czwartek, sierpnia 31, 2006

Czy mogę napić się wody?!


Pracowałem w bibliotece ZSZ1 od 74r Biblioteka szkolna to dziwne miejsce - „azyl” - tak myślał o tym mój zwierzchnik. - Na każdej przerwie, zaraz po dzwonku, na korytarzu, rozbrzmiewał znajomy, jakby kaskadowy, coraz głośniejszy szum, wyraźne tupotanie biegnących chłopców. - Chcą w czytelni zająć dobre miejsce (tylko na czas przerwy lub „okienka”). Oczywiście każdy myśli – „Może została do przejrzenia jeszcze jakaś cała gazeta?!” Innym razem jakiś „spóźnialski”, albo „wagarowicz” znajdzie „azyl” w bibliotece (- za cichym przyzwoleniem władzy szkolnej -uczeń ma prawo tu „zniknąć” i przebywać do końca lekcji, bo jest na terenie szkoły i pod wychowawczą opieką nauczyciela). Wchodzi taki czasem, po cichu niepostrzeżenie usiłuje usiąść gdzieś w kącie sali. Czasem zbliża się do biurka, wpisuje nazwisko albo ksywę, gdy nikt nie patrzy do księgi czytelników i dla lepszego „wrażenia” coś wybiera, (albo nie może się na nic zdecydować, bo to tylko pretekst.) - Naprawdę chciałby pogadać. Ale jak zacząć. Nikt nie chce wysłuchać biedaka. Siedzę przy biurku obłożonym książkami i próbuję je przygotować, bo już idą czytelnicy. - „Dzień dobry, panie psorze!” –uniosłem głowę znad biurka - ‘Witam!’ - Odpowiedziałem i spojrzałem na przybysza. – Zdzisiek trzymał w ręku książkę – „Chciałbym zwrócić, dzisiaj nic nie wypożyczam.” – „Może coś wybierzesz, bo już nic nie masz na swojej karcie”. – Odrzekłem. – „Nie!” – Padła odpowiedź. Odnotowałem zwrot i przyjrzałem się bardziej uważnie niechętnemu czytelnikowi. – „Masz jakiś problem?!” – „Nie, wszystko w porządku!” Zauważyłem, że w klapie marynarki miał odwrócony srebrny krzyżyk. Spokojnie, ale z wyczuwalnym napięciem w głosie poradziłem:: „Nie odwracaj krzyża w ten sposób, bo może się horyzont odwrócić!” – Przestrzegałem – „Pamiętasz film „Quo vadis’ – tak właśnie był ukrzyżowany Św. Piotr”. – Ździch był wyraźnie zawiedziony tym wyjaśnieniem. „Mógłbym ci w czymś jeszcze pomóc?” – Nalegałem - „Nie, tak!” – „Czy ma pan psa?!” – Zapytał. Zastanawiałem się o co mu chodzi i po chwili powiedziałem: „Na przystanku autobusowym kręcił się jakiś ładny, bezpański pies. - Dlaczego pytasz?!” – Nie od razu odpowiedział. Uśmiechnął się nieśmiało, jakby przyłapany na czymś wstydliwym, bąknął: „Potrzebuję!” – „Powiedz o co chodzi, bo nie ‘łapię’ – co to znaczy czy ‘potrzebuję’ .” – „No bo wie pan... żeby złożyć ofiarę szatanowi.” – Wybąkał zmieszany półgłosem, jakby w sekrecie. – Czy się nie przesłyszałem – ten dzieciak ma coś wspólnego z satanistami?! - „Skąd ci to przyszło do głowy?!” – Zapytałem; Cisza... – „Może to ty jesteś jak ten pies?!” Szarżowałem zirytowany. – „A jakim to sposobem mógłbym stać się ofiarą szatana?!” – Odpowiedział pytaniem na pytanie. Wziąłem kilka głębokich oddechów i modliłem się w duchu, żeby sprawa nie wymknęła się spod kontroli. – „Widzisz powiedziałem, są kraje gdzie życie prostego człowieka się nie liczy... „Opowiadał mi znajomy (-po powrocie zza granicy), że podróżując po tzw. „Demoludach”, w pewnym kraju widział martwego człowieka potrąconego przez samochód. Nikt nie zabrał go z pobocza, ani się nie zainteresował kto to jest. Bardzo prawdopodobne, że ten człowiek nawet nie miał żadnego dowodu tożsamości. –Czy więc nie było go w ewidencji, czyż był jakby „nadprogramowy” – nigdzie go nie brakowało?! Ci ludzie to nie są dobrowolne ofiary! U nas w Polsce, (przynajmniej formalnie) ceni się życie każdego człowieka. - Za to na jezdni i na poboczach leżą rozjechane psy. – Czyż nie są to ofiary?! Są. Czy może myślisz, że diabeł potrzebuje specjalnego miejsca: cyrku i widowiska do swych ofiar? – Każde zło - dowolny grzech – jest jemu złożoną ofiarą!” - Chłopiec pobladł, takiej riposty się nie spodziewał. - Po chwili namysłu zapytał: „Czy mnie jak tego psa potrąci samochód?!” – „Módl się, żeby tak nie było!” – Poradziłem. Nie wiedziałem, co dalej robić. Przecież wszystkiego nie da się obrócić w żart. Z rana zanim wyjechałem do pracy szukałem zawsze pocieszenia w Słowie Bożym. (- Wg kalendarza czytań) była tam dobra rada: „Gdy wróg twój łaknie, nakarm go chlebem, gdy pragnie, napój go wodą”. Prz 25, 21 Z tym nastawieniem rozpocząłem pracę. - W Firmie panował porządek. - Nie dlatego, że przed lekcjami (zamiast modlitwy, jak dawniej w Polsce) wprowadzono nowy zwyczaj wznoszenia okrzyku powitalnego - „Młodzieży: cześć pracy!” -„Pracy cześć!” – Powód był całkiem inny. – Wszyscy robotnicy, instruktorzy, młodociani pracownicy i uczniowie mieli przerwę na drugie śniadanie, które pracodawca fundował o określonej porze w tym miejscu, mieli okazję zjeść zupę z wkładką. Nie poszedłem z innymi do stołówki, ale na stoliku za regałem sam sobie przygotowałem drugie śniadanie: dwie pachnące bułeczki z serem i herbatę. „Nie musiałem się spieszyć, niech odrobinę ostygnie ” – Wtem to właśnie rozległ się znajomy głos: „Dzień dobry, panie psorze!” – „Tylko ciebie teraz brakowało” - Pomyślałem prawie zirytowany. – „Dzień dobry!” – Odpowiedziałem chłodno, nie patrząc na „intruza”. – „Czy mogę napić się wody?!” – Zagadnął tamten. (- Picie wody na zapleczu to prawie rytuał, który powtarzał się na każdej przerwie. (Zlew umieszczony na zapleczu – „przepisowy” kącik socjalny - jakież to jest wielkie dobrodziejstwo! Czytelnicy mieli wolny dostęp do półek – również „przepisowo” chodząc między regałami mogli bez pytania o pozwolenie, na końcu magazynu napić się wody.) – Zwykła grzeczność... – „Proszę bardzo!” - Chłopiec śmiało poszedł prosto do zlewu nie zwracając uwagi na książki. Szybko popił kilka łyków i wracając popatrzył na bułeczki cały zwracając się w stronę zastawionego stolika. – „Może się poczęstujesz?!” – Prawie wbrew sobie zaproponowałem. -Tamten chwycił bułeczkę i wychodząc pospiesznie zjadł w kilku kęsach.– „Czy chcesz coś wypożyczyć?” – „Może następnym razem!” – Odrzekł, i po chwili wahania wyszedł.
Na drugi dzień chłopcy w dżinsowych kamizelkach z błyskawicami w kształcie „SS” i nie czytelnymi dla mnie gotyckimi napisami w bibliotece pluli na wykładzinę dywanową, w taki sposób, żeby nie można było tego przeoczyć. Brudzili, śmiecili, niszczyli krzesła książki.. - Musiałem być bardzo czujny: modlić się i pilnować, żeby czegoś „grubszego nie zmalowali. Wkrótce sensacyjna wiadomość z prasy obiegła szkołę. - Taksówkarz na ulicy Berlinga potrącił przebiegającego przez jezdnię nieuważnego chłopca. - Jak się wkrótce wyjaśniło był to „łasy na psy” - Zdzisio (- o którym coś już wiemy). Wcześniej najwyraźniej zrelacjonował swym „gotyckim” kolegom szczegóły o „zdechłych psach”, bo zdjęli swoje ręcznie zdobione kamizelki. Poszkodowany ich kolega - Ździch, jak się dowiedziałem., przebywał na 9-dniowym powypadkowym zwolnieniu lekarskim. – Po powrocie do szkoły przyszedł do biblioteki na rozmowę. Najpierw pożyczył jakąś książkę.
W granatowym mundurku, biała uprasowana koszula i krawat. Nadto chyba był świeżo ostrzyżony, „Taki jesteś elegancki!” – Zagadnąłem. - „Mama kazała” – jakby usprawiedliwiał się. Omal nie wybuchnąłem śmiechem - klepnąłem go przyjaźnie po ramieniu i jeszcze raz mu się dobrze przyjrzałem: „No nie – srebrny krzyżyk w klapie, już nie odwrócony!” – „Dlaczego właściwie nosisz krzyżyk?” – Zapytałem. - „Byłem ministrantem, a potem w „Oazie” grałem na gitarze. Dwa razy byłem ciężko pobity: raz po wyjściu z Mszy, na której służyłem, a potem po spotkaniu w Oazie. – Dawali mi do zrozumienia, że jak się do nich przyłączę, to mi dadzą spokój z biciem. Teraz jednak myślę, że to nie prawda!” - „Widocznie Panu Bogu zależy na tobie więcej niż myślałeś. - Widzisz po potrąceniu nie straciłeś życia (jak przejechany pies) ani nie zostałeś kaleką. Szatan kasuje swe ofiary. - Ciebie Pan Bóg zachował. – Była to trudna lekcja Bożej miłości i opieki”- dla Żdziśka.
Pozostali chłopcy mieli jednak jeszcze jeden problem. Nosili urazy psychiczne wyniesione z domu i środowiska. Młody człowiek, „natarczywie” szukający zrozumienia i współczucia, na ogół jest bardzo gniewny. Po wielu porażkach podejmuje kolejną próbę –Taki, nie wysłuchany (lub nie uznany, co dla niego znaczy zlekceważony) rozmówca dobrze wie, że jeszcze ma szansę „namacalnie” udowodnić nauczycielowi (bibliotekarzowi), że to był błąd. – W takich przypadkach wystarczy coś zepsuć. (- Taki drobny sabotaż silniej przemawia niż dobre słowo?!) Psychologia zachowania bardzo „ceni bodźce materialne”. Z głową gorącą od obaw, niepokojów i „alternatywnych” pomysłów wchodzi młody człowiek tam, gdzie jest mniej lub bardziej bezpieczny, zależnie od nastroju – i „fazy” emocji, powodowany nadzieją czy też gniewem.(–„Oni są żywi, co tam psychologia!”)
Uważali, nie bez racji, że ten wypadek z potrąceniem był skutkiem klątwy, która dosięgła ich kolegę. - Po „incydencie” z odwróconym krzyżykiem i rozmowie o „ofiarnym” psie w bibliotece otrzymali dziwne jakby ostrzeżenie odczytane z Nowego Testamentu: „Wielu bowiem postępuje jak wrogowie krzyża Chrystusowego, o których często wam mówiłem, a teraz mówię z płaczem. Ich losem - zagłada, ich bogiem - brzuch, a chwała - w tym, czego winni się wstydzić. To ci, których dążenia są przyziemne. Nasza bowiem ojczyzna jest w niebie. Stamtąd też jako Zbawcy wyczekujemy Pana naszego Jezusa Chrystusa, który przekształci nasze ciało poniżone, na podobne do swego chwalebnego ciała, tą potęgą, jaką może On także wszystko, co jest, sobie podporządkować.” Flp 3,18-21–- Odczytywanie Pisma Św. służy nawróceniu: „Klątwa Pana spoczywa na domu bezbożnego, lecz błogosławi On mieszkaniu sprawiedliwych.” Przy 3, 33. W tym konkretnym przypadku zaś należałoby mówić raczej o błogosławieństwie. – „Wy jesteście synami proroków i przymierza, które Bóg zawarł z waszymi ojcami, kiedy rzekł do Abrahama: Błogosławione będą w potomstwie twoim wszystkie narody ziemi. Dla was w pierwszym rzędzie wskrzesił Bóg Sługę swego i posłał Go, aby błogosławił każdemu z was w odwracaniu się od grzechów”. Dz 3,25-26. - Ktoś znowu zapytał: „Czy mogę napić się wody?”

czwartek, sierpnia 24, 2006

Betabara - czyli dom przejścia


W pamiętną Niedzielę 13 grudnia ’81 rozpoczęły się Rekolekcje w „Betabara” w Złotorii, - Ostra zima od początku „powiała” Syberią. - Świst mroźnego wiatru niepokojąco wzmacniała na przemian cisza i muzyka wojskowa w radio i TV. Potem usłyszeliśmy złowieszczy komunikat i przemówienie gen. Wojciecha Jaruzelskiego o wprowadzeniu stanu wojennego w całym kraju. (-Brak programu miał wzmocnić poczucie grozy,) Jaruzelski postanowił przedstawić się jak mąż „opatrznościowy”, który w obliczu katastrofy musi działać. (– Od początku do końca „Idea” oparta na kłamstwie.) - Władza Polski wypowiedziała wojnę społeczeństwu w sposób całkowicie jawny?! Choć z pominięciem procedury konstytucyjnej? Uformowała się tzw. WRON – czyli Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego. – Naród miał porzucić Solidarność i Wałęsę. PZPR-owcy musieli odzyskać utracone społeczeństwo. Od tego zależały ich profity. (-Z perspektywy można by powiedzieć, że plan partii powiódł się.)
Uroczyście rozpoczęliśmy Mszą Św. -Tego wieczoru głosiłem naukę, pierwszą swoją rozpocząłem od Słów: „Duch Wszechmocnego, Pana nade - mną, gdyż Pan namaścił mnie, abym zwiastował ubogim dobrą nowinę; posłał mnie, abym opatrzył tych, których serca są skruszone, abym ogłosił jeńcom wyzwolenie, a ślepym przejrzenie”, Iz 61,1 (BW); por. Łk 4, 18n. - Jak wiemy Jezus z mocą czytał te słowa w synagodze w Nazarecie i wyjaśniał - : „abym obwoływał rok łaski od Pana. Jezus autorytatywnie oświadczył i ogłosił; „Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli.” Czytając te słowa nie zdawałem sobie w pełni sprawy czy i jakie (dokładnie) ma to znaczenie dla nas dzisiaj. Ucieszyłem się, że w Liście Episkopatu w tym czasie znalazł się również bezcenny cytat: Iz 61,1-2. (– ta zbieżność była dla mnie potwierdzeniem tzw. „sensus ecclesiae” – zmysłu kościoła). Tego wieczoru wracałem późno rowerem, była właśnie godzina milicyjna. Tuż przy domu mijałem „gazik”. - Przemknąłem jak UFO – nie zauważyli mnie, albo nie chcieli widzieć?! Było ok. 23oo i zdałem sobie sprawę z „godziny milicyjnej”- przemknęło mi przez myśl, że mogli mnie aresztować! Przed blokiem stała „Czarna Wołga”. Maska samochodu była uniesiona, a za nią krył się nieznajomy kierowca. – „Może panu w czymś pomóc?” – Zapytałem. – „Co on tam może zrobić po ciemku i w taki mróz?!” – Pomyślałem. Idąc na piętro mijałem innego się w momencie., gdy go mijałem. -Olśniła mnie myśl: „On po prostu nie chce pokazać mi swej twarzy! A ja miałem szczęście zachować pełne „incognito”. - Czy aby na długo?!”
(Po chwili obaj „nieznani” pasażerowie „Czarnej Wołgi” odjechali sprzed domu).
W mieszkaniu czekało na mnie wezwanie na jutro do Komendy MO, które przed chwilą przywieziono.
Po owocnym i bardzo mroźnym poniedziałku rekolekcyjnym, wypełnionym po brzegi Słowem Bożej Miłości, wracałem ze Złotorii do Białegostoku z Ks. Moderatorem Z. Krupskim jego starą „Syreną. - Wychuchał na szybie samochodu kółko wielkości złotówki, żeby „coś” widzieć, bez trudu zapalił i ruszyliśmy. Na „wsiakij pożarnyj słuczaj” uprzedziłem, że jutro idę do Komendy MO i mogę już nie wrócić więcej do „Domu Przejścia”.
- Miałem bardzo dobry start. - Z rana udałem się do Komendy Głównej ze swym wezwaniem nie domyślając się o co chodzi. Najpierw podpułkownik K. przesłuchał mnie „przepisowo”. - Potem podał protokół do podpisania. Powiedziałem, że najpierw chcę wiedzieć z kim rozmawiam. „Czy pisze pan książkę?” – Zapytał. Rozmawiał grzecznie, ale jakby z ironią: najpierw zapytał gdzie jest redaktor K. Burek odpowiedzialny za Biuletyn Solidarności Regionu Białystok i czy może zamierzam się u niego „doktoryzować”. – Odpowiedziałem, że Redaktor „siedzi”. (- Nie domyślałem się nawet, że uciekł w Gdańsku przed agentami SB unikając aresztowania).
A Komendant spokojnie podsunął mi dekret o internowaniu. Wyjaśniłem, że „Internować można ŻOŁNIERZA PO ROZBROJENIU NA OBCYM TERYTORIUM”. –Nie jestem na obcym terytorium i nikt mnie nie rozbroił. Z tej racji takiego kłamstwa nie podpiszę. - „Rozbroiła” mnie natomiast przyczyna owego „internowania.” W dekrecie napisano: „Może obalić ustrój siłą!” - A więc uznano mnie za syjonistę!1 Uśmiechnąłem się w duchu z powodu tej nobilitacji. Komendant poprosił sierżanta, aby mi nie zakładano kajdanek. Zanim mnie odwieziono do aresztu usłyszałem o abolicji2. (Czyżby „pouczono” mnie o moich prawach?!) Zostałem zrewidowany i pozwolono mi zatrzymać przy sobie list, który „niechcący” nosiłem w kieszeni i osiem książeczek (wg niego „liturgicznych”); m.in. Ewangelię Św. Jana.
Kapitan, naczelnik więzienia, jeszcze raz podsunął mi dekret o internowaniu – musiałem wyjaśnić nieporozumienie i wprowadzono mnie do celi. Zostałem we własnym ubraniu; do depozytu oddałem tylko dokumenty, obrączkę, zegarek i kilka innych drobiazgów . 22.XII.81 przedstawiono mi zarzut kontynuowania działalności związkowej w okresie stanu wojennego – jednak nie zostałem skazany.
Mój nowy znajomy - Jurek siedział już dwa lata, a jeszcze nie był skazany. (Sprawa w toku: zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci człowieka, który niespodziewanie wtargnął na jezdnię pod zderzak ciężarówki). Za dobre sprawowanie rozdawał posiłki w więzieniu. Czasem przychodził do naszej celi na postrzyżyny. W wigilię pozwolono mu przyjść do nas na kolację (Opłatek i życzenia od biskupa Kisiela bardzo podniosły nasz nastrój). - To dziwne, ale w więzieniu poczułem się wolny. Kiedy się trochę poznaliśmy Jurek opowiedział mi swoje sny o Jezusie. – „Szukałem w swym śnie grobu Pana Jezusa. Chodziłem jakby po cmentarzysku wśród krzyży i wypatrywałem . Poczułem na sobie wzrok i odwróciłem się. Za mną stał żywy Zbawiciel, który z miłością i zdziwieniem patrzył na mnie” – opowiadał Jurek. Równo po roku miałem drugi sen: „Zobaczyłem Jezusa, jak naucza z dachu jakiegoś garażu, a wokół nieprzeliczone tłumy słuchaczy... Chciałem podejść bliżej, wtedy niepostrzeżenie Jezus zniknął mi z oczu; zostałem tylko ja i ludzie” – powiedział Jurek. Wyjaśniłem mu jak potrafiłem.- „W pierwszym śnie, jako wierzący człowiek – Jurku -- szukałeś Jezusa niewłaściwie: scena ta przypomina spotkanie z kobietami Łk 24,5-6: „Przestraszone, pochyliły twarze ku ziemi, lecz tamci rzekli do nich: Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał. (...)’ Drugi sen oznacza, że znalazłeś się w wielkim gronie Jego uczniów <>, gdy podążałeś za Nim i Jego nauką, a sam Jezus zniknął ci z oczu. Po zmartwychwstaniu zasiadł po prawicy Ojca, wypełnił też, co obiecał: „Nie zostawię was sierotami!” i zesłał nam obiecanego Ducha Świętego. (Por. J 14, 15-19; 16, 5-15.) Potem jeszcze kilka razy mieliśmy okazję do spotkań. Rozmowa z pomocą małej książeczki: „Czy słyszałeś o czterech prawach duchowego życia?” - jak myślę była potrzebna do tego, aby Jurek w pełni świadomie powierzył swe życie Zbawicielowi. Dałem mu Ewangelię Św. Jana. - W niej wpisał swe imię i nazwisko z datą podjęcia owej decyzji. – Ta trochę „niezwykła” okoliczność uświadomiła mi po co tu się zeszliśmy; i to właśnie w więzieniu...
Po miesiącu spędzonym w areszcie śledczym moja sprawa była nadal „w toku”. Na dwa kolejne miesiące jako aresztant trafiłem do szpitala. Tutaj poznałem Janka, który chorował mniej więcej od dziesięciu lat. Według diagnozy lekarskiej był zdaje się paranoikiem. Sam jednak twierdził, że jego problem powstał stąd, że nie służył w wojsku. Pamiętam jak czasem wykrzykiwał, że „Lenin to najlepszy człowiek na świecie!” – Potem jakby to był ktoś inny sam sobie odpowiadał: - „Tyle w nim dobra, co i w psie!” (Innym razem wrzeszczał, że to Stalin albo Hitler jest tym najlepszym.) Diabeł, jakby w sekrecie przyznał Jan, nakłania go ciągle: „Bij, zabij!” Wprawdzie on jeszcze nikogo, na szczęście nie zabił, ale za każdą próbą były „ofiary”. Sam kilkakrotnie miał złamania kończyn i rozbitą głowę z tego powodu. – Janek po rozmowie ewangelicznej nawrócił się, Potem wyspowiadał się i głośno płakał w czasie Mszy Św. w kaplicy szpitalnej. Dostał od siostry w prezencie Pismo Święte Nowego Testamentu. - Czytał je codziennie; szczególnie w momencie najcięższych pokus był to dla niego ratunek. Stan jego zdrowia zaczął się nieznacznie poprawiać. Rodzice jego mieli na wsi gospodarstwo i byli już zmartwieni jego chorobą , brakiem pomocy przy pracy na roli i własną smutną starością. Matka jego nie wierzyła, że syn wyzdrowieje i mawiała: „Synku, ty tu będziesz dożywał!” (Chory był kawalerem i wówczas miał 33 lata). „Szpital nie jest przytułkiem – powiedziałem - Wasz syn wyzdrowieje, wróci na wieś i będzie pomagał rodzicom.” - Najpierw wysłano go na święta, na przepustkę, a po udanej próbie wypisano ze szpitala. Nie wiem jak sobie radzi.
W modlitewniku Spurgeona: „Klejnoty Obietnic Bożych” na12.03.82 odczytałem Słowo: Pwt 33,18: „Raduj się swoim wyjściem!” - Z tą datą otrzymałem nakaz uchylenia aresztu. Uradowałem się, że Słowo Boże tak mnie prowadzi. – nie chodzi tu jednorazowe wyjście, ale o „wyprawy” . Każda taka wyprawa, którą mi Bóg organizował miała „happy end”; dawała radość. Słowo Boże wypowiedziane w Złotorii pamiętnego trzynastego grudnia (Iz 61,1-2; Łk 4,18) zaprowadziło mnie najpierw do więzienia, abym jeńcom, którzy tam przebywali ogłosił wolność w Chrystusie. Następnie skierowało mnie do szpitala, abym uniknął wyroku i pomógł Jankowi zniewolonemu chorobą znaleźć uwolnienie przez wiarę w Jezusa. Na koniec tej „wojennej” przygody wyszedłem na wolność, abym „radował się na swoich wyprawach.” - Jesienią byłem na Mszy św. za Ojczyznę w Warszawie. Tam usłyszałem słowa Psalmu: „daje prawo uciśnionym i daje chleb głodnym. Pan uwalnia jeńców,” Ps 146, 7 - Ogłoszono wtedy powszechną amnestię. - To jest znak mocy Słowa Bożego. Chwała Panu!

czwartek, sierpnia 17, 2006

Roman J. Koper


Jak zostałem Syjonistą czyli o tym co jest moim dziedzictwem.

Wydarzenia marcowe ’68 r. – Niewiele pamiętamy z historii najnowszej ! Co gorsze ujawnianie prawdy jest (dla żyjących jeszcze bohaterów tamtych dni) niewskazane - kłopotliwe i niewygodne. - W każdym razie ten rozbrat interesów niektórych ludzi i prawdy jakoś musimy obejść. Chociaż polskie przysłowie ludowe mówi, że „Prawda obroni się sama”, a łacińskie, że „Prawda zwycięży!” - „Veritas vincere necesse!” – wciąż czuję się wyraźnie zachęcony, aby stanąć po jej stronie. - Co się wtedy naprawdę wydarzyło? - Po protestach robotniczych poznańskiego października 1956r. w dziesięć lat później, tj. w ’66 r. znany filozof prof. Leszek Kołakowski – wówczas pracownik UW – podsumował (na spotkaniu ze studentami na wydziale historii) dorobek poznańskiego października. - W dyskusji studenci wyciągnęli „rewizjonistyczne” wnioski pod adresem PZPR. Zauważyli, że jest coś nie tak, bo partia robotnicza walczy z robotnikami, których rzekomo reprezentuje. Kilku dyskutantów relegowano (zwolniono) z uczelni, po czym mężczyzn natychmiast wzięto w „kamasze”1. Zastosowano stare rutynowe, wypróbowane metody carskiej ochrany. ( – Tak został poddany 25–letniej resocjalizacji Taras Szewczenko, gdy się naraził carowi swą wiarą w prawa obywatelskie). W marcu ‘68r. na uniwersytecie Warszawskim studenci zorganizowali strajk. Do stłumienia protestów studenckich użyto tzw. sił porządkowych. - Przeciw studentom wysłano milicję i ORMO. Rozwiązano też słynny Wydział Filozofii UW – „siedlisko rewizjonizmu”. (- Może historycy opiszą dokładnie te godne uwagi wydarzenia.) Pracowałem wtedy pierwszy rok po studiach. - Z polecenia partii nauczyciele akademiccy w Polsce mieli „obowiązek uświadamiać” studentów, że wichrzycielami wśród nich są syjoniści, którzy chcą obalić socjalizm siłą. (Miałem o tym dość mgliste pojęcie). Ze swej strony chciałem być wiarogodny wobec studentów - mieć swój pogląd o „zjawisku” i ruchu syjonizmu. W związku z tym zauważyłem, że można to ująć na dwa sposoby: religijnie bądź też politycznie. Syjonizmem duchowym moglibyśmy określić wiarę, że Góra Syjon – Jerozolima - jest stolicą i tronem Boga, który dał Izraelowi Ziemię Obiecaną (– Kanaan). Tu sięgnąłem do Biblii2. Czytałem wówczas Ps 105,11: „Dam tobie ziemię Kanaan na waszą własność dziedziczną.” (Kanaan – znaczy „handel”; „rynek”; kanaani(ci)– handlarze. Por. Iz 55, 1-2. Ograniczyłem się do uzasadnienia wiary Izraela i stwierdzenia, że jest ona podstawą działań politycznych. Chciałem być obiektywny i mówiłem o tym beznamiętnie i jak najkrócej. (Cytowałem z Biblii tylko ten jeden wiersz). Potem moje emocje zaczęły mnie dziwić i zastanawiać. Nie rozumiałem dwu rzeczy: dlaczego Bóg i do mnie skierował tę Wielką Obietnicę?! I dlaczego ja w to wierzę?!
Dzisiaj zwracam uwagę na inne fragmenty, (które stanowią kontekst Wielkiej Obietnicy): „Na wieki pamięta o swoim przymierzu, obietnicę dał dla tysiąca pokoleń. Zawarł je z Abrahamem
i przysięgę dał Izaakowi, ustanowił dla Jakuba jako prawo, dla Izraela jako wieczne przymierze, mówiąc: Dam tobie ziemię Kanaan na waszą własność dziedziczną”. Ps105,8-113
Syjonizm w drugim, politycznym pojęciu, którego twórcą jest Teodor Herzl, miał na celu powstanie i umocnienie państwa Izrael na jego historycznym tj. przez Biblię określonym, obszarze. - Pierwszy światowy zjazd syjonistów ustalił dwie prawdy: 1/ jest lud bez ziemi i 2/. jest ziemia, która jest pustynią; nie ma ludu. Ten Lud i tę Ziemię łączy Księga - Biblia. Musimy więc je połączyć (uznali jednomyślnie syjoniści.) - W 1948 r. znów powstało państwo Izrael.
Po wydarzeniach marcowych nie myślałem o polityce - bardziej interesowała mnie mądrość a z czasem zrozumiałem, że są to dziedziny, które muszą się ściśle łączyć!
Zaczęło do mnie docierać nikłe światło i zrozumienie; a wiara jest darem duchowym, ona nie jest moim wymysłem i przekonaniem. Wszystko ma początek w Słowie Bożym, które jest jak miecz obosieczny. - Wtedy chciałem się posłużyć cytatem z Biblii, a Bóg posłużył się mną. - Dlaczego jestem syjonistą, skoro nie jestem Żydem? - Czy tam jest moja ojczyzna? Jaki mam dział w Krainie Żyjących? Co tam odziedziczę? W dwa lata później, po grudniu ’70 r. oddałem legitymację partyjną oświadczając sekretarzowi POP3, że nie zapłacę zaległych składek, gdyż nie zamierzam płacić za ołów . Ta decyzja pomogła mi zrobić krok z wiary - straciłem pracę; odzyskałem spokój sumienia i odtąd coraz bardziej pragnąłem wiedzieć dlaczego obietnica: „Dam tobie ziemię Kanaan na waszą własność dziedziczną” (Ps 105,11) przylgnęła do mnie głęboko w sercu. Odpowiedzi poszukiwałem przede wszystkim w Biblii.
Wspomnę tu sen z tamtego czasu: Śniłem, a wszystko odbywało się bardzo realistycznie, że wszedłem do kościoła św. Wojciecha, gdy tam nie było ludzi, podszedłem do ołtarza i złożyłem na nim swą głowę (zostawiając ją na ołtarzu). Po czym szybko wyszedłem, żeby nikt tego nie zauważył. Niestety nie mógłbym wyjaśnić ludziom jak to się stało, bo miałem na karku „inną” głowę; bałem się , że mogliby nie uwierzyć w moje wyjaśnienie. - Złożyłem Bogu ofiarę!? Sen symbolicznie potwierdzał to, co się dokonało w moim życiu. Odczułem głód duchowy, jakiego dotąd nie znałem, który mnie trawił zmuszając do poszukiwania. Musiałem odpowiedzieć sobie na pytanie kim jestem. Lektura Biblii, wysłuchane i przeczytane jej komentarze, nauczania i własne przemyślenia doprowadziły mnie do przekonania, że nowy człowiek rodzi się, pod względem duchowym, przez wiarę. „...wiara rodzi się z tego, co się słyszy, tym zaś, co się słyszy, jest słowo Chrystusa.” Rz 10,17 Jan Apostoł, jako Sługa Słowa, poświadcza ten fakt: „Każdy, kto wierzy, że Jezus jest Mesjaszem, z Boga się narodził, i każdy miłujący Tego, który dał życie, miłuje również tego, który życie od Niego otrzymał.” 1 J 5,1 i wyjaśnia szczegóły: nie mogę spowodować swego dziecięctwa – mogę tylko przyjąć Słowo – Syna Bożego przez wiarę i miłość.– J 1,10-12 .Nowe narodzenie? A co z moją metryką urodzenia? Biblia mówi:„O Syjonie zaś będzie się mówić: Każdy na nim się narodził, a Najwyższy sam go umacnia. Pan spisując wylicza narody: Ten się tam urodził. I oni zaśpiewają jak tancerze: W tobie są wszystkie me źródła.” Ps 87, 5-7. Niektórzy czytając ten psalm myślą o Żydach w diasporze i o prozelitach. Mnie jednak w tym miejscu przypomina się tekst przepowiedni proroka Micheasza: „Pójdą liczne narody i powiedzą: Chodźcie, wstąpmy na górę Pańską, do domu Boga Jakubowego, niech nas nauczy dróg swoich, byśmy chodzili Jego ścieżkami, bo z Syjonu wyjdzie nauka i słowo Pańskie z Jeruzalem.” Mi 4,2. „Wiecie bowiem, że z waszego, odziedziczonego po przodkach, złego postępowania zostaliście wykupieni nie czymś przemijającym, srebrem lub złotem, ale drogocenną krwią Chrystusa, jako baranka niepokalanego i bez zmazy. On był wprawdzie przewidziany przed stworzeniem świata, dopiero jednak w ostatnich czasach się objawił ze względu na was. Wyście przez Niego uwierzyli w Boga, który wzbudził Go z martwych i udzielił Mu chwały, tak że wiara wasza i nadzieja są skierowane ku Bogu.(...) Jesteście bowiem ponownie do życia powołani nie z ginącego nasienia, ale z niezniszczalnego, dzięki słowu Boga, które jest żywe i trwa.” 1P1,18-21.23 „Każde dobro, jakie otrzymujemy, i wszelki dar doskonały zstępują z góry, od Ojca świateł, u którego nie ma przemiany ani cienia zmienności. Ze swej woli zrodził nas przez słowo prawdy, byśmy byli jakby pierwocinami Jego stworzeń”. Jk 1,17-18; por. Pwt 26,2n. Odkryłem, że oprócz „metryki” urodzenia mam na Syjonie swoje Dziedzictwo. - Zapis w Księdze Życia przesądza wszystko! Ps 87,5 „Sam Duch wspiera swym świadectwem naszego ducha, że jesteśmy dziećmi Bożymi. Jeżeli zaś jesteśmy dziećmi, to i dziedzicami: dziedzicami Boga, a współdziedzicami Chrystusa, skoro wspólnie z Nim cierpimy po to, by też wspólnie mieć udział w chwale.” Rz 8,16-17; por. J 8, 31-36. Skarbem tego dziedzictwa jest Mądrość: „Pomiędzy nimi wszystkimi szukałam miejsca, by spocząć - szukałam w czyim dziedzictwie mam się zatrzymać. Wtedy przykazał mi Stwórca wszystkiego, Ten, co mnie stworzył, wyznaczył mi mieszkanie i rzekł: W Jakubie rozbij namiot w Izraelu obejmij dziedzictwo! Przed wiekami, na samym początku mię stworzył i już nigdy istnieć nie przestanę. W świętym Przybytku, w Jego obecności, zaczęłam pełnić świętą służbę i przez to na Syjonie mocno stanęłam. Podobnie w mieście umiłowanym dał mi odpoczynek, w Jeruzalem jest moja władza. Zapuściłam korzenie w sławnym narodzie, w posiadłości Pana, w Jego dziedzictwie. Wyrosłam jak cedr na Libanie i jak cyprys na górach Hermonu. (...) Jak szczep winny wypuściłam pełne krasy latorośle, a kwiat mój wyda owoc sławy i bogactwa. Jam matka pięknej miłości i bogobojności, i poznania, i nadziei świętej. We mnie wszelka łaska drogi i prawdy. We mnie wszystka nadzieja żywota i cnoty. Przyjdźcie do mnie, którzy mnie pragniecie, nasyćcie się moimi owocami!” Syr 24,7-13.17-19. Por. J 7,37-8; Mt 11, 28 – A więc mądrość też należy do dziedzictwa Dzieci Bożych, nowonarodzonych Synów Syjonu?! Jezus odkrył przed nami tajemnicę obfitości (owocnego życia): „Ja jestem prawdziwym krzewem winnym, a Ojciec mój jest tym, który uprawia. Każdą latorośl, która we Mnie nie przynosi owocu, odcina, a każdą, która przynosi owoc, oczyszcza, aby przynosiła owoc obfitszy. Wy już jesteście czyści dzięki słowu, które wypowiedziałem do was. Wytrwajcie we Mnie, a Ja /będę trwał/ w was. Podobnie jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie - o ile nie trwa w winnym krzewie - tak samo i wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie. Ja jestem krzewem winnym, wy - latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić. (...) Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, poproście, o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni. Ojciec mój przez to dozna chwały, że owoc obfity przyniesiecie i staniecie się moimi uczniami. Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Wytrwajcie w miłości mojej!” J 15,1-9. - Tak więc poznałem Przyjaciela, zostałem wtajemniczony w Jego plan, razem ruszyliśmy w drogę i zaczęła się wspaniała przygoda...