czwartek, sierpnia 31, 2006

Czy mogę napić się wody?!


Pracowałem w bibliotece ZSZ1 od 74r Biblioteka szkolna to dziwne miejsce - „azyl” - tak myślał o tym mój zwierzchnik. - Na każdej przerwie, zaraz po dzwonku, na korytarzu, rozbrzmiewał znajomy, jakby kaskadowy, coraz głośniejszy szum, wyraźne tupotanie biegnących chłopców. - Chcą w czytelni zająć dobre miejsce (tylko na czas przerwy lub „okienka”). Oczywiście każdy myśli – „Może została do przejrzenia jeszcze jakaś cała gazeta?!” Innym razem jakiś „spóźnialski”, albo „wagarowicz” znajdzie „azyl” w bibliotece (- za cichym przyzwoleniem władzy szkolnej -uczeń ma prawo tu „zniknąć” i przebywać do końca lekcji, bo jest na terenie szkoły i pod wychowawczą opieką nauczyciela). Wchodzi taki czasem, po cichu niepostrzeżenie usiłuje usiąść gdzieś w kącie sali. Czasem zbliża się do biurka, wpisuje nazwisko albo ksywę, gdy nikt nie patrzy do księgi czytelników i dla lepszego „wrażenia” coś wybiera, (albo nie może się na nic zdecydować, bo to tylko pretekst.) - Naprawdę chciałby pogadać. Ale jak zacząć. Nikt nie chce wysłuchać biedaka. Siedzę przy biurku obłożonym książkami i próbuję je przygotować, bo już idą czytelnicy. - „Dzień dobry, panie psorze!” –uniosłem głowę znad biurka - ‘Witam!’ - Odpowiedziałem i spojrzałem na przybysza. – Zdzisiek trzymał w ręku książkę – „Chciałbym zwrócić, dzisiaj nic nie wypożyczam.” – „Może coś wybierzesz, bo już nic nie masz na swojej karcie”. – Odrzekłem. – „Nie!” – Padła odpowiedź. Odnotowałem zwrot i przyjrzałem się bardziej uważnie niechętnemu czytelnikowi. – „Masz jakiś problem?!” – „Nie, wszystko w porządku!” Zauważyłem, że w klapie marynarki miał odwrócony srebrny krzyżyk. Spokojnie, ale z wyczuwalnym napięciem w głosie poradziłem:: „Nie odwracaj krzyża w ten sposób, bo może się horyzont odwrócić!” – Przestrzegałem – „Pamiętasz film „Quo vadis’ – tak właśnie był ukrzyżowany Św. Piotr”. – Ździch był wyraźnie zawiedziony tym wyjaśnieniem. „Mógłbym ci w czymś jeszcze pomóc?” – Nalegałem - „Nie, tak!” – „Czy ma pan psa?!” – Zapytał. Zastanawiałem się o co mu chodzi i po chwili powiedziałem: „Na przystanku autobusowym kręcił się jakiś ładny, bezpański pies. - Dlaczego pytasz?!” – Nie od razu odpowiedział. Uśmiechnął się nieśmiało, jakby przyłapany na czymś wstydliwym, bąknął: „Potrzebuję!” – „Powiedz o co chodzi, bo nie ‘łapię’ – co to znaczy czy ‘potrzebuję’ .” – „No bo wie pan... żeby złożyć ofiarę szatanowi.” – Wybąkał zmieszany półgłosem, jakby w sekrecie. – Czy się nie przesłyszałem – ten dzieciak ma coś wspólnego z satanistami?! - „Skąd ci to przyszło do głowy?!” – Zapytałem; Cisza... – „Może to ty jesteś jak ten pies?!” Szarżowałem zirytowany. – „A jakim to sposobem mógłbym stać się ofiarą szatana?!” – Odpowiedział pytaniem na pytanie. Wziąłem kilka głębokich oddechów i modliłem się w duchu, żeby sprawa nie wymknęła się spod kontroli. – „Widzisz powiedziałem, są kraje gdzie życie prostego człowieka się nie liczy... „Opowiadał mi znajomy (-po powrocie zza granicy), że podróżując po tzw. „Demoludach”, w pewnym kraju widział martwego człowieka potrąconego przez samochód. Nikt nie zabrał go z pobocza, ani się nie zainteresował kto to jest. Bardzo prawdopodobne, że ten człowiek nawet nie miał żadnego dowodu tożsamości. –Czy więc nie było go w ewidencji, czyż był jakby „nadprogramowy” – nigdzie go nie brakowało?! Ci ludzie to nie są dobrowolne ofiary! U nas w Polsce, (przynajmniej formalnie) ceni się życie każdego człowieka. - Za to na jezdni i na poboczach leżą rozjechane psy. – Czyż nie są to ofiary?! Są. Czy może myślisz, że diabeł potrzebuje specjalnego miejsca: cyrku i widowiska do swych ofiar? – Każde zło - dowolny grzech – jest jemu złożoną ofiarą!” - Chłopiec pobladł, takiej riposty się nie spodziewał. - Po chwili namysłu zapytał: „Czy mnie jak tego psa potrąci samochód?!” – „Módl się, żeby tak nie było!” – Poradziłem. Nie wiedziałem, co dalej robić. Przecież wszystkiego nie da się obrócić w żart. Z rana zanim wyjechałem do pracy szukałem zawsze pocieszenia w Słowie Bożym. (- Wg kalendarza czytań) była tam dobra rada: „Gdy wróg twój łaknie, nakarm go chlebem, gdy pragnie, napój go wodą”. Prz 25, 21 Z tym nastawieniem rozpocząłem pracę. - W Firmie panował porządek. - Nie dlatego, że przed lekcjami (zamiast modlitwy, jak dawniej w Polsce) wprowadzono nowy zwyczaj wznoszenia okrzyku powitalnego - „Młodzieży: cześć pracy!” -„Pracy cześć!” – Powód był całkiem inny. – Wszyscy robotnicy, instruktorzy, młodociani pracownicy i uczniowie mieli przerwę na drugie śniadanie, które pracodawca fundował o określonej porze w tym miejscu, mieli okazję zjeść zupę z wkładką. Nie poszedłem z innymi do stołówki, ale na stoliku za regałem sam sobie przygotowałem drugie śniadanie: dwie pachnące bułeczki z serem i herbatę. „Nie musiałem się spieszyć, niech odrobinę ostygnie ” – Wtem to właśnie rozległ się znajomy głos: „Dzień dobry, panie psorze!” – „Tylko ciebie teraz brakowało” - Pomyślałem prawie zirytowany. – „Dzień dobry!” – Odpowiedziałem chłodno, nie patrząc na „intruza”. – „Czy mogę napić się wody?!” – Zagadnął tamten. (- Picie wody na zapleczu to prawie rytuał, który powtarzał się na każdej przerwie. (Zlew umieszczony na zapleczu – „przepisowy” kącik socjalny - jakież to jest wielkie dobrodziejstwo! Czytelnicy mieli wolny dostęp do półek – również „przepisowo” chodząc między regałami mogli bez pytania o pozwolenie, na końcu magazynu napić się wody.) – Zwykła grzeczność... – „Proszę bardzo!” - Chłopiec śmiało poszedł prosto do zlewu nie zwracając uwagi na książki. Szybko popił kilka łyków i wracając popatrzył na bułeczki cały zwracając się w stronę zastawionego stolika. – „Może się poczęstujesz?!” – Prawie wbrew sobie zaproponowałem. -Tamten chwycił bułeczkę i wychodząc pospiesznie zjadł w kilku kęsach.– „Czy chcesz coś wypożyczyć?” – „Może następnym razem!” – Odrzekł, i po chwili wahania wyszedł.
Na drugi dzień chłopcy w dżinsowych kamizelkach z błyskawicami w kształcie „SS” i nie czytelnymi dla mnie gotyckimi napisami w bibliotece pluli na wykładzinę dywanową, w taki sposób, żeby nie można było tego przeoczyć. Brudzili, śmiecili, niszczyli krzesła książki.. - Musiałem być bardzo czujny: modlić się i pilnować, żeby czegoś „grubszego nie zmalowali. Wkrótce sensacyjna wiadomość z prasy obiegła szkołę. - Taksówkarz na ulicy Berlinga potrącił przebiegającego przez jezdnię nieuważnego chłopca. - Jak się wkrótce wyjaśniło był to „łasy na psy” - Zdzisio (- o którym coś już wiemy). Wcześniej najwyraźniej zrelacjonował swym „gotyckim” kolegom szczegóły o „zdechłych psach”, bo zdjęli swoje ręcznie zdobione kamizelki. Poszkodowany ich kolega - Ździch, jak się dowiedziałem., przebywał na 9-dniowym powypadkowym zwolnieniu lekarskim. – Po powrocie do szkoły przyszedł do biblioteki na rozmowę. Najpierw pożyczył jakąś książkę.
W granatowym mundurku, biała uprasowana koszula i krawat. Nadto chyba był świeżo ostrzyżony, „Taki jesteś elegancki!” – Zagadnąłem. - „Mama kazała” – jakby usprawiedliwiał się. Omal nie wybuchnąłem śmiechem - klepnąłem go przyjaźnie po ramieniu i jeszcze raz mu się dobrze przyjrzałem: „No nie – srebrny krzyżyk w klapie, już nie odwrócony!” – „Dlaczego właściwie nosisz krzyżyk?” – Zapytałem. - „Byłem ministrantem, a potem w „Oazie” grałem na gitarze. Dwa razy byłem ciężko pobity: raz po wyjściu z Mszy, na której służyłem, a potem po spotkaniu w Oazie. – Dawali mi do zrozumienia, że jak się do nich przyłączę, to mi dadzą spokój z biciem. Teraz jednak myślę, że to nie prawda!” - „Widocznie Panu Bogu zależy na tobie więcej niż myślałeś. - Widzisz po potrąceniu nie straciłeś życia (jak przejechany pies) ani nie zostałeś kaleką. Szatan kasuje swe ofiary. - Ciebie Pan Bóg zachował. – Była to trudna lekcja Bożej miłości i opieki”- dla Żdziśka.
Pozostali chłopcy mieli jednak jeszcze jeden problem. Nosili urazy psychiczne wyniesione z domu i środowiska. Młody człowiek, „natarczywie” szukający zrozumienia i współczucia, na ogół jest bardzo gniewny. Po wielu porażkach podejmuje kolejną próbę –Taki, nie wysłuchany (lub nie uznany, co dla niego znaczy zlekceważony) rozmówca dobrze wie, że jeszcze ma szansę „namacalnie” udowodnić nauczycielowi (bibliotekarzowi), że to był błąd. – W takich przypadkach wystarczy coś zepsuć. (- Taki drobny sabotaż silniej przemawia niż dobre słowo?!) Psychologia zachowania bardzo „ceni bodźce materialne”. Z głową gorącą od obaw, niepokojów i „alternatywnych” pomysłów wchodzi młody człowiek tam, gdzie jest mniej lub bardziej bezpieczny, zależnie od nastroju – i „fazy” emocji, powodowany nadzieją czy też gniewem.(–„Oni są żywi, co tam psychologia!”)
Uważali, nie bez racji, że ten wypadek z potrąceniem był skutkiem klątwy, która dosięgła ich kolegę. - Po „incydencie” z odwróconym krzyżykiem i rozmowie o „ofiarnym” psie w bibliotece otrzymali dziwne jakby ostrzeżenie odczytane z Nowego Testamentu: „Wielu bowiem postępuje jak wrogowie krzyża Chrystusowego, o których często wam mówiłem, a teraz mówię z płaczem. Ich losem - zagłada, ich bogiem - brzuch, a chwała - w tym, czego winni się wstydzić. To ci, których dążenia są przyziemne. Nasza bowiem ojczyzna jest w niebie. Stamtąd też jako Zbawcy wyczekujemy Pana naszego Jezusa Chrystusa, który przekształci nasze ciało poniżone, na podobne do swego chwalebnego ciała, tą potęgą, jaką może On także wszystko, co jest, sobie podporządkować.” Flp 3,18-21–- Odczytywanie Pisma Św. służy nawróceniu: „Klątwa Pana spoczywa na domu bezbożnego, lecz błogosławi On mieszkaniu sprawiedliwych.” Przy 3, 33. W tym konkretnym przypadku zaś należałoby mówić raczej o błogosławieństwie. – „Wy jesteście synami proroków i przymierza, które Bóg zawarł z waszymi ojcami, kiedy rzekł do Abrahama: Błogosławione będą w potomstwie twoim wszystkie narody ziemi. Dla was w pierwszym rzędzie wskrzesił Bóg Sługę swego i posłał Go, aby błogosławił każdemu z was w odwracaniu się od grzechów”. Dz 3,25-26. - Ktoś znowu zapytał: „Czy mogę napić się wody?”

Brak komentarzy: