej drogi i oddzielona od jezdni  prostym, drewnianym płotem; za płotem krzewy. Były też psy, ale w obejściu, za ogrodzeniem. Stamtąd czasem słyszałem ujadanie psów, a innym razem krzyki ludzi. Ulica Szpitalna w połowie już pod nową zabudową przestała istnieć; zniknęło wiele starych, parterowych domów. Z nieutwardzonej drogi bez chodników,  łączącej ulicę Wołodyjowskiego, w pobliżu której były rosyjskie koszary, z dawną ulicą Garbarską, zmieniła się w pozostałej części w piękną ulicę z nowoczesną zabudową i jedną z dróg dojazdowych do Szpitala Uniwersyteckiego.

Jeśli naprawdę chcesz to wiedzieć, to na tej starej drodze przez wiele lat „przemierzałem kilometry”, bo mieszkam tu niedaleko. Pewnego razu (w końcu lat siedemdziesiątych)zaczepiła mnie na tej ulicy starsza kobieta i pytała o drogę do dworca. Prawie z płaczem poprosiła mnie o sto złotych na bilet do Lublina, (jeśli dobrze pamiętam), bo chce wrócić do domu, do dzieci.  Pocieszyłem ją i wspomogłem nie wdając się za wiele w jej osobiste życie. Za kilka dni usłyszałem lament tej samej kobiety dobiegający z podwórza tamtego domu. Zdziwiłem się, że ona tam mieszka. Często płakała i robiła wrażenie, że jest tam wbrew woli przetrzymywana; jak w areszcie domowym. Tak było wiele razy. Ktoś powiedział, że nieboga cierpi na demencję i ciągle chce uciec z tego domu. To nie przekonało mnie, ale współczułem jej. Sam niekiedy usiłuję o wielu rzeczach zapomnieć.


Była wiosna, a właściwie przedwiośnie. Śnieg i lód zniknęły, woda wyżłobiła bruzdy i wsiąkała w ziemię. Rozwinęły się bazie i pąki na gałęziach drzew spulchniły się i pogrubiały. Jest materiał na wielkanocne palmy. Po Niedzieli Palmowej czas jakby przyśpiesza. Cała przyroda pragnie przejścia ze śmierci do życia. Pewnie, dlatego że Wielkanoc – Pascha, – jako przejście ze śmierci do życia ma wymiar kosmiczny. „(…)całe stworzenie aż dotąd jęczy i wzdycha w bólach rodzenia. Lecz nie tylko ono, ale i my sami, którzy już posiadamy pierwsze dary Ducha, i my również całą swoją istotą wzdychamy, oczekując - odkupienia naszego ciała.” List do Rzymian 8, 22-23.

Lubię, gdy rano jest widno; blask poranka działa bardzo inspirująco, a rześkie powietrze dodaje energii. Ferie, nie muszę iść do pracy. Miałem sen, z którego jeden obraz zapamiętałem wyraźnie: stałem na korytarzu przed lustrem i przyglądałem się sobie. W moich okularach z pogiętą metalową ramką brakowało prawego szkła. Zdjąłem je, wyprostowałem ramkę i zastanawiałem się czy da się jeszcze wstawić brakujące szkło. Dobrze, że to tylko sen, bo nie mam innych okularów, pomyślałem i spokojnie wyszedłem z domu.    

To był Wielki Piątek. Ogarnął mnie przeszywający chłód. Na jedynym istniejącym chodniku, przed blokiem, leżał jakiś mężczyzna. Upewniłem się, że żyje, ale nie był w stanie wstać, lub chodzić o własnych siłach – „pijany w dym”. Z trudem udało mi się go obudzić. Pomyślałem, że nie mogę go tak zostawić i postanowiłem odprowadzić go do jego domu. Wówczas nie było jeszcze na ulicach Białegostoku ludzi bezdomnych, przynajmniej ja o takich nie słyszałem. Holuję tego jegomościa jak worek piachu, a on, co chwilę prosi żeby odpocząć, kto ma odpocząć on, czy ja?! Dał do zrozumienia, że mieszka na tej ulicy (Szpitalnej), ale nie chciał podać adresu, bo mnie nie znał i trochę się wstydził, a trochę obawiał tego, co wyniknie dalej. W połowie ulicy zaparł się mocniej na własnych nogach i usiadł na ławeczce przy jakimś domu, żeby odpocząć.

(Przed wielu domami były proste ławki: dwa paliki  wbite w ziemię i na nich deska. ) Po chwili zamiast iść dalej dał do zrozumienia, że minęliśmy jego dom, poprosił, żeby go tu zostawić, i gdy będę wracał zawiadomić kompana, z którym pił. (Wymienił numer domu). Przyjdzie po niego i razem wrócą? 
(Myślałem, że może i on tam mieszka?) Wracając przechodziłem koło wspomnianego domu, ale nie wszedłem na posesję; płot, furtka i zły pies zatrzymały mnie na ulicy. Próbowałem  przez krzaki  za płotem zobaczyć numer domu i spostrzegłem  dziewczynę, którą chciałem poprosić o pomoc, ale ona z „wiskiem” uciekła. Nie wiem, dlaczego była tak bojaźliwa na własnym podwórku, czy miała jakieś przykre doświadczenia?!  Z furią wybiegł z domu pijany mężczyzna, domyślam się, że jej tata i wykazał więcej śmiałości niż ja. - Wyskoczył na ulicę. Nie chciał słyszeć wyjaśnień, ani uznać, że mam prawo znajdować się na ulicy tak samo jak on. Na powitanie wymierzył mi szybki cios w twarz i zbił na policzku prawe szkło okularów. Moja żona słysząc hałas przybiegła z mieszkania do nas. Widocznie obserwowała całe zajście przez okno. Na widok zbędnego świadka zajścia Pijany Obrońca Córki szybko wrócił na swoje podwórko, a ja z żoną wróciłem do domu.


W korytarzu spojrzałem w lustro, zobaczyłem na twarzy swoje okulary z pogiętą ramką, bez prawego szkła, zdjąłem je i  prostując metalową ramkę myślałem, czy da się wstawić nowe szkło. Dziwne, ale nie przeżywałem żadnego żalu, ani niepokoju. To zagadkowe "deja vu" nie było złudzeniem – wyraźnie przypomniałem sobie sen i zrozumiałem do czego się odnosił. Optyk w Zakładzie przy ul. Sienkiewicza  wstawił mi brakujące szkło. Święta Wielkanocne przeżyłem z nowym „szlifem” i w lepszej atmosferze rodzinnej. Zrozumiałem że na moją żonę mogę liczyć  jak na Pomoc Boską. Prawdopodobnie nie pamiętałbym o tamtej przygodzie, gdyby nie nowe fakty. Znów te okulary?! Tak.


Tym  razem idąc ulicą Szpitalną wracałem w Niedzielę z Kościoła. Nie zauważyłem jak i kiedy zgubiłem prawe szkło moich okularów. Dziwne, widziałem dobrze bez niego i dopiero w domu przed lustrem  zauważyłem jego brak.( To zdarzenie nagle odświeżyło mi pamięć. Nie musiałem zapamiętać faktów sprzed 35 lat!) Szkła nie znalazłem, ale przechodząc kilkakrotnie koło pamiętnego domu stwierdziłem, że tam już nikt nie mieszka. Zaniedbany pustostan zmierza ku ostatecznej ruinie. Nie wiem, co się stało z domownikami. Szkoda mi tej dziewczynki, z powodu której straciłem prawe szkło od okularów, (ale zachowałem prawe oko - (Za 11,17), szkoda mi kobiety, która szukała domu, bo tam, gdzie mieszkała nie była  u siebie. Zastanawiam się, czy ci mężczyźni,  kiedy wytrzeźwieli  chcieliby spotkać mnie ponownie. Tak wiele pytań bez odpowiedzi…  -  Jaka siła usunęła stąd tych „ moich” sąsiadów?