Wszystko zaczęło się zmieniać
środa, września 27, 2006
Wakacje z Panem Bogiem
Wszystko zaczęło się zmieniać
czwartek, września 21, 2006
Nie tylko pieniądze..
mogą na rynku oglądać towary i dyskutować.
W ten sposób „sprzedają” bez pieniędzy swoje pomysły, żale, pragnienia i marzenia. Wszystko, co jest potrzebne do życia i tzw. przedmioty „zbytku” - oznaka zamożności – „nadmiar” świadczący o wolności ekonomicznej, nie dają pełni życia! Wielki paradoks! Wzmaga się jakiś niedosyt.
Dawny schemat: „potrzeba – zaspokojenie” (w pewnym stopniu opisujący fakty „przyrodnicze”) został zastąpiony nowym, naukowym określeniem: „uświadomionej potrzeby”. Uświadomione potrzeby – tj. „interesy” – są celami działań ludzi. Praca ludzka jako towar wciąga na rynek i samego człowieka, tak, że sam staje się towarem! Już w starożytności rynek
środa, września 13, 2006
Słowo Życia – pokarm i napój duchowy
Pewnego czwartku na ryneczku w Białymstoku spotkałem kobietę w średnim wieku jak wsparta na kształtnym „baranie” (tj. kierownicy sportowego roweru - zdaje się cytrynowego „Jaguara”) wyczekiwała właściwego nabywcy. Była to wprost wymarzona okazja (kupna „konkretnego” roweru). - Niestety, mogłem tylko obejrzeć to „cacko” – duża rama, smukła sylwetka, metaliczny połysk lakieru i niklowane akcesoria „dawały po oczach” w blasku słońca. Nie przewidziałem takiej możliwości; nie miałem przy sobie wystarczającej sumy pieniędzy. Kobieta zagadnęła zachęcająco: „Niedrogo sprzedam – chcę tylko uzyskać zwrot za części, które syn - Zygmunt zakupił żeby złożyć ten rower. – Jeśli pan nie zdecyduje się dzisiaj mogę podać swój adres”. To była, jak już wspomniałem, wprost „opatrznościowa” okazja – bo niedawno skradziono mi kolejny rower. Potrzebowałem go - chciałem dojeżdżać do pracy i bardzo lubię wycieczki, więc poprosiłem Panią o adres.
Tak się zaczęła znajomość i przyjaźń z Zygmuntem. Moje spotkania i, przy okazji, rozmowy
Jedną z tych rozmów wspominam i rozmyślam o jej znaczeniu. Nie wiem jak „wyłonił się” temat Żywego Chleba i Nowego Wina. Pamiętam, że na przemian obaj z Zygmuntem cytowaliśmy wersety z szóstego rozdziału Ewangelii św. Jana i nie tylko. Jezus po rozmnożeniu chleba i nakarmieniu tłumów spotkał tych ludzi ponownie i przejrzał ich pustkę duchową. – Powiedział im: „Troszczcie się nie o ten pokarm, który ginie, ale o ten, który trwa na wieki, a który da wam Syn Człowieczy; Jego to bowiem pieczęcią swą naznaczył Bóg Ojciec”. J 6,27. – Wtedy słuchacze najwyraźniej zażądali jakiegoś ostatecznego argumentu czy znaku: (testimonium crucis wiary w Jezusa). „Rzekł do nich Jezus: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam (...) chlebem Bożym jest Ten, który z nieba zstępuje i życie daje światu. Rzekli więc do Niego: Panie, dawaj nam zawsze tego chleba! Odpowiedział im Jezus: Jam jest chleb życia. Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął; a kto we Mnie wierzy, nigdy pragnąć nie będzie”. J 6,32-35. „Jam jest chleb życia.
Zdaje się, że Zygmunt cytował Słowo o Nowym Przymierzu Ciała i Krwi z Ostatniej Wieczerzy. I w tym momencie poczułem poniżej mostka smak wina. Zdziwiły mnie dwie rzeczy: nigdy nie odczuwałem doznań smakowych w tym miejscu. Od dawna byłem abstynentem (i nie piję alkoholu pod żadną postacią, a podczas tej rozmowy nic nie piliśmy). Jakże mogłem czuć smak wina?! Potem Zygmunt przeczytał jeszcze dwa wiersze z Ew. św. Jana. ”Duch daje życie; ciało na nic się nie przyda. Słowa, które Ja wam powiedziałem, są duchem i są życiem”. J 6,63. (BT). Piotr potwierdził to z wiarą: „Panie do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego”
Wniosek z rozważania był oczywisty: „Wbrew woli bożej nie masz żadnych szans!” W modlitewniku było jeszcze Słowo Życia na cały tydzień: „Jezus usłyszawszy to rzekł: Choroba ta nie zmierza ku śmierci, ale ku chwale Bożej, aby dzięki niej Syn Boży został otoczony chwałą.” J 11,4. Zupełnie nie widziałem związku choroby i nieposłuszeństwa Achaba. Rano zbudziłem się kompletnie pijany, (tak bardzo, że idąc do łazienki nie mogłem „pocelować” w drzwi). Przypomniałem sobie i skojarzyłem smak wina, który czułem w czasie rozmowy z Zygmuntem i słowo życia z modlitewnika o chorobie, „aby dzięki niej Syn Boży został otoczony chwałą.” – To bardzo dziwne! Uzmysłowiłem sobie, że byłem pijany od duchowego wina.
Znajomy ksiądz sugerował, że można coś takiego przeżyć będąc pod wpływem Słowa Bożego. Zrozumiałem to dopiero później czytając Jeremiasza: „Rozdziera się serce we mnie, wszystkie moje członki ogarnia drżenie, jestem jak człowiek pijany, jak człowiek przesycony winem - z powodu Pana i Jego świętych słów.” Jr 23,9 (BT) Na drugi dzień, wydawało się, że się „pozbierałem” i jestem w miarę zdrów, gdy - po południu, „rozchorowałem się” znowu: chwycił mnie ból mięśni i kości, potem ostry ból głowy (jakby pokaleczonej cierniami), potem potworny ból w sercu, gorycz i wymioty... Myślałem, że to już koniec... Nie mogłem przeczytać „zaległych” rozważań z dnia. – Następnego ranka wstałem, jak nowonarodzony: rześki, zdrowy i radosny, a przy tym bardzo zdziwiony. Przeczytałem „zaległe” czytanie i rozważanie, którego tematem była „Męka i śmierć Pana Jezusa”. Byłem wstrząśnięty . Pomyślałem sobie, że nawet się dobrze złożyło (z tym spóźnionym czytaniem) bo gdybym wcześniej wiedział, jaki jest temat czytania i myślał o chorobie (na chwałę Bożą) to mógłbym ulec jakiejś autosugestii!? - Chciałem porozmawiać o tym z Zygmuntem i przy najbliższym spotkaniu opowiedziałem mu o tych niezwykłych przeżyciach. W odpowiedzi usłyszałem lakoniczne wyjaśnienie: „Bóg chciał dać ci poznać, w tak przykry dla ciebie sposób, że otrzymałeś ten napój i pokarm duchowy”. Nie byłem gotowy do przyjęcia takiej „dziwnej” odpowiedzi; moje myślenie na ten temat nie nadążało za tajemnicą
W wakacje wyjechałem w góry (na „Oazę” letnią do Krościenka). Krościenko nad Dunajcem to piękne, górskie miasteczko w Pieninach w pobliżu wód zdrojowych Szczawnicy. Tam każdego roku przyjeżdżają tysiące ludzi: turyści, kuracjusze, wczasowicze i biznesmeni. Tłok robi się w sezonie wczasowym niezależnie od pogody. Większą frekwencję od ośrodków wczasowych i wypoczynkowych mają jednak domy rekolekcyjne w okresie ferii zimowych i letnich oraz w wakacje. Krościenko to centrum „oazowe” Ruchu Światło-Życie, który daje możliwość chrześcijańskiego dojrzewania oraz rozwija się w ścisłym związku z posoborową odnową Kościoła.- Odnowa korzeni i owoców wiary. Założycielem Ruchu był ks. Franciszek Blachnicki. Tu - w Centrum - górska pogoda - zmienna i kapryśna, często przyprawia nie tylko mieszkańców tych terenów, ale też przybyszów o liczne problemy. Gorący czas: żniwa, sianokosy i owoce; praca, wypoczynek i świętowanie. - Upały i obfite opady deszczu, ulewy i burze z piorunami w górach, nie dają spokoju góralom, ani wczasowiczom. Zerwane mosty utrudniają przejazd „kursowych” autobusów i wszelką komunikację. Przez te sytuacje wiara wielu ludzi jest poddawana próbie. Woda w Dunajcu, w kolorze błota, podniosła się ponad „poziom krytyczny” i zaczęła wlewać się do piwnic niżej położonych domów. Z Czechosłowacji przypłynęła zatopiona krowa. Tego dnia odczytałem w modlitewniku Słowo Życia na tydzień Łk 8,25: „A
Czułem, że to dobra nowina, muszę więc powiedzieć ludziom z parasolkami o tygodniu pogody bez burz i opadów. „Do czwartku będzie piękna pogoda!” – Niech będzie jeszcze w piątek, bo jest dzień wspólnoty oaz. Na „rękojmię” , na Słowo – pogoda będzie także w sobotę, zapewniłem. - Powódź się wycofała. Górale zwieźli suche siano i zboże. Jezus ma moc dzisiaj - zmienia życie i zjawiska przyrody. Doświadczyłem też, że wiara ma wpływ na życie i bieg wydarzeń. Hbr 13,8. Chwała Panu! „Codzienne rozważania biblijne” – jak chleb powszedni - traktuję na serio. - Czemu nie mam szukać w nich czegoś nadzwyczajnego?!
środa, września 06, 2006
Zęby w szklance
- Nijak nie chcieli przyjąć do wiadomości i zastosowania owego „kagańca oświaty”, czy może raczej symbolicznego knebla” by siedzieć cicho. Młodość ma swoje prawa! – Ci chłopcy potrzebowali bardziej „świetlicy” niż czytelni – miejsca, gdzie mogliby przesiedzieć przerwę między lekcjami, odreagować stres i nieco odpocząć. (Latem w ciepłe dni taką rolę mogło spełnić podwórko lub boisko).
W takich wypadkach próbowałem zażegnać kryzys. Prosiłem o ciszę, proponowałem wypożyczenie jakiejś ciekawej lektury lub inne zajęcie, np. okładanie książek własnych lub bibliotecznych, odrabianie lekcji, czasem rozmowę lub sprzątanie, jeśli znalazłem posłuch.) Wszystko mogło być półśrodkiem – z wyjątkiem „pracy” z indywidualnym czytelnikiem. Jeżeli ktoś z nauczycieli zachorował i nie było zastępstwa, to był dla mnie czas próby. Najpierw usiłowałem zorganizować im cichą lekcję, ale wówczas część grupy opuszczała salę. Pod jakimś pretekstem – może postanowili pograć w piłkę?
„Wierni czytelnicy” w tej sytuacji ścisnęli się w kącie wnęki i po chwili zachowywali się bardzo głośno, przekrzykując się w opowiadaniu różnych historyjek, od których więdły uszy. Tłumiąc gniew przypomniałem o potrzebie „regulaminowej” ciszy w czytelni i zapytałem czy mogliby coś poczytać (bo to jest miejsce właśnie dla czytelników!) Na chwilę zapanowała cisza, ale gdy byłem już przy biurku, usłyszałem śmiech i szelest dartych gazet. Po chwili ktoś za ścianą zażartował: „Poczytajmy panu magistrowi”. Na to ktoś drugi odpowiedział: „Znalazłem coś interesującego pod tytułem
– „Czy to, co mówi Psalmista może mieć związek z zębami w szklance?!” – Na próżno siliłem się na dowcip. Wróciłem do swej pracy w magazynie, a chłopcy nieco przycichli - jakby mniej pewni siebie. - „Po czytaniu, będzie kazanie?!” – „Bez komentarza”... – „Sobie śpiewam, a muzom.” – Zdaje się, że tak powiedział pewien poeta!? - Wychodzimy!”
Na drugi dzień Rysiek (zdaje się, że tak miał na imię - jeden z tych, którzy poprzedniego dnia chichotali czytając o zębach w szklance) przyszedł do czytelni w charakterze pacjenta z bólem zęba i pytaniem: „Czy pan magister nie ma przypadkiem jakiej tabletki przeciwbólowej?’ – „Niestety nie!” Nie miałem w bibliotece apteczki, ani żadnych leków prywatnych. Zastanowiło mnie dlaczego nie poszedł z tym do sekretariatu, gdzie jest apteczka. (Miał jak widać problem nie tylko z bólem zęba; domyśliłem się, że chciałby porozmawiać.)
Chłopiec „usłyszał” słowa Psalmu - odniósł je do siebie – uwierzył!? – Nic nie mogło przesłonić pewnego, choć nie do końca jasnego doświadczenia: Ktoś go dotknął; Ktoś „wymacał” mu zęby! (Powstrzymam się przed zbyt szczegółowymi i pochopnymi wnioskami,)
Na następnej przerwie weszła większa grupa ożywionych „czytelników” i pomyślałem, że mogę nie zauważyć kto „potrzebuje” płynu do mycia szyb schowanego w koszu. Rysiek wszedł między regały i usiadł przy „służbowym” stoliku, gdzie siadali moi goście. Był onieśmielony – to do niego nie podobne! Dał do zrozumienia, że rozmowa ma być poufna - nie wiedział od czego zacząć. – „Mów śmiało!” - zachęciłem. –„Może pan słyszał, że w szkole będzie dyskoteka? – Żeby się dobrze bawić potrzebujemy dobrego towarzystwa i coś na humor. Zaprosiliśmy „Szpulki” z - ZetDeZetu1. Na humor trafił się nam „wynalazek”. – Zachyliłem sprzątaczce butelkę płynu do mycia okien – wyjaśniał szczery do bólu Rysiek –
Bardzo nie podobały mi się piątkowe dyskoteki - wprowadzone jako „socjalistyczny” obyczaj mimo wolnych sobót. (- Te nowe obyczaje miały przełamać „chrześcijańskie”
Z piątkowymi zabawami wiążą się bardzo przykre, tragiczne wspomnienia. Kiedyś miasto obiegła makabryczna wiadomość. Podobna do jednej z tych „hallowinowych”, demonicznych, opowieści grozy. W czasie jednej z takich piątkowych zabaw, jak pamiętam, z pewnością nie była to szkolna dyskoteka, gdy dorośli mocno popili i hucznie balowali, w tym samym czasie ich dzieci na Osiedlu w starej szopie bawiły się ogniem. Nieumyślne podpalenie wywołało pożar tak wielki i gwałtowny, że chłopcy, zamiast ratować płonącego kolegę przerażeni uciekli. Niestety pomoc nie przyszła w porę. - „Indianin” żywcem spłonął... (-To zdarzenie boleśnie utkwiło mi w pamięci. Między innymi dlatego poufną informację Ryśka o piątkowej dyskotece wykorzystałem jako pretekst, żeby ta zabawa nie odbywała się w czytelni.) - Wcześniej nikt mnie nie spytał