czwartek, sierpnia 24, 2006

Betabara - czyli dom przejścia


W pamiętną Niedzielę 13 grudnia ’81 rozpoczęły się Rekolekcje w „Betabara” w Złotorii, - Ostra zima od początku „powiała” Syberią. - Świst mroźnego wiatru niepokojąco wzmacniała na przemian cisza i muzyka wojskowa w radio i TV. Potem usłyszeliśmy złowieszczy komunikat i przemówienie gen. Wojciecha Jaruzelskiego o wprowadzeniu stanu wojennego w całym kraju. (-Brak programu miał wzmocnić poczucie grozy,) Jaruzelski postanowił przedstawić się jak mąż „opatrznościowy”, który w obliczu katastrofy musi działać. (– Od początku do końca „Idea” oparta na kłamstwie.) - Władza Polski wypowiedziała wojnę społeczeństwu w sposób całkowicie jawny?! Choć z pominięciem procedury konstytucyjnej? Uformowała się tzw. WRON – czyli Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego. – Naród miał porzucić Solidarność i Wałęsę. PZPR-owcy musieli odzyskać utracone społeczeństwo. Od tego zależały ich profity. (-Z perspektywy można by powiedzieć, że plan partii powiódł się.)
Uroczyście rozpoczęliśmy Mszą Św. -Tego wieczoru głosiłem naukę, pierwszą swoją rozpocząłem od Słów: „Duch Wszechmocnego, Pana nade - mną, gdyż Pan namaścił mnie, abym zwiastował ubogim dobrą nowinę; posłał mnie, abym opatrzył tych, których serca są skruszone, abym ogłosił jeńcom wyzwolenie, a ślepym przejrzenie”, Iz 61,1 (BW); por. Łk 4, 18n. - Jak wiemy Jezus z mocą czytał te słowa w synagodze w Nazarecie i wyjaśniał - : „abym obwoływał rok łaski od Pana. Jezus autorytatywnie oświadczył i ogłosił; „Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli.” Czytając te słowa nie zdawałem sobie w pełni sprawy czy i jakie (dokładnie) ma to znaczenie dla nas dzisiaj. Ucieszyłem się, że w Liście Episkopatu w tym czasie znalazł się również bezcenny cytat: Iz 61,1-2. (– ta zbieżność była dla mnie potwierdzeniem tzw. „sensus ecclesiae” – zmysłu kościoła). Tego wieczoru wracałem późno rowerem, była właśnie godzina milicyjna. Tuż przy domu mijałem „gazik”. - Przemknąłem jak UFO – nie zauważyli mnie, albo nie chcieli widzieć?! Było ok. 23oo i zdałem sobie sprawę z „godziny milicyjnej”- przemknęło mi przez myśl, że mogli mnie aresztować! Przed blokiem stała „Czarna Wołga”. Maska samochodu była uniesiona, a za nią krył się nieznajomy kierowca. – „Może panu w czymś pomóc?” – Zapytałem. – „Co on tam może zrobić po ciemku i w taki mróz?!” – Pomyślałem. Idąc na piętro mijałem innego się w momencie., gdy go mijałem. -Olśniła mnie myśl: „On po prostu nie chce pokazać mi swej twarzy! A ja miałem szczęście zachować pełne „incognito”. - Czy aby na długo?!”
(Po chwili obaj „nieznani” pasażerowie „Czarnej Wołgi” odjechali sprzed domu).
W mieszkaniu czekało na mnie wezwanie na jutro do Komendy MO, które przed chwilą przywieziono.
Po owocnym i bardzo mroźnym poniedziałku rekolekcyjnym, wypełnionym po brzegi Słowem Bożej Miłości, wracałem ze Złotorii do Białegostoku z Ks. Moderatorem Z. Krupskim jego starą „Syreną. - Wychuchał na szybie samochodu kółko wielkości złotówki, żeby „coś” widzieć, bez trudu zapalił i ruszyliśmy. Na „wsiakij pożarnyj słuczaj” uprzedziłem, że jutro idę do Komendy MO i mogę już nie wrócić więcej do „Domu Przejścia”.
- Miałem bardzo dobry start. - Z rana udałem się do Komendy Głównej ze swym wezwaniem nie domyślając się o co chodzi. Najpierw podpułkownik K. przesłuchał mnie „przepisowo”. - Potem podał protokół do podpisania. Powiedziałem, że najpierw chcę wiedzieć z kim rozmawiam. „Czy pisze pan książkę?” – Zapytał. Rozmawiał grzecznie, ale jakby z ironią: najpierw zapytał gdzie jest redaktor K. Burek odpowiedzialny za Biuletyn Solidarności Regionu Białystok i czy może zamierzam się u niego „doktoryzować”. – Odpowiedziałem, że Redaktor „siedzi”. (- Nie domyślałem się nawet, że uciekł w Gdańsku przed agentami SB unikając aresztowania).
A Komendant spokojnie podsunął mi dekret o internowaniu. Wyjaśniłem, że „Internować można ŻOŁNIERZA PO ROZBROJENIU NA OBCYM TERYTORIUM”. –Nie jestem na obcym terytorium i nikt mnie nie rozbroił. Z tej racji takiego kłamstwa nie podpiszę. - „Rozbroiła” mnie natomiast przyczyna owego „internowania.” W dekrecie napisano: „Może obalić ustrój siłą!” - A więc uznano mnie za syjonistę!1 Uśmiechnąłem się w duchu z powodu tej nobilitacji. Komendant poprosił sierżanta, aby mi nie zakładano kajdanek. Zanim mnie odwieziono do aresztu usłyszałem o abolicji2. (Czyżby „pouczono” mnie o moich prawach?!) Zostałem zrewidowany i pozwolono mi zatrzymać przy sobie list, który „niechcący” nosiłem w kieszeni i osiem książeczek (wg niego „liturgicznych”); m.in. Ewangelię Św. Jana.
Kapitan, naczelnik więzienia, jeszcze raz podsunął mi dekret o internowaniu – musiałem wyjaśnić nieporozumienie i wprowadzono mnie do celi. Zostałem we własnym ubraniu; do depozytu oddałem tylko dokumenty, obrączkę, zegarek i kilka innych drobiazgów . 22.XII.81 przedstawiono mi zarzut kontynuowania działalności związkowej w okresie stanu wojennego – jednak nie zostałem skazany.
Mój nowy znajomy - Jurek siedział już dwa lata, a jeszcze nie był skazany. (Sprawa w toku: zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci człowieka, który niespodziewanie wtargnął na jezdnię pod zderzak ciężarówki). Za dobre sprawowanie rozdawał posiłki w więzieniu. Czasem przychodził do naszej celi na postrzyżyny. W wigilię pozwolono mu przyjść do nas na kolację (Opłatek i życzenia od biskupa Kisiela bardzo podniosły nasz nastrój). - To dziwne, ale w więzieniu poczułem się wolny. Kiedy się trochę poznaliśmy Jurek opowiedział mi swoje sny o Jezusie. – „Szukałem w swym śnie grobu Pana Jezusa. Chodziłem jakby po cmentarzysku wśród krzyży i wypatrywałem . Poczułem na sobie wzrok i odwróciłem się. Za mną stał żywy Zbawiciel, który z miłością i zdziwieniem patrzył na mnie” – opowiadał Jurek. Równo po roku miałem drugi sen: „Zobaczyłem Jezusa, jak naucza z dachu jakiegoś garażu, a wokół nieprzeliczone tłumy słuchaczy... Chciałem podejść bliżej, wtedy niepostrzeżenie Jezus zniknął mi z oczu; zostałem tylko ja i ludzie” – powiedział Jurek. Wyjaśniłem mu jak potrafiłem.- „W pierwszym śnie, jako wierzący człowiek – Jurku -- szukałeś Jezusa niewłaściwie: scena ta przypomina spotkanie z kobietami Łk 24,5-6: „Przestraszone, pochyliły twarze ku ziemi, lecz tamci rzekli do nich: Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał. (...)’ Drugi sen oznacza, że znalazłeś się w wielkim gronie Jego uczniów <>, gdy podążałeś za Nim i Jego nauką, a sam Jezus zniknął ci z oczu. Po zmartwychwstaniu zasiadł po prawicy Ojca, wypełnił też, co obiecał: „Nie zostawię was sierotami!” i zesłał nam obiecanego Ducha Świętego. (Por. J 14, 15-19; 16, 5-15.) Potem jeszcze kilka razy mieliśmy okazję do spotkań. Rozmowa z pomocą małej książeczki: „Czy słyszałeś o czterech prawach duchowego życia?” - jak myślę była potrzebna do tego, aby Jurek w pełni świadomie powierzył swe życie Zbawicielowi. Dałem mu Ewangelię Św. Jana. - W niej wpisał swe imię i nazwisko z datą podjęcia owej decyzji. – Ta trochę „niezwykła” okoliczność uświadomiła mi po co tu się zeszliśmy; i to właśnie w więzieniu...
Po miesiącu spędzonym w areszcie śledczym moja sprawa była nadal „w toku”. Na dwa kolejne miesiące jako aresztant trafiłem do szpitala. Tutaj poznałem Janka, który chorował mniej więcej od dziesięciu lat. Według diagnozy lekarskiej był zdaje się paranoikiem. Sam jednak twierdził, że jego problem powstał stąd, że nie służył w wojsku. Pamiętam jak czasem wykrzykiwał, że „Lenin to najlepszy człowiek na świecie!” – Potem jakby to był ktoś inny sam sobie odpowiadał: - „Tyle w nim dobra, co i w psie!” (Innym razem wrzeszczał, że to Stalin albo Hitler jest tym najlepszym.) Diabeł, jakby w sekrecie przyznał Jan, nakłania go ciągle: „Bij, zabij!” Wprawdzie on jeszcze nikogo, na szczęście nie zabił, ale za każdą próbą były „ofiary”. Sam kilkakrotnie miał złamania kończyn i rozbitą głowę z tego powodu. – Janek po rozmowie ewangelicznej nawrócił się, Potem wyspowiadał się i głośno płakał w czasie Mszy Św. w kaplicy szpitalnej. Dostał od siostry w prezencie Pismo Święte Nowego Testamentu. - Czytał je codziennie; szczególnie w momencie najcięższych pokus był to dla niego ratunek. Stan jego zdrowia zaczął się nieznacznie poprawiać. Rodzice jego mieli na wsi gospodarstwo i byli już zmartwieni jego chorobą , brakiem pomocy przy pracy na roli i własną smutną starością. Matka jego nie wierzyła, że syn wyzdrowieje i mawiała: „Synku, ty tu będziesz dożywał!” (Chory był kawalerem i wówczas miał 33 lata). „Szpital nie jest przytułkiem – powiedziałem - Wasz syn wyzdrowieje, wróci na wieś i będzie pomagał rodzicom.” - Najpierw wysłano go na święta, na przepustkę, a po udanej próbie wypisano ze szpitala. Nie wiem jak sobie radzi.
W modlitewniku Spurgeona: „Klejnoty Obietnic Bożych” na12.03.82 odczytałem Słowo: Pwt 33,18: „Raduj się swoim wyjściem!” - Z tą datą otrzymałem nakaz uchylenia aresztu. Uradowałem się, że Słowo Boże tak mnie prowadzi. – nie chodzi tu jednorazowe wyjście, ale o „wyprawy” . Każda taka wyprawa, którą mi Bóg organizował miała „happy end”; dawała radość. Słowo Boże wypowiedziane w Złotorii pamiętnego trzynastego grudnia (Iz 61,1-2; Łk 4,18) zaprowadziło mnie najpierw do więzienia, abym jeńcom, którzy tam przebywali ogłosił wolność w Chrystusie. Następnie skierowało mnie do szpitala, abym uniknął wyroku i pomógł Jankowi zniewolonemu chorobą znaleźć uwolnienie przez wiarę w Jezusa. Na koniec tej „wojennej” przygody wyszedłem na wolność, abym „radował się na swoich wyprawach.” - Jesienią byłem na Mszy św. za Ojczyznę w Warszawie. Tam usłyszałem słowa Psalmu: „daje prawo uciśnionym i daje chleb głodnym. Pan uwalnia jeńców,” Ps 146, 7 - Ogłoszono wtedy powszechną amnestię. - To jest znak mocy Słowa Bożego. Chwała Panu!

Brak komentarzy: