piątek, listopada 17, 2006

Czas na Ciebie - prośba

To co przeczytaliście dotychczas jest tekstem broszury, której nie mogłem dotychczas wydać. Bardzo mi pomożesz, gdy zechcesz podzielić się ze mną i innymi czytelnikami swoimi refleksjami.
Będę wdzięczny za wszystkie uwagi. Pomogą mi one w redakcji tekstu i być może przyśpieszą wydanie książkowe.
Roześlij również link tego blogu do swoich znajomych. Oczywiście pod warunkiem, że uznasz to co przeczytałeś tutaj za warte twego wysiłku i czasu Twoich przyjaciół.

Pozdrawiam Cię Serdecznie
Roman

Jadę do Ciebie


Trudno powstrzymać dziś emocje
Wciąż nas przynagla duch
Zbyt wolny „środek lokomocji” -
Osiołek, czy może mój druh?!

Jadę do Ciebie na osiołku
A droga wciąż daleka
Dobra nowina coraz bliżej:
Bóg kocha Cię i czeka!

„Śpieszmy się kochać ludzi,
Tak szybko odchodzą!” –
Zachęcał i odszedł Przyjaciel...

Choć jedno serce obudzić – prosił -
Nim długą zmęczysz się drogą!
Miałbym pokochać pierwszy!
...i ja Cię!-

Zaproszenie do przygody


Wielki Nakaz Misyjny Chrystusa: Mt 28, 16-20
„Jedenastu zaś uczniów udało się do Galilei na górę, tam gdzie Jezus im polecił. A gdy Go ujrzeli, oddali Mu pokłon. Niektórzy jednak wątpili. Wtedy Jezus podszedł do nich i przemówił tymi słowami: Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi. Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody , udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata.” Mt 28, 16-20 (BT)
***
1.Audiencja na Górze u Króla Królów: Mt 28,16n – Spotkanie na szczycie - „tam gdzie Jezus im polecił”. - I ty też możesz wziąć udział w ważnym „spotkaniu na szczycie” (z Jezusem Chrystusem). - ,Masz jakieś wątpliwości? - To zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe?!

2.Nawet niektórzy z tych, co przyszli pokłonić się Panu Jezusowi też mieli wątpliwości.


3.Autorytet Chrystusa – Króla: Jezus ma najwyższą władzę
1


4.Nakaz: Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody
!


5.Czy jesteś uczniem Chrystusa? – Jeśli jeszcze nie, wpierw sam zostań uczniem! Jak się to robi?


a/. Trwanie w Słowie Bożym i w miłości Chrystusa: J 15,7 –16;

„Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, poproście, o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni. Ojciec mój przez to dozna chwały, że owoc obfity przyniesiecie i staniecie się moimi uczniami. Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Wytrwajcie w miłości mojej! Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości. To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna. To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich. Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję. Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego. Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał - aby wszystko dał wam Ojciec, o cokolwiek Go poprosicie w imię moje. To wam przykazuję, abyście się wzajemnie miłowali.” J 15,7-17(BT)

Droga wzrostu:

Nowonarodzone Dziecko Boże -> uczeń -> przyjaciel -> brat. Por. 1J 3,1-3; Rz 8,28-29
„Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi jesteśmy. Świat zaś dlatego nas nie zna, że nie poznał Jego. Umiłowani, obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy. Wiemy, że gdy się objawi, będziemy do Niego podobni, bo ujrzymy Go takim, jakim jest. Każdy zaś, kto pokłada w Nim tę nadzieję, uświęca się, podobnie jak On jest święty.” 1 J 3,1-3 (BT) – Tak nas zapewnił Jan Apostoł.

Podobnie naucza św. Paweł: „Wiemy też, że Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra, z tymi, którzy są powołani według [Jego] zamiaru. Albowiem tych, których od wieków poznał, tych też przeznaczył na to, by się stali na wzór obrazu Jego Syna, aby On był pierworodnym między wielu braćmi.” Rz 8,28-29 (BT).

b/. Ogólne zasady - Takt i umiar w postępowaniu z ludźmi: 1Tm 5,1-2.

„Starszego wiekiem nie strofuj, lecz nakłaniaj prośbą jak ojca, młodszych - jak braci, starsze kobiety - jak matki; młodsze - jak siostry, z całą czystością!” 1 Tm 5,1-2 (BT)

c/. Sztafeta opisana przez św. Pawła Apostoła Narodów (- pogan): 2Tm 2, 1- 2.

„(...) co usłyszałeś ode mnie za pośrednictwem wielu świadków, przekaż zasługującym na wiarę ludziom, którzy też będą zdolni nauczać i innych.” 2 Tm 2, 2(BT).

6. Właściwa postawa animatora i ewangelizatora - trzy podobieństwa podane przez Św. Pawła – bojowanie, zawody i trud rolnika ( orka, siew, pielęgnacja i żniwo):


a/. Ewangelizator jest jak żołnierz: 2 Tm ,3-4. Ef 6,10 Co charakteryzuje postawę żołnierza? Najkrócej powiemy – dyspozycyjność, posłuszeństwo i uzbrojenie; to oznacza życie poświęcone Bogu. „Nikt walczący po żołniersku nie wikła się w kłopoty około zdobycia utrzymania,

żeby się spodobać temu, kto go zaciągnął.” 2 Tm 2,3-4 (BT).

b/. Podobieństwo do sportowca: przestrzega reguł gry: 2 Tm 2,5. „Również jeżeli ktoś staje do zapasów, otrzymuje wieniec tylko /wtedy/, jeżeli walczył przepisowo”. 2Tm 2,5. 1 Kor 9, 24-27.

„Czyż nie wiecie, że gdy zawodnicy biegną na stadionie, wszyscy wprawdzie biegną, lecz jeden tylko otrzymuje nagrodę? Przeto tak biegnijcie, abyście ją otrzymali. Każdy, który staje do zapasów, wszystkiego sobie odmawia; oni, aby zdobyć przemijającą nagrodę, my zaś nieprzemijającą. Ja przeto biegnę nie jakby na oślep; walczę nie tak, jakbym zadawał ciosy
w próżnię, lecz poskramiam moje ciało i biorę je w niewolę, abym innym głosząc naukę, sam przypadkiem nie został uznany za niezdatnego.” 1 Kor 9.24-27.(BT)
Hbr 12, 1-2 „I my zatem mając dokoła siebie takie mnóstwo świadków, odłożywszy wszelki ciężar, [a przede wszystkim] grzech, który nas łatwo zwodzi, winniśmy wytrwale biec w wyznaczonych nam zawodach. Patrzmy na Jezusa, który nam w wierze przewodzi i ją wydoskonala. On to zamiast radości, którą Mu obiecywano, przecierpiał krzyż, nie bacząc na [jego] hańbę, i zasiadł po prawicy tronu Boga.” (BT).

Na zawodach sportowiec postępuje według obowiązujących zasad i to określamy dzisiaj jako uczciwe dążenie do sukcesu czyli „fair play”. Paweł pisze, że tylko zawodnik przestrzegający zasad na stadionie otrzymywał wieniec laurowy w czasie igrzysk olimpijskich w starożytności;

tj. gdy walczył „przepisowo”.

c/. Pracowitość rolnika: orze, sieje, pielęgnuje, zbiera plony w żniwa: „Rolnik pracujący w znoju pierwszy powinien korzystać z plonów.” 2Tm 2, 6. „Rozważaj, co mówię, albowiem Pan da ci zrozumienie we wszystkim”.2 Tm 2,7 (BT) - Tym, co nie chcą się fatygować rozważaniem pan nie śpieszy z darem zrozumienia! – Bez pracy, nie ma kołaczy!” – mówi ludowe przysłowie.

Por. Ga 5,16. 6, 7-8. Mt 9, 37 - Rolnik nie może sobie pozwolić na żadne „przekręty” z przyrodą. Nie zrywa się gruszek na wierzbie. - Paweł stosuje podobieństwo pracy rolnika do osiągnięć duchowych. „Oto, czego uczę: postępujcie według ducha, a nie spełnicie pożądania ciała”. Ga 5, 16(BT)

„Nie łudźcie się: Bóg nie dozwoli z siebie szydzić. A co człowiek sieje, to i żąć będzie: kto sieje
w ciele swoim, jako plon ciała zbierze zagładę; kto sieje w duchu, jako plon ducha zbierze życie wieczne.” Ga 6, 7-8(BT) – Jezus porównał swych uczniów i współpracowników głoszących Ewangelię – Dobrą Nowinę o Królestwie Bożym - do pracujących rolników – żniwiarzy: „Wtedy rzekł do swych uczniów: żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało. Proście Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo.” Mt 9, 37-38 (BT) Bóg nie powołuje swoich uczniów i świadków zmartwychwstania, gdy oni nie chcą służyć, ani nawet modlić się o to aby zapragnąć.

7. Duch Święty wyposaża nas w swą moc i czyni świadkami Jezusa: Dz 1,8. Por. 2 Tm 2, 7.

„(...) ale gdy Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi.” Dz 1, 8 (BT) - Aby skorzystać z pomocy Ducha św. Apostoł Paweł zachęcał jednak do własnego wysiłku : „Rozważaj, co mówię, albowiem Pan da ci zrozumienie we wszystkim”.2 Tm 2,7 (BT) Rozważanie, czyli dociekanie, analizowanie, poszukiwanie prawdy, jest oznaką, że jej naprawdę pragniemy i wtedy Duch przychodzi nam z pomocą i Pan daje zrozumienie; czasem nawet w formie nagłego olśnienia czy odkrycia.

Rozważmy więc pokrótce, co obiecał Jezus przed wniebowstąpieniem. A więc Jezus zapowiedział, że „gdy Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc” . Skoro rolnik pierwszy korzysta z plonów swej pracy, to my otrzymując w prezencie od Jezusa i Boga Ojca Ducha Świętego pierwsi odczujemy zmianę w naszym życiu – zaczniemy żyć zgodnie z przykazaniem miłości i będziemy mieli moc pokonać grzech w swym życiu. Bóg da nam nowe pragnienia i siłę do wykonania nowych zadań. „Będziecie moimi świadkami” – przewidział Jezus. Są dwa rodzaje świadectwa: słowa i czyny – to, co mówmy dzieląc się swą wiarą i doświadczeniem Bożej miłości oraz nasze życie. Ludzie patrząc na nas widzą zmiany i pytają: „Czemu to przypisać, kto to sprawił?” i wówczas możemy im powiedzieć, co Bóg nam uczynił. Uczniowie Jezusa mieli świadczyć tam, gdzie żyli, a byli Żydami, a więc: w Jerozolimie, w Judei, w Samarii i aż po krańce ziemi. – Dla nas oznacza to w najbliższym otoczeniu (w rodzinie, szkole, mieście),
w regionie, kraju i w dowolnym innym miejscu na świecie, gdzie Pan Bóg nas pośle. (Nie oznacza to ucieczki od codziennych obowiązków: nauki, szkoły, rodziny, pracy... Ogólnie mówimy, że Duch Św. jest duchem ładu. Nadto, że daje On moc do całkiem normalnego, a nade wszystko owocnego życia. Krótko mówiąc - z Nim możemy odnosić sukcesy w życiu, nie tylko duchowym i w każdej dziedzinie).

Warto dodać do podobieństwa z żołnierzem, że chrześcijanin podobnie jak żołnierz nie ma się bać cierpienia, ani prześladowania. „Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle. Czyż nie sprzedają dwóch wróbli za asa? A przecież żaden z nich bez woli Ojca waszego nie spadnie na ziemię. U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone. Dlatego nie bójcie się: jesteście ważniejsi niż wiele wróbli. Do każdego więc, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie.” Mt 10, 28-32 (BT)

Zastosowanie: „Pana zaś Chrystusa miejcie w sercach za Świętego i bądźcie zawsze gotowi do obrony wobec każdego, kto domaga się od was uzasadnienia tej nadziei, która w was jest.” 1P 3,15 (BT)


1. Por. Mt 11, 27: „Wszystko przekazał Mi Ojciec mój. Nikt też nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko Syn, i ten, komu Syn zechce objawić.” Ps 24,1-2: „Dawidowy. Psalm. Do Pana należy ziemia i to, co ją napełnia, świat i jego mieszkańcy. Albowiem On go na morzach osadził i utwierdził ponad rzekami.” - Jezus jest Panem nieba i ziemi – „wszystko przez Niego i dla Niego zostało stworzone”... Bóg Ojciec przekazał Mu władzę: panowanie i sąd. Por. Ef 1,16; Hbr 10, 30.

wtorek, listopada 07, 2006

Epilog


„Dlaczego właściwie przymusiłeś mnie do opowiadania o tych wydarzeniach?!”
Zamiast odpowiedzi „padło” kolejne pytanie: „Jak to było, gdy dorastałeś?” - „Może przypomnienie problemów z „własnego doświadczenia” pomogłoby zrozumieć tych młodych ludzi?”
W moim przypadku młodzieńczy bunt, tj. „chodzenie własnymi drogami” miało, jak pamiętam, podwójny sens. Wydaje mi się, że nigdy nie szukałem samego smaku wolności – w głębi duszy czaiła się ciekawość prawdy. - Czy inni ludzie mają podobne doświadczenia? (Wielokrotnie zadawałem sobie pytanie: Czy musiałem wykonać tak długi „bieg na rzecz sprzeciwu”, zanim mogłem zrobić „krok na drodze posłuszeństwa” wierze, w której wzrastałem?) Mój upór był przypuszczalnie cechą charakteru, a przekora pozostałością, reliktem z dzieciństwa. (- Zapewne miało to związek z moją relacją do ojca, jak to często sugerują psychologowie.)
Wielkim odkryciem i zwrotem w moim życiu była zasada „Bożej pedagogii” zapisana przez świętego Jana. J 5,19-24: „W odpowiedzi na to Jezus im mówił: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Syn nie mógłby niczego czynić sam od siebie, gdyby nie widział Ojca czyniącego. Albowiem to samo, co On czyni, podobnie i Syn czyni. Ojciec bowiem miłuje Syna i ukazuje Mu to wszystko, co On sam czyni, i jeszcze większe dzieła ukaże Mu, abyście się dziwili. Albowiem jak Ojciec wskrzesza umarłych i ożywia, tak również i Syn ożywia tych, których chce. Ojciec bowiem nie sądzi nikogo, lecz cały sąd przekazał Synowi, aby wszyscy oddawali cześć Synowi, tak jak oddają cześć Ojcu. Kto nie oddaje czci Synowi, nie oddaje czci Ojcu, który Go posłał. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto słucha słowa mego i wierzy w Tego, który Mnie posłał, ma życie wieczne i nie idzie na sąd, lecz ze śmierci przeszedł do życia.” Pamiętam jak podziwiałem własnego ojca, bo potrafił wykonać wiele prac. Miał w moich oczach ogromne możliwości. Lubiłem przyglądać się, gdy pracował. Teraz przenoszę tę ciekawość na wszystkie inne sprawy, w których próbuję odkryć Autora. Zachęciło mnie to, co Jezus obiecał: „Napisane jest u Proroków: Oni wszyscy będą uczniami Boga. Każdy, kto od Ojca usłyszał i nauczył się, przyjdzie do Mnie.” J 6, 45
Jezus prowadzi nas do wtajemniczenia. W ten sposób dochodzimy do odkrycia Księgi innej od wszystkich książek – Biblii, która wprowadza nas w dialog z Bogiem. Aktualność Słowa zapisanego w Piśmie Świętym była i jest całkowicie osobistym przeżyciem. Myślę, że niejeden człowiek przychodzi do Jezusa w potrzebie, gdy jest już za bardzo słaby, utrudzony i bezradny, żeby brnąć dalej. Jezus zaświadczył, że podobnie jak On, nie jesteśmy zdani tylko na siebie: J 8, 29-32:
„A Ten, który Mnie posłał, jest ze Mną: nie pozostawił Mnie samego, bo Ja zawsze czynię to, co się Jemu podoba. Kiedy to mówił, wielu uwierzyło w Niego. Wtedy powiedział Jezus do Żydów, którzy Mu uwierzyli: Jeżeli będziecie trwać w nauce mojej, będziecie prawdziwie moimi uczniami i poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli.”. Przygoda naszego życia – Boży Plan ukryty w Biblii, to długa historia. Wszystko może się zacząć z chwilą podjęcia pierwszej decyzji i nasze życie się zmieni z dnia na dzień. Mamy konkretne zaproszenie w Ew. Mateusza 11, 28-30: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie”. Doświadczyłem tego, że Słowo Prawdy ma moc i wartość ponadczasową. - Określa, co było, jest
i będzie. To wprawia mnie w zachwyt i podziw nad wielkością i tajemnicą tej Jedynej w swoim rodzaju Księgi.
Słowo biblia – księgi - w jęz. gr. to liczba mnoga rzeczownika biblos – księga. Biblia jako imię własne oznacza Pismo Święte, czyli Stary i Nowy Testament. Ogół ksiąg tradycyjnie podzielono na historyczne, dydaktyczne i prorockie. - Stąd lektura tych ksiąg wymaga różnego podejścia do rodzajów literackich i znaczenia przekazywanych tam prawd. Względy techniczne i cała zawiła filozofia języka Biblii ciągle mają dla uczonych niemało zagadek. Przez wiarę nawet prostaczek dojdzie do zbawczej prawdy - Słowa Życia, do której został zaproszony.
Powiedz tylko, odpowiedział rozmówca: „Czy to wszystko zdarza się naprawdę, czy może powiedziałeś tak - bo tego od ciebie oczekiwałem, że po prostu chciałem to usłyszeć?!”
„Wkrótce sam się o tym przekonasz” – Odpowiedziałem lakonicznie i uśmiechnąłem się tajemniczo.
C. D. N.

Zaatakowałem najbardziej uzbrojonego


Gorący czas: praca zawodowa na miejscu, wyjazd w weekend raz w miesiącu na „latający uniwersytet”, potem, w niedzielne popołudnie Msza Św. za Ojczyznę na Żoliborzu (przy Placu Wilsona). Nocleg z soboty na niedzielę i posiłki u przyjaciół to „normalka”! – Sobotni i niedzielny wieczór, po domowej kolacji, był szczególną okazją do Spotkań Biblijnych w Małej Grupie, która zawiązała się w sposób prawie „naturalny” przy wspólnym stole. Do dziś nie bardzo rozumiem jak wystarczyło nam sił, zdrowia, czasu i pieniędzy żeby sprostać temu wszystkiemu! Niemożliwe! Cudem była koordynacja tego wszystkiego, choć zdarzały się też wpadki i aresztowania. –Czy tylko w konspiracji można służyć ojczyźnie? - Patrząc z perspektywy czasu - myślę, że mało tam było zdarzeń i rzeczy przypadkowych. - Solidarność: to cały sztab wolontariuszy ( z własnej woli pracujących za darmo) – profesorów, pisarzy i wszelkiej maści i „profesji” amatorów. – W efekcie: spotkania, wykłady, szkolenia i tony rozprowadzanych książek, broszur i ulotek z wydawnictw niezależnych. - Czy kierował nimi duch czasu?! - Zapewne Ruch Społeczny jest kierowany przez Ducha. Cóż to jest solidarność?! - Skąd pochodziła jej siła ?! Sobotnie wieczory w Warszawie spędzałem zawsze tam, gdzie mogłem się bezpiecznie „zabunkrować” z przyjaciółmi i Siostrą M. - Czekali wiernie na mnie i lektury. Wiedzieli, że im ich nie żałowałem, a zawsze coś nowego i interesującego przywiozę.

Właściciel domu, u którego nocowałem, od okupacji nie pozbył się strachu – był „rodowitym” warszawiakiem (- niestety odeszli już do wieczności); ja nie bardzo wiedziałem czego mam się bać - zupełnie nie miałem doświadczenia). - Czasami rozmawiałem z Gospodarzem do późnej nocy. - Częstował mnie kawą, dużo palił i miał wielką potrzebę wypowiedzenia się; może nawet zwierzeń. Spotkania te były i dla mnie zawsze bardzo ważne. W nocy, jak zauważyłem, nigdy nie gasił radia. Raz zasypiałem przy cichej muzyczce: „Śniłem sen o ogniu, który płonie jakby za mną, ale każdy mój oddech go podtrzymuje i podsyca”. – To był piękny sen... Rano pospiesznie wracałem na „latający uniwersytet’. Druga sesja do południa.

Po Mszy Św. obiad i sesja popołudniowa. Wieczorem jeszcze raz Msza Św. za Ojczyznę (zawsze na Żoliborzu). Miałem chyba szczęście, bo udawało mi się bezpiecznie wracać na kolację do przyjaciół. Przed odjazdem spotkanie: Studium Biblijne w Małej Grupie, a potem do domu bez „pałowania” i „armatek wodnych”, (o których wiedziałem ze słyszenia). - Co miesięczne studium Słowa Bożego, jakby w „nagrodę” za gościnę, odbywało się do późnej nocy, do samego niemal odjazdu pociągu. Potem było tak mało czasu, że nasz Gospodarz miał wątpliwości czy możemy po nocy, przy nieregularnej komunikacji, nie znając miasta, bezpiecznie i na czas dotrzeć do dworca. - W ostatniej chwili decydował, że odwozi nas na dworzec swym samochodem. To bardzo upraszczało sprawę dla nas – dla niego zaś oznaczało to, że noc i czas snu skróci się mniej więcej o dwie godziny (i może jutro pojedzie do pracy nie dość wypoczęty.) - Na ogół nikt z nas nie brał tego za bardzo pod rozwagę. – Nie chciał też od nas pieniędzy na paliwo. Pomyślałem sobie, że w sam raz na podziękowanie dobra będzie książka, którą właśnie miałem przy sobie (nie pamiętam jaka). Zapamiętałem tylko zakładkę (w języku niemieckim) z tej książki – był to mini kalendarzyk ze Słowem Życia: „Dieser Tag ist ein Tag guter Botschaft...” – Dzień dzisiejszy jest Dniem Dobrej Nowiny...” 2 Krl 7, 9b. – Bardzo chętnie pozbyłem się natrętnego „przypominacza” (myślałem - ten kalendarzyk już wkrótce się zdezaktualizuje...) - Uściski dłoni: „Z Bogiem!” - „Szczęść Boże!” - Szeroki, serdeczny uśmiech i wchodzę do pociągu. Szok! Takiego tłoku dawno nie było! – Nie mogłem przejść korytarzem. – Wówczas w myśli zażartowałem: „Ilekroć jadę ‘służbowo’ ma być miejsce siedzące!” Spojrzałem kątem oka w lewo. - W tym właśnie przedziale było kilka wolnych miejsc! Usiadłem przy oknie. Przedział był bardzo słabo oświetlony. Naprzeciw mnie, również przy oknie, siedział oficer w mundurze z kaburą przy pasie.

(Może nie miał broni, bo musiałby jechać w osobnym przedziale? - Zamknąłem oczy i myślałem, że dobrze byłoby trochę pospać – za chwilę północ !) - Jasna myśl nieco mnie „otrzeźwiła”: „Oddałem zakładkę z cytatem ; Słowo, które znałem zostało przy mnie bez uszczerbku. „Wtedy powiedział jeden do drugiego: Nie postępujemy właściwie. Dzień dzisiejszy jest dniem radosnej nowiny, a my milczymy. Jeżeli będziemy zwlekali aż do brzasku porannego, to spotka nas kara. Nuże, chodźmy teraz i zanieśmy wieść do pałacu królewskiego”. 2 Krl 7,9 - Ochota na drzemkę powoli mijała. – Więc mam miejsce siedzące nie po to, żeby spać?! „Nie postępuję właściwie?!” – „Nie mam milczeć?!” – „Nie mogę czekać do rana?!” - Nie za bardzo wiem o czym mogę rozmawiać o tej porze z nieznajomymi. – Dyskretnie przyjrzałem się żołnierzowi; najpierw spróbuję czymś go zająć.

Wyjąłem z kieszeni książeczkę: „Czy doświadczyłeś życia w pełni Ducha Świętego?” - Może jej treść będzie dla tego człowieka „radosną nowiną” ? – Po chwili zwróciłem się do nieznajomego: „Przepraszam, może miałby Pan ochotę poczytać ?” I nie czekając na odpowiedź wyciągnąłem ku niemu rękę z książeczką. – Oficer drgnął, jakbym go obudził, i dość machinalnie wyciągnął swą rękę chwytając podawaną mu mini lekturę. „Dziękuję!”- powiedział i natychmiast zaczął czytać. Po przeczytaniu mniej więcej połowy doszedł do drobniejszego druku i z wysiłku, bo było prawie ciemno, oczy zaczęły mu łzawić. – „Proszę Pana, dalej nie dam rady czytać, za drobny druk i słabe światło” – wyjaśnił krótko. – „Czy to Pana zainteresowało?” – próbowałem nawiązać rozmowę. –„Tak!” – Odpowiedział lakonicznie. - „Może Pan zatrzymać broszurę i w domu spokojnie dokończyć”. Podziękował i schował ją do kieszeni. Z obawy, że rozmowa się na tym „urwie” próbowałem dalej – „Chciałem zauważyć, że niektórzy ludzie nie robią użytku z wiary w praktyce” – usiłowałem sprowokować dalszą rozmowę. – Nic nie odpowiedział i patrzył wyczekująco.– „Nie zgadzam się, żeby wiarę i tzw. ‘sferę ducha’ zamknąć w jakiejś kapliczce i zaglądać tam raz w tygodniu - powiedzmy w niedzielę, no może jeszcze w święta...” – Nadal tylko słuchał. – (Czy to będzie monolog?! –Myślałem poirytowany. Sytuacja stawała się odrobinę trudna...) – „Jako (wojskowy) zawodowiec zapewne docenia Pan wartość informacji. Wywiadowcy muszą za ważne informacje narażać swoje bezpieczeństwo, a nawet życie”. – Śmiało, muszę mówić dalej – to go zainteresuje - pomyślałem! Patrzyłem na niego uważnie i ciągnąłem swój wywód: „Złapanych szpiegów czeka ciężkie więzienie lub śmierć. Duchowy „informator” – Duch Święty – nie sprzedaje wiadomości. - On daje je w prezencie”. Bardzo to go zainteresowało: – „Czy to może mieć zastosowanie w tak świeckiej dziedzinie jaką jest wojsko?”- Zagadnął jakby z nadzieją.

Nie mogłem za wiele „teoretyzować”, siedział przecież przede mną nie teolog chętny do dysput, ale jak wyczuwałem, pragmatyk. -„Proszę Pana, jestem cywilem, jako harcerz byłem zwiadowcą, a teraz nie mam nic wspólnego z wywiadem. Chcę powiedzieć, że mimo to mogę mieć dostęp do informacji o znaczeniu wojskowym, w dodatku nie narażając zdrowia, ani życia. – Niedawno, na przykład, byłem świadkiem przejazdu kolumny rosyjskiego wojska. - Jechali nocą przez Supraśl. - W myśli życzyłem sobie coś się o nich dowiedzieć. ‘W duchu’ zapytałem o ich liczbę, cel „marszruty” i uzbrojenie. Jechali ok. 45 min. bardzo wolno i z niemałym hałasem. Upłynęło ok. 10 min. a ktoś nie widoczny (z powodu ciemności nocy) ze ścieżki obok szosy, którą jechałem na rowerze, pozdrowił mnie po imieniu i złożył zwięzły meldunek: „Pułk ruskich jedzie do Orzysza na manewry; - cztery transportery opancerzone”. Odwzajemniłem pozdrowienie (nadal nie wiem kto to był). - Podziękowałem i pojechałem dalej. – Ten informator właśnie odpowiedział mi na pytania, których mu nie zadałem. – „Dziwne!” - bąknął wojskowy. – „Pominąłem szczegóły: W kolumnie jechał gazik z napisem: WAI – „Wojennaja Awtomobilnaja Inspekcja – to dowództwo pułku!” – odrzekł wojskowy. - „Na szosie stał w lesie (od południa) ‘jakiś szwejk’ w kapeluszu z tropiku, z opaską na ramieniu, a karabin był jak sprzed I Wojny Światowej”. – „Dyżurny Ruchu. -To nie karabin, to granatnik przeciwpancerny!”- Wtrącił. – „RGP-panc ?” – „RPG-7”. – Dodał oficer. - „Nie widząc go, po pół roku, podał pan rodzaj broni i kaliber lufy !?” – Duch Święty jest „Przedziwnym, cudownym Doradcą” i „Pocieszycielem”. - Jego rada może być ‘natchnieniem’, czyli jakimś rodzajem myślowego odkrycia – ‘olśnienia’; może się też posłużyć drugim człowiekiem. – I On tak właśnie robi. - W Nowym Testamencie Jezus postawił swym uczniom i wyznawcom jeden warunek: muszą być z Nim w jedności; z Niego czerpać życie, mądrość i miłość... „Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, poproście, o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni.” J 15,7. - Może to się Panu wyda dziwne, ale Duch Święty w jakimś stopniu przemawia i do świata, tj. do ‘zsekularyzowanych’ niedowiarków, a czyni to dla ich dobra. – Jezus powiedział: „Jednakże mówię wam prawdę: Pożyteczne jest dla was moje odejście. Bo jeżeli nie odejdę, Pocieszyciel nie przyjdzie do was. A jeżeli odejdę, poślę Go do was. On zaś, gdy przyjdzie, przekona świat o grzechu, o sprawiedliwości i o sądzie. O grzechu - bo nie wierzą we Mnie; o sprawiedliwości zaś - bo idę do Ojca i już Mnie nie ujrzycie; wreszcie o sądzie - bo władca tego świata został osądzony. Jeszcze wiele mam wam do powiedzenia, ale teraz /jeszcze/ znieść nie możecie. Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy. Bo nie będzie mówił od siebie, ale powie wszystko, cokolwiek usłyszy, i oznajmi wam rzeczy przyszłe”. J16, 7-13. „Dziękuję za tę rozmowę – chyba jestem w rodzinie jedynym niedowiarkiem. Dlaczego Pan wybrał właśnie mnie?!” Spojrzałem na kaburę, uśmiechnąłem się, i patrząc mu prosto w oczy powiedziałem: „Zaatakowałem najbardziej uzbrojonego!”

poniedziałek, października 23, 2006

Nie znasz dumy afrykańskiej

Po sezonie wakacyjnym wróciłem do domu zmęczony, opalony i jak mi się zdawało, usatysfakcjonowany. Na równym terenie, po powrocie z gór biegłem jak mały samochodzik. Podróż powrotna z Krościenka też miała swój urok. Wyobraź sobie jak kończy się turnus Oazy wielkiej „Nowa Jerozolima” i w jednym dniu teren Pogórza Sudeckiego opuszcza na raz kilka tysięcy uczestników wszystkich formacji składowych i grup. Komunikacja jest jaka była. Wyobraź sobie szok po przyjeździe do miasteczka wielu ludzi na raz. – Pierwszy efekt: w mieście brakuje chleba. Potem piekarze triumfują! Utarg zwielokrotniony. Komunikacja dostosuje się do nowej sytuacji podobnie, pod warunkiem, że decydenci nie będą celowo potęgować tego kryzysu spowodowanego, powiedzmy chwilowym „wyżem demograficznym”. Obecnie może powstałby jakiś ”Sztab antykryzysowy’. – Też sposób! (-Istotna różnica polega na tym, że koniec turnusu nie jest kryzysem, podobnie jak nie istnieje dajmy na to „klęska urodzaju”- nie wiem kto wymyślił takie szyderstwo. Radzę tylko przypomnieć z Biblii historię Józefa, który był namiestnikiem faraona. Plony w latach urodzaju posłużyły do ocalenia wielu ludzi od śmierci w czasie głodu. Patrz: Księga Rodzaju roz. 41- 47.)

Pamiętam jak szliśmy z Ks. Jackiem i innymi „oazowiczami” z naszej diecezji ulicą Kościuszki w Krościenku na Kopią Górkę i u podnóża stały dwie duże ciężarówki (białe tiry z Holandii, jak się nie mylę). Zażartowałem, wskazując na jedną ze stojących na poboczu ciężarówek: „Tym pojazdem będziemy wracać do Krakowa!” Wszystkich to rozbawiło. Na wszelki wypadek pod wieczór Ks. Jacek zapytał kierowcę czy jedzie w tym kierunku i czy nas zabierze, gdy uzyskał potwierdzenie poprosił byśmy byli „w pogotowiu”. Jechaliśmy w „pokoiku” za kabiną kierowcy. (Porozumiewaliśmy się gestami i trochę po angielsku). Kierowca częstował nas orzeszkami i czekoladą. Bardzo ucieszył się z kasety muzycznej z pieśniami uwielbienia, którą otrzymał (zdaje się od Księdza). Około dwudziestej czwartej godziny nikogo nie pytając o drogę podwiózł nas pod sam dworzec w Krakowie, pożegnał się z nami tak serdecznie, jak ze starymi przyjaciółmi i (bez żadnego tłoku) każdy ruszył w swoją stronę. (Nie wiem czy taka analogia będzie stosowna, ale poczułem się jak dworzanin, który „jechał z radością swoją drogą”. Por. Dz 8,39.)

Powrót do pracy podziałał na mnie jak przysłowiowe „sole trzeźwiące”. Nie znaczy to, że prowadzę jakieś „podwójne życie” – codzienne i odświętne, lub jeszcze gorzej: to na jawie i to w snach. - A może jednak...

Przekonałem się, że zawsze komfort psychiczny ma jakąś domieszkę cierpienia. Zaczynam rozumieć, co miał na myśli Leszek Kołakowski mówiąc o „organicznej nędzy doczesności” oraz że „absolut (w sferze doczesnej) jest nieosiągalny”. - A jednak, „co było niemożliwe dla ludzi, tego dokonał Bóg”... Twarde realia Szkoły Zawodowej są jak łan dorodnego zboża, stadion sportowy i poligon wojskowy w jednym. Bez dobrej szkoły nie ma dobrze wychowanych ludzi – to brzmi jak slogan, może lepiej i ostrożniej powiedzieć: jak przysłowie! – Błędne koło – przecież i sam wychowawca musi być (dobrze) wychowany. W ruchu Światło-Życie obowiązuje zasada pracy w grupie rówieśniczej. Właśnie mieliśmy taką grupę. Oprócz rozmów ewangelicznych w Małej Grupie praktykowaliśmy (od czasu do czasu) ewangeliczną rewizję życia. (To takie pobożne ćwiczenie w małej grupie. Jeszcze pobożniejszym ćwiczeniem, i w jeszcze mniejszej grupie, pewnie jest sakrament spowiedzi. – „To należy czynić i tamtego nie opuszczać!” - Mawiają doradcy.) Muszę być wielkim szczęściarzem, bo zaprzyjaźniłem się z Misjonarzem Werbistą z Afryki. To nie przypadek. Miał czas na rozmowę i kawę stosownie do okoliczności. I, jak na misjonarza przystało, był bardzo hojny i uczynny. Opowiedział o dramatycznej zagładzie swej Misji wśród plemion Konkomba wskutek wojny plemiennej. (Cierpiał bardziej niż „Ojciec zadżumionych”, bo nienawiść jest może jeszcze gorsza od tej zarazy!) Opowiedziałem Mu o swym spotkaniu z Ahmedem w pociągu na trasie do Krakowa. Podświadomie liczyłem, że On pomoże mi rozwiązać ten problem.

Początek roku szkolnego w bibliotece szkolnej, gdzie uczniowie wypożyczają wszystkie podręczniki ma, jak zwykle bywa, swe „blaski i cienie”. (Oprócz raczej dość symbolicznych płac przewidzianych za praktyki uczniowskie dla „młodocianych robotników” darmowe podręczniki i mundurki były rodzajem świadczeń „socjalnych”.) To dobry „zwyczaj”... W statystykach podręczniki wchodzą do tak zwanej „średniej czytelnictwa”. To nie jest pomyłka, otóż żeby dobrze skorzystać z obowiązujących podręczników trzeba umieć czytać (przynajmniej w stopniu miernym). Do czytania „lektur” potrzeba nie tylko dobrej zachęty, ale i odpowiednich nawyków, a z tym mają trudności nie tylko „młodociani robotnicy” z zawodówki, którym gdzie indziej się nie „powiodło”. Z tym mają trudności, jak mi wiadomo, także ludzie po wyższych studiach; z tytułami, dyplomami i pracą, którzy w pogoni codzienności nie mają czasu „posiedzieć”, a tego przecież „wymaga” czytanie. „Lektury obowiązkowe w wersji filmowej" i tak zwane „audiobooki” to są kolejne wynalazki „maskujące” niskie wskaźniki czytelnictwa. Jest to wielki luksus, bo w niektórych zawodach można się kształcić i dokształcać (także w czasie pracy zawodowej.) - Te, i podobne myśli cisną się do głowy, gdy milknie hałas przerw śródlekcyjnych, Wraca też problem sprzed wakacji. Pod koniec roku szkolnego najpierw uporałem się ze zwrotem (tj. odbiorem od uczniów) podręczników, kartami obiegowymi i roczną statystyką. Teraz muszę ponownie przebadać „strukturę księgozbioru”. W programie „ministerialnym” języka polskiego Biblię zaliczono do lektury podstawowej. Przed wakacjami myślałem bardzo konkretnie o zakupie stu Biblii. (Według norm bibliotecznych powinna przypadać jedna lektura na trzech uczniów. Wiedziałem, że na to zabraknie pieniędzy. Dyrekcji może wydać się podejrzane, że chcę kupić aż tyle egzemplarzy Biblii - czy to ma być nowe miejsce na Oazę Wielką?! -A któż to wie...)

Ostatecznie byłem gotów dokonać tego zakupu bez zgody i wiedzy Dyrekcji. Program ministerialny nie podlega negocjacjom, ani nie jest atrapą czegoś innego! Racja jest po mojej stronie – myślałem. I w prostocie zapytałem: „Boże skąd mam wziąć pieniądze?” Nawet nie zauważyłem jak szybko Pan Bóg odpowiedział dając mi na ten cel okrągłe sto dolarów, czyli dokładnie tyle, ile w tym czasie było potrzeba. Poczułem się dość nieswojo, że dopiero teraz zrozumiałem sens gestu Ahmeda w pociągu. Przecież On mówił: „Ja Bogiem daję!” – może chciał wypełnić wolę Bożą, a ja mu nie pozwoliłem. Nie wiem czy zachowałem się właściwie, ale wiedząc o świadkach tej rozmowy, że są kolegami mego syna myślę sobie: lepiej żeby mówili, że nie przyjąłem stu dolarów od „podchmielonego” nieznajomego, niż mieliby ogłosić, że wykorzystałem nie tylko sytuację, ale i człowieka... Tak się pocieszałem. Z drugiej strony odkryłem w „czytance” do języka polskiego cztery przewidziane programem teksty biblijne: O Potopie i Arce Noego, Hiobie, Miłosiernym Samarytaninie oraz o Dobrym Pasterzu. - Teraz byłem prawie spokojny... Ciekawe co na to powiedziałby znajomy O. Ryszard Misjonarz SVD?!

Przy najbliższej okazji pojechałem na kawę i ważną rozmowę. Po przerwie sprawa trochę „ostygła” i można się było bez emocji, na trzeźwo, zastanowić nad szczegółami. Ojciec Ryszard podszedł do sprawy z właściwą sobie szczerością i prostotą: „Nie znasz dumy afrykańskiej!” – Powiedział. – „Ty go po prostu upokorzyłeś, a może i trochę, niechcący tj. całkiem nieświadomie, obraziłeś.” – Chociaż w swej odmowie przyjęcia tych pieniędzy nie widziałem do tej pory motywów egoistycznych, teraz z upływem czasu problem jakby narasta... Po pierwsze Bóg nie ma względu na osoby - ten człowiek właśnie mógł wypełnić wolę Bożą! Po drugie zadałem Bogu pytanie: „Skąd mam wziąć pieniądze na Biblie?” I nie usłyszałem odpowiedzi (-pewnie w obawie o swą opinię w oczach „paczki” niedojrzałych młodych ludzi.) Po trzecie chcąc w oczach Ahmeda uchodzić za „prawego” może i w jego odczuciu podświadomie postąpiłem jakby „z pozycji wyższości”... - Mój dyskomfort rósł jak na drożdżach. – Żeby jakoś się odnaleźć powiedziałem pojednawczo: „Gdybym miał Jego adres, wyjaśniłbym Mu, że nie jestem rasistą i złożył życzenia na święta Bożego Narodzenia”.

Około pół roku po mojej wakacyjnej podróży do Krościenka, tym razem wracałem z Południa Polski: z Raciborza na północny wschód - jeśli dobrze pamiętam - mógł to być pociąg z Zakopanego przez Kraków i Warszawę do Gdyni. - Nie jestem pewien czy wsiadałem w Raciborzu, czy w Rybniku, ale w Katowicach tłok był całkiem „sezonowy”. - Święta, sezon urlopów zimowych i narciarski.) W najbliższym czasie miałem przed sobą całą noc w pociągu.

Z wielkim trudem przeciskałem się przez wąski korytarz między przedziałami omijając śpiących pasażerów i ich okazałe bagaże. Nie dopuszczałem nawet myśli żeby podróżować na korytarzu (minęły już te trudne lata, kiedy stałem nad zderzakami w łączniku między wagonami!). Wsuwam głowę do przedziału i bacznie lustruję czy nie ma wolnego miejsca. Już się wycofywałem, gdy usłyszałem: „Nie ma wolnych miejsc!” Wróciłem, spojrzałem w stronę skąd dochodził damski głos i co widzę? – Jedna pani leży sobie na dwóch miejscach; Moja Informatorka siedzi obok. - Zawstydziła się i powiedziała: „Przepraszam, ale chciałam pana oszukać, żeby koleżanka mogła trochę pospać”. Uśmiechnąłem się i zażartowałem: „Odkąd jeżdżę służbowo mam miejsce siedzące!” Koleżanka już usiadła i zrobiła mi miejsce. Usiadłem. W klapie miałem srebrnego „gołąbka”. –„Holy Spirit? – Zapytała. - Cześć! Jestem Ivona z Kościoła Zielonoświątkowego”. Przedstawiła się.Powiedziała też, że uczyła języka polskiego w Łodzi, w szkółce dla studiujących w Polsce obcokrajowców. Zapytałem o Ahmeda. (Była pewna, że uczyła także Ahmadu), nadto potwierdziła wszystkie znane mi szczegóły i dała swój i Jego aktualny adres zamieszkania.

Chwała Panu! O, jakże Bóg jest Wielki!

czwartek, października 12, 2006

Rozmowa za 100 $


Na peronie [poruszenie – za chwilę wjedzie pociąg pospieszny „Beskidy” (kursujący w sezonie letnim z Gdyni do Jeleniej Góry; od Krakowa jako osobowy). Koniec czerwca: początek szkolnych wakacji letnich i sezon urlopowy zapowiadają wzmożony ruch turystyczny. – Nie lubię tłoku. Do Nowego Targu czeka mnie ok. 9 godz. w pociągu, a potem jeszcze ok. godziny autobusem do Krościenka. Mam nadzieję, że na „Oazę” przybędę z Bożą pomocą we właściwym czasie.
(Upał umiarkowany, jak na tę porę roku, ale ubiór i bagaż potrafią wycisnąć pot.). Na chwilę zdejmuję plecak
i „lustruję” czy wszystko wziąłem: rzeczy osobiste, śpiwór, karimata, teczka podręczna, a na samym wierzchu prowiant i Biblia. (I tak na ogół dopiero na miejscu okazuje się, czego brak.)

Uczę się ograniczać swój „ekwipunek” do tego, co „niezbędne”, ale z wiekiem bagaż nie maleje. Czy to początek „filisterskich” przyzwyczajeń?! (-Nawet z krawata i marynarki nie łatwo zrezygnować – przecież będę świętował!) Usprawiedliwiałem się sam przed sobą. Nagle pociąg wjechał na peron i wyrwał mnie i innych podróżnych z rozleniwienia
i pozornego spoczynku wywołanego upałem. Pierwsza fala wsiadła jakby z rozbiegu. Po co się tłoczyć? Spokojnie. Peron stopniowo pustoszeje. Wsiadam i szukam odpowiedniego przedziału. Wszędzie pełno (przeważnie) młodych ludzi. - „Atmosfera” ożywienia udziela się. Omijam przedziały dla palących i te, w których jest hałas. O, nawet grają w karty – dawniej w publicznych miejscach było to zakazane, a tu piją piwo. – Młodzi mężczyźni wyglądają na „rezerwistów”. – Wolę podróżować ze studentami lub uczniami, jeśli mam wybór. Planuję poczytać i porozmawiać. (Cały dzień w podróży to jest już atrakcja sama w sobie). – Odkrywam to ciągle na nowo odkąd otrzymałem na tę okazję specjalne błogosławieństwo.

Jeśli dobrze pamiętam
to się wydarzyło dwunastego marca osiemdziesiątego drugiego roku, gdy czytałem rozważanie z modlitewnika Spurgeona: Klejnoty Obietnic Bożych. Wchodzę do przedziału. „Dzień dobry! – Można?!” – „Proszę bardzo!” - Pada zachęta. ”Chwała Panu, mam miejsce siedzące!” – Myślę; dziewięć godzin w pociągu nie zmęczy mnie za bardzo. Zerkam na pasażerów. – Sympatyczni młodzi ludzie – może studenci? Robią wrażenie jakby się znali. (- „Paczka”?!) Po uwolnieniu się od bagaży zdejmuję marynarkę, wyciągam z teczki książkę i zabieram się do lektury. (Mimo woli słyszę rozmowy potwierdzające mój domysł – współpasażerowie są studentami. - Później dowiedziałem się, że byli to koledzy szkolni mojego syna. – Świat jest jak globalna wioska!)

Zanim pociąg ruszył „dosiadł” jeszcze jeden student, ale nie z tej „paczki”. – Jego „tropikalna” uroda sugerowała, że jest Afrykańczykiem. Bardzo chciał wkupić się do „towarzystwa” studentów, proponował nawet „drinka”, ale zignorowali go. Przybysz nie zrezygnował od razu, ale czułem, że został upokorzony. ( - Wyglądało na to, że był trochę „podchmielony” i z jakiegoś powodu bardzo zależało mu na rozmowie). Zadał zagadkę – była to układanka z zapałek – pewnie rebus matematyczny. „Studenci” nie podjęli tematu. Kątem oka śledziłem sytuację, poczułem jak bardzo to go dotknęło i naraz chęć czytania „odeszła mi” zupełnie. Schowałem książkę i poprosiłem Przybysza żeby ze mną podzielił się swą zagadką. Propozycja wyraźnie go ucieszyła. –Zagadka była trudna i nie mogłem się zdecydować, która z trzech możliwości jest prawidłowym rozwiązaniem. - To wyraźnie zaimponowało „matematykowi”- sugerował, że wszystkie rozwiązania są prawidłowe, ale przedtem myślał, że jest tylko jedno możliwe rozwiązanie. (O ironio, często i mnie takie myślenie „ograniczało” wolność wyboru.)

Przy okazji wyjaśniła się większa zagadka. – Szukał towarzystwa do drinka, bo zdarzyła się rzecz nadzwyczajna: urodziła mu się córeczka. Pogratulowałem mu i wyjaśniłem, że jestem abstynentem i nie piję alkoholu, bez względu na „ważność” okazji. – Nie bardzo zrozumiał
o co chodzi. Próbowałem więc przedstawić mu „wielki” problem alkoholizmu w naszym kraju, z którym „boryka” się Ruch „Światło-Życie” oraz Krucjatę Wyzwolenia Człowieka, do której przyłączyłem się dobrowolnie, żeby pomóc ok. 5 milionom alkoholików wyzwolić się z ich nałogu. Słuchał z uwagą, a potem lakonicznie podsumował: „Najpierw wszystkimi siłami, i w sposób przemyślany stwarzacie problem a potem go zwalczacie?! („Nie ja strzelałem z Aurory!” Powiedział kiedyś pewien Redaktor. I ja tak bym chciał się pocieszać; w duchu jednak czuję, że to nie tak: a gdzie jest moja odpowiedzialność?!)
– Po chwili powiedziałem, że właśnie jadę na rekolekcje wakacyjne naszego Ruchu, na dwa tygodnie do Krościenka nad Dunajcem.
Przybysz powiedział, że ma na imię Ahmadu i na potwierdzenie tego, że mówi prawdę, pokazał mi dowód osobisty. (- Jako obywatel Senegalu miałby tylko paszport, ale ponieważ poślubił Polkę ma również dowód osobisty). Wyznał, że jego żona Basieńka, która urodziła mu córeczkę czeka na niego w Krakowie, gdzie razem mieszkają. Jak się w dalszym toku rozmowy okazało jego studia matematyczne na AGH były już dość zaawansowane (właśnie pisał doktorat.) Był tak szczery, że obawiałem się o jego bezpieczeństwo. (Jak to się stało, że dorosły człowiek zachował duszę dziecka?!)

Pan Ahmadu bardzo zainteresował się tym Krościenkiem, (bo jest jeszcze inne Krościenko w Bieszczadach), jak też rekolekcjami, Ruchem „Światło-Życie” i Krucjatą Wyzwolenia Człowieka. Próbowałem jakoś w miarę sensownie zaspokoić jego ciekawość, chociaż nie wiedziałem, co z tego może wyniknąć.
(Ufam, że to spotkanie musi znaczyć więcej niż wspólna przestrzeń w pociągu, na którą pasażerowie godzą się najczęściej z racji i z konieczności podróżowania. O tym powiem nieco później, przy innej okazji.)

Krościenko nad Dunajcem – krajowe centrum Ruchu „Światło-Życie” to niewielkie miasto górskie usytuowane (prawie) wzdłuż doliny Dunajca, „otoczone” Beskidami leży w niedalekim sąsiedztwie od nowoutworzonego, sztucznego Zalewu w Czorsztynie. Oddalone ok. 6 km od Krośnicy z jednej strony, a w dole Dunajca o tyleż samo (jest oddalone) od Szczawnicy, gdzie są słynne uzdrowiska. Od kilku wieków czerpie się tam lecznicze wody zdrojowe (ze źródeł zwanych „szczawami”). Krościenko swoim krajobrazem i prostotą stylu życia przypomina Ziemię Świętą. – Ono jest też dla wielu jakby Ziemią Obiecaną. (Jeśli można użyć takiej analogii z uwagi na wielkie rzeczy, które się tam dzieją.) Mam na myśli nie tylko wspaniały wypoczynek w plenerze; - szybką regenerację organizmu, odzyskiwanie zdrowia i siły do życia, ale i to wszystko, co przy okazji rekolekcji dzieje się w sferze ducha. Na polach żniwa, a tuż obok w ośrodkach Oazy Nowego Życia trwa radosne świętowanie przez piętnaście dni. Przedziwna przemiana odbywa się wskutek przeżywania przez uczestników prawd opisanych w Biblii. Wiara w Boże Obietnice często, choć nie zawsze i koniecznie, jest potwierdzana przez znaki oraz przedziwne wydarzenia. Rzeczywistość obok nas: codzienne zdarzenia i ludzie, których sekretów zaledwie „dotykamy” słowami, ta zwykła - „niezwykła”... Czy ma odejść w niepamięć, w nieświadomości, nie zauważona?!

Konduktor sprawdził bilety a teraz ponownie przechodząc wzdłuż przedziałów zapytał: „Czy ktoś się dosiadł?”. Pan Ahmadu był, jak mi się wydawało, wyraźnie i w nowy sposób poruszony. Zainteresowanie, wręcz ekscytacja czymś nieznanym chwilowo wyciszyły napięcie emocjonalne towarzyszące jakże aktywnemu oczekiwaniu na spotkanie z żoną (Basieńką) i ich maleńką córeczką.

Upał w pociągu nie dawał się we znaki. Przez otwarte okna wpadał strumień świeżego powietrza. Pilnowałem, żeby w miarę możliwości nie siedzieć w przeciągu; czasem pojawiają się problemy, gdy powieje na spocony kark. Podchmieleni „rezerwiści” zachowywali się ciszej – pewnie zmęczeni posnęli? Zaraz po konduktorze, który opuścił skład, pojawił się inny „funkcjonariusz”
z dwoma olbrzymimi torbami turystycznymi, na oko, wyjątkowo ciężkimi... Nie szukał jednak miejsca siedzącego – widocznie zależało mu żeby zdążyć „załatwić interes” na postoju. Szybko przechodził zaglądając do przedziałów i pokrzykiwał: „Browarek! Jasne pełne! Komu piwko?!” Jakieś ożywienie i hałas – czyżby „rezerwiści” się obudzili? - Poza tym, mimo upału, tylko pojedyncze zamówienia?! - A więc wysiadka! (Nawiasem warto dodać, że cena niezbyt zachęcająca – mniej więcej trzykrotna przebitka w stosunku do tego z kiosku to nie zachęta.)

Czas na przekąskę. Częstujemy się nawzajem. Najpierw wspaniałe bułeczki
z kawą z termosu potem wczesne winno - kwaśne jabłka. Cymes! Jeszcze cukierki miętowe nadziewane! Do Krakowa zostało około godzinę drogi. Pięć godzin minęło jak program rozrywkowy... Mój rozmówca – po chwili zastanowienia wpadł na wystrzałowy pomysł. Wysiądzie w Krakowie, żeby uściskać i ucałować żonę i córeczkę, a potem, jeśli się zgodzą go „odprawić”, dojedzie do mnie na „Oazę” do Krościenka.

Pociąg z Krakowa przez Habówkę do Nowego Targu wlecze się długo pod górę, więc autobusem może „dogonić” mnie jeszcze w Nowym Targu, albo lepiej prosto do Krościenka! Zastanawiałem się czy zapał Ahmeda nie ostygnie tak nagle, jak miniony upał. Postanowiłem jednak dać mu czas, aby ochłonął. Chciał jakieś „materiały” piśmienne na temat Oazy. Miałem książeczki o Czterech prawach duchowego życia i zeszyty formacyjne opracowane przez Ks. Franciszka Blachnickiego i jeszcze jakieś „traktaty”. Dałem mu te rzeczy, których nie potrzebowałem, inne były w kiosku oazowym na Kopiej Górce.

Z pietyzmem obejrzał moją Biblię i „ikonki” które są używane jako zakładki – przeważnie były to różne fotografie. Na koniec wyjął pieniądze i chciał mi dać banknot studolarowy! Powiedziałem, że nie mogę przyjąć od niego tych pieniędzy. Wówczas pokazał mi plik, który ledwie obejmował dłonią: 2000 $ (swoje stypendium doktoranckie) potem wyjaśnił: „Ja Bogiem daję!” (Wcześniej powiedział, że jest muzułmaninem). Był zmieszany i zakłopotany bardziej niż ja. Czułem, że nie przyjedzie...

piątek, października 06, 2006

Telefon do Pana Boga


W styczniu ksiądz chodził po kolędzie. Nasza „grupa domowa” studium Biblii zawiązała się (w hotelu robotniczym) pod koniec tygodnia modlitw o jedność chrześcijan. - Czy tak szybko pojawia się owoc modlitwy? -„To zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe” - mawiają różni sceptycy. - Czy ten stan rzeczy utrzyma się dłużej? Pożyjemy zobaczymy. Spotkania w hotelu robotniczym były mniej burzliwe niż na początku i coraz bardziej regularne. Atmosfera konfrontacji stopniowo przybierała jakby nową „fazę”. – Zasada „moje lepsze” nie sprawdziła się. - Wspólne dążenie do prawdy - czy to ma być ta nowa „lepsza” możliwość?! Nadal, od pierwszego spotkania, mamy mieszane grono uczestników:(katolicko -prawosławno-baptystyczno-zielonoświątkowe. No i dobrze!

Najstarszy z uczestników brat Budnik, po pierwszej „ostrej dyspucie” postanowił, że jego noga więcej tu nie postanie. Następnym razem powiedział: „szczerze chciałem tu więcej nie przychodzić, ale Duch Święty kazał mi iść.”

Nie skory do kompromisów brat postąpił wbrew sobie - czy było warto?! Tego nie da się od razu ocenić
i rozstrzygać. Jednego był pewien, że nie godzi się w ogóle, a w czasie naszej rozmowy ewangelicznej w szczególności, „licytować” jak „karciarze” i na każdy jeden werset z Biblii odpowiadać „mocniejszym cytatem”. Na to nie można pozwolić! – Z drugiej strony – czy Słowo Boże może samo sobie przeczyć? - Wykluczone! - Po cóż więc bać się „kłopotliwych” porównań? Po rozważeniu tych zastrzeżeń starszy brat B. odbył ze mną zasadniczą rozmowę – właśnie nie chciałby żebyśmy „licytowali” swoje argumenty podpierając się Słowem Bożym „jak karciarze”. - Póki co, to jest jego problem – pomyślałem.

Moim zaś zwyczajem było szukanie Słowa Bożego przez „otwieranie Biblii”. - Na ogół otrzymywałem odpowiedź na określone pytania, ale miałem też swobodę wyboru „fragmentu” tekstu i w związku z tym pojawiła się wątpliwość. Z większego kontekstu mogłem opuszczać to, co mi „nie pasowało” – według „widzi mi się” ?! To była całkiem „nie wydumana" trudność.

Obaj z bratem B. w duchu szczerości wypowiedzieliśmy przed Panem to, co nam leżało na sercu. Miałem pokój mimo istniejącej różnicy zdań...
Wkrótce potem pojechałem z bratem Kazikiem do Warszawy. (Późniejsze dziwne zbiegi okoliczności stały się nową zagadką). W Kaplicy obok Hali Mirowskiej było stoisko z książkami - bardzo dobrze zaopatrzone. A były to przeważnie komentarze Biblii, powieści o jej bohaterach lub traktaty oparte o Słowo. W krótkim czasie kupiłem cały duży karton upragnionych lektur.

Miałem
w planie, jeszcze przed powrotem do domu, odwiedzić siostrę Michalinę. Mój bagaż ważył teraz ponad dziesięć kilogramów. Pomyślałem, „Panie Boże, nie chcę z tymi książkami jeździć po mieście tramwajami i autobusami. Wolałbym już nie obciągać sobie rąk”. Już na koniec przypomniałem sobie i zapytałem o kalendarz biblijny „Łuczi swieta na każdyj dień” (w języku rosyjskim wydawany przez ewangelików, czy baptystów z Korntal w Niemczech). Z boku usłyszałem zaskakującą odpowiedź: „Niet i nie nada!”

Stoisko razem ze mną „przeczesywał” nieznajomy brat z Rosji. Najwyraźniej chciał zwrócić na siebie moją uwagę. Powiedział, że wraca do Grodna przez Białystok i może mnie podwieźć do domu
swym samochodem. Zaproponowałem życzliwemu Pomocnikowi, aby wziął tylko moje książki i brata Kazika, który czekał na mnie na Dworcu Wschodnim. (Po powrocie od Siostry odbiorę książki od Kazia już w Białymstoku). Czekając na autobus 126 na słupie obok przystanku zauważyłem plakat wielkości kartki papieru formatu A4: mężczyzna z wąsami, w mundurowej czapce z paskiem pod brodą, wskazywał palem ogłoszenie – „języki obce: niemiecki i angielski - nauka, przekłady itp. obok - telefon kontaktowy... i godziny lekcji...” Zapytałem w myśli: „Co to za ZOMO czy ORMO (ten mężczyzna na plakacie)? - Czy to nie jest prowokacja? Kto udziela tych lekcji i kto umieścił tutaj ten plakat?”

Była sobota wieczór; w niedzielę -
w nocy wróciłem z W-wy do Białegostoku. Pomyślałem o kartonie z książkami.– Jak mam je przewieźć rowerem? Nie mam plecaka. W odpowiedzi na to w poniedziałek ok. g.10.00 Siostra Krystyna spod Ełku przywiozła mi plecak! - Ekspresowe tempo!!! Również magister K. z W-wy szukał mnie tego dnia, ale przyszedł nazajutrz, bo nie zastał mnie w domu. – Miał cztery nie rozcięte plakaty . Wyjaśnił, że „mężczyzna z plakatu to nie ZOMO, ani ORMO, lecz przedwojenny angielski marynarz „ściągnięty” z zachodniej reklamy. - Lekcji udzielam osobiście, a plakaty rozwiesili po mieście moi ludzie”. Zapytał jeszcze: „Gdzie widziałeś w Warszawie taki plakat? Pomyślałem: „Co to ma znaczyć, że ten człowiek przyjechał 200km w ciągu trzech dni i odpowiada mi na pytania, których mu nie zadałem?!” Nadto jest „corpus delicti” (dowód rzeczowy, że mówi prawdę)?!
W myśli otrzymałem odpowiedź: „Pytaj Mnie, a Ja ci odpowiem!” –Ta sytuacja była propozycją nowego rozwiązania. - Coś się dzieje teraz inaczej! Zamiast „otwierać” Biblię by znaleźć odpowiedź na problem miałem pytać?!

- Skąd ta propozycja? – Czy to jest cytat z Pisma Świętego? Nie wszystko jeszcze rozumiałem... Za dużo było tych nie przypadkowych splotów zdarzeń i korzystnych okoliczności. Początkowo zainteresował mnie pewien werset Biblii: „Zwrócił się Pan do Hioba i rzekł: Niech przeciwnik Wszechmocnego odpowie. Niech zabrzmi głos krytyka Boga!” Hi 40,1-2

„Posłuchaj, proszę. Pozwól mi mówić! Chcę spytać. Racz odpowiedzieć!” Hi 42,4. Oba te cytaty nie odpowiadały duchowej propozycji, którą otrzymałem, ale może Pan Bóg chciał, abym uznał swoje bankructwo i nieznajomość Biblii?

Nadal nie rozumiałem do końca o co chodzi. Jakiś czas musiał upłynąć zanim myśl o nowym dialogu „oswoiła się” cokolwiek. Uczyłem się czegoś całkiem szczególnego, ekscytującego, co wciąż budzi mój zachwyt i dreszcz emocji...

Kiedyś jadąc rowerem do Supraśla zauważyłem w lesie przy szosie żołnierza z opaską na ramieniu, z nietypowym karabinem na plecach i w dziwnym kapeluszu (podobnym do wietnamskiego - z tropiku). Nie zastanawiałem się wiele co on tam robi.

Wszystko wyjaśniło się później. O godz. 18.00 Msza Św., potem spotkanie Małej Grupy z rozważaniem Słowa Bożego i kolacja. Trzeba było wracać już po 22.00. Ledwie dojechałem do głównej drogi, gdy moją czujność wzbudził dziwny hałas. Było już prawie ciemno. W mroku zauważyłem wolno jadące, „gęsto” za sobą, samochody. -Cóż to ? Najwyraźniej kolumna wojska!

Kobiety z chodnika zauważyły moje niezdecydowanie. – „Niech pan nie jedzie! - Prosimy tu dzisiaj zanocować! - Ruscy jadą! Będzie wojna, czy co?!” Nie mogłem w to uwierzyć. Ostatnią rzeczą, jaką chciałbym zrobić jest zmiana planu. Nie mogę, przecież nie jestem gotowy! Najbardziej rozsądne wydawało się teraz powstrzymanie się od działania. Zaczekam na dalszy bieg wydarzeń i wtedy zadecyduję. Inni w takich okolicznościach potrafią szybciej myśleć i działać, albo najpierw działać , a potem myśleć.

Czekałem około 45 min. aż kolumna wjechała do lasu. Odczekałem jeszcze chwilę, by zachować dystans i ruszyłem w zupełnych ciemnościach. Myślałem sobie – „Oni mnie nie zauważą?! Ilu ich jest? Co oni tu robią? Dokąd jadą i po co?” Nie ujechałem pół kilometra, gdy ktoś niewidoczny, znajdujący się na ścieżce obok szosy oddzielonej od jezdni pasmem wiekowych lip, jak tylko się z nim zrównałem pozdrowił mnie po imieniu, po czym podał meldunek: „Pułk ruskich jedzie na poligon do Orzysza na manewry; cztery transportery opancerzone...” - Odpowiedziałem na to pozdrowienie i podziękowałem za informację. Dopiero po chwili dotarło do mnie „niejakie” zdziwienie, że przecież odpowiedział dokładnie na moje „pytania zadane w duchu” podając zwięzły meldunek, jak w wojsku.

„Zbiło mnie z tropu” i to, że nie wiedziałem kto to był. Bardziej jednak cieszyłem się tym lepszym rozwiązaniem. – „A więc nie ma wojny! Ruscy jadą tylko na ćwiczenia!” Chwała Panu! - „Ta Cisza wokół ma wielką wartość muzyczną!” „Pieśń bez słów?” - Przemknęło mi przez myśl.

Odkrycie w Biblii Bożej propozycji „niezwykłego” dialogu (Jr 33,3) zmusiło mnie do zastanowienia jak mało miałem wspólnego z Jeremiaszem. – Lubiłem zabawy i rozrywkę. Nie umiałem słuchać, zagłuszałem ciszę. – Jeremiasz wyznał jakby ze smutkiem: „Nigdy nie zasiadałem w wesołym gronie, by się bawić; pod Twoją ręką siadałem samotny, bo napełniłeś mnie gniewem. Dlaczego mój ból nie ma granic, moja rana jest nieuleczalna, niemożliwa do uzdrowienia? Czy będziesz więc dla mnie jakby zwodniczym strumieniem, zwodniczą wodą? Dlatego to mówi Pan: Jeśli się nawrócisz, dozwolę, byś znów stanął przede Mną. Jeśli zaś będziesz wykonywać to, co szlachetne, bez jakiejkolwiek podłości, będziesz jakby moimi ustami. Wtedy oni się zwrócą ku tobie, ty się jednak nie będziesz ku nim zwracał. Uczynię z ciebie dla tego narodu niezdobyty mur ze spiżu. Będą walczyć z tobą, lecz cię nie zwyciężą, bo Ja jestem z tobą (...) - wyrocznia Pana.” Jr 15,17-20.

Od dawna usilnie broniłem się przed zmianami w swoim myśleniu i postępowaniu. Wiele chciałem czynić ze względu na Pana Boga, lecz Go słuchać nie umiałem. Czułem, że do mnie Bóg kierował słowa – „to mówi Pan: Jeśli się nawrócisz, dozwolę, byś znów stanął przede Mną. Jeśli zaś będziesz wykonywać to, co szlachetne, bez jakiejkolwiek podłości, będziesz jakby moimi ustami. Wtedy oni się zwrócą ku tobie, ty się jednak nie będziesz ku nim zwracał” – Bóg mówi także do mnie?! - Mam iść pod prąd? Dlaczego ja?!

Trudno wyrazić słowami jak ważna jest Obecność kogoś bliskiego, Przyjaciela, Powiernika, Informatora i Doradcy. – Bóg nie milczy! „Wołaj do Mnie, a odpowiem ci, oznajmię ci rzeczy wielkie i niezgłębione, jakich nie znasz.” Jr 33,3. W Biblii angielskiej ten wiersz zaczyna się od słów „Call unto me...” – „Call” - w jęz. angielskim znaczy telefon lub „to call” – telefonować. Odkryłem po latach, że ta nowa propozycja dialogu – gorąca linia między mną, a Panem Bogiem – wymaga mojego nawrócenia. Najważniejsze jest to, że On dał swą Obietnicę, a ja znam „telefon” do Pana Boga!

środa, września 27, 2006

Wakacje z Panem Bogiem

Nie mam pamiętnika, ani kroniki z tego czasu. - Wszystkie wakacje, spędzone na posłudze ewangelizacyjnej w Krościenku i okolicach podczas rekolekcji (przeważnie dwa lub trzy turnusy po kolei) tworzą jeden ciąg, jakby nie było przerw między nimi. Był to czas wspaniałej przygody (piszę w czasie przeszłym, ale to nie jest nekrolog). Film pojawił się w przededniu jubileuszu jasnogórskiego - wspaniały pretekst, aby cała Polska wzięła udział w ewangelizacji wg. planu „Ad Christum Redemptorem". Razem z filmem, w prezencie od Braci „Agapowców”, przybyły do Polski projektory „szpulowe”. był w Ruchu ŚWIATŁO-ŻYCIE od 80r. - jeśli się nie mylę - „udostępniany tylko w oprawie nabożeństwa”. (Nie było to nawet w potocznym sensie kino objazdowe).

Zastanawiam się dlaczego tak wielu (nie tylko Polaków) w tym czasie przeszło przez „oazy wakacyjne” i nawróciło się. Nie pamiętam ile razy sam, przy tej okazji, widziałem film . Dla orientacji powiem, że w pewne wakacje, podczas letnich turnusów, wyjeździliśmy limit gwarancyjny nowym „fiatem” służbowym. (- Zakup ks. Moderatora H. B.). Oprócz wyjazdów do punktów rekolekcyjnych w promieniu 100 km od Krościenka był jeden wyjazd na ślub pewnej „pary oazowej” do Krakowa. Jurek M., kierowca i operator projektora, zwykle mówił świadectwo swego nawrócenia, a ja orędzie o zbawieniu w Chrystusie Łatwo było zauważyć, że Krościenko swoim krajobrazem i prostotą życia bardzo przypominało Ziemię Świętą.- Ludzie oglądając film przyswajają sobie Ew. Św. Łukasza, a potem pokonują górskie szlaki, całe pokolenia przechodzą tamtędy „jakby wpatrzeni w Niewidzialnego”. Wraz ze zmęczeniem fizycznym odzyskują zdrowie i radość życia. Myślę, że skuteczne jest uczenie się Prawd Jezusowych w drodze i na górskich łąkach - gdy wchodzą nie tylko do głowy i serca, ale i w mięśnie, i w kości. - Projekcji filmu towarzyszyła też modlitwa i walka duchowa. – Pewnej niedzieli wróciliśmy z Jurkiem M. na kolację, po obsłudze trzech oaz poza Krościenkiem. Ks. Leszek zapytał przy stole - Dziś niedziela - dodał. Odpowiedziałem nieśmiało - Za chwilę do stołówki weszło dwóch księży z diecezji białostoskiej. – Chcielibyśmy odprawić Mszę Św. w kaplicy , bo do tej pory byliśmy w drodze”. – Oznajmili. Tego dnia na Mszy Św. o godz. 19,00 w kaplicy było tylko czworo ludzi: dwaj celebransi, Siostra Zakrystianka i ja.

Pewnego razu rozciągnął się nam pasek od projektora i nie mogliśmy dalej wyświetlać filmu. Modliliśmy się, a potem Jurek (młodszy operator i fotograf) do przerwy obracał szpulę z taśmą palcem, a po zmianie szpuli zrobił nowy pasek ze sznurówki od swego buta. - Ludzie zupełnie nie zrażali się trudnościami technicznymi. Akcent całości stanowi ostatnia, podsumowująca część filmu: decyzja i modlitwa o przyjęcie Jezusa jako swego Pana i Zbawiciela. Zachęta, aby
z wiarą zachować pewność zbawienia, modlić się codziennie, czytać Pismo Św. , spotykać się z innymi ludźmi wierzącymi oraz pamiętać o wspaniałych obietnicach Jezusa.
Wszystko zaczęło się zmieniać
w moim życiu kilkadziesiąt lat temu. – Jaki był początek? - Jeśli dobrze pamiętam, było to w czerwcu ‘76r. – Mój nowy znajomy (zdaje się z Politechniki Białostockiej) jakby bez powodu, dał mi Nowy Testament w języku angielskim. - Wydawnictwo: „American Bibel Society”. Miałem już z tego wydawnictwa Ewangelię wg. Św. Jana. - Jako dodatek do tekstu z Biblii, na końcu książeczki w niebieskiej okładce z krzyżem na kuli ziemskiej, był zbiór cytatów z Pisma Św. zatytułowany: Droga Zbawienia. (Kluczowe prawdy wiary i Boże Obietnice). Poniżej: moja decyzja poddania życia Jezusowi Chrystusowi, dalej miejsce na datę i podpis. (Wstawiłem tam datę i mój podpis pod osobistą decyzją.) Do Krościenka nad Dunajcem - Centrum Ruchu Światło-Życie, udaliśmy się grupowo. Byłem zdziwiony i nie mało wzruszony nowym odkryciem. - Dave W. - Amerykanin z Ruchu Agape, na konferencji w ramach tzw. Szkoły Apostolskiej, powiedział, że przed przyjazdem na rekolekcje modlili się o każdą osobę, która miała przyjechać na Oazę. - Był też dowód: Ewangelia Św. Jana i Nowy Testament w języku angielskim pochodziły z darów Campus Crusade For Christ z USA (od Agapowców), i z ich wydawnictwa. - Nie tylko modlili się o mnie, ale Pan Bóg potwierdził ten fakt materialnie i ja sam mogłem się o tym przekonać! W czasie koncertu i Nabożeństwa Ewangelizacyjnego w Kaplicy Dobrego Pasterza w Krościenku, kiedy tam byłem po raz pierwszy, w pamiętnym ’76 r. klęczałem z zamkniętymi oczami i płakałem. Przy niemal wygaszonym świetle, aby nas nie krępowało, że właśnie większość z obecnych płacze, rozległo się wezwanie aby podnieść do góry rękę na znak zaproszenia Jezusa do swego życia i przyjęcia Go jako osobistego Zbawiciela i Pana, który z miłości do mnie poniósł za mnie śmierć na krzyżu, przebaczył mi grzechy i obdarował łaską życia wiecznego. - Od podjęcia tej decyzji zależy cała moja (i nasza) przyszłość i to, gdzie i z kim spędzę całą wieczność. (Uroczyście wyraziłem to, co już wcześniej oznaczało złożenie mego podpisu w Ewangelii Św. Jana, przed przyjazdem do Krościenka.) Wtedy zrozumiałem też co miał na myśli św. Augustyn, gdy powiedział, że „Raz wybrawszy codziennie wybierać muszę”.

Między turnusami „oazowymi”, które trwały wtedy piętnaście dni, stosownie do piętnastu tajemnic Różańca, były przerwy zbyt krótkie, i nie warto było „psuć sobie wakacje” zbyt długimi podróżami. Z uwagi na pracę w następnym turnusie, musiałem być gdzieś w pobliżu Krościenka. Wówczas wyjeżdżałem do przyjaciół z Krośnicy lub do Zakopanego (zależnie od otrzymanego zaproszenia i innych okoliczności). Tadeusz, kolega po fachu i pielgrzym „jasnogórski” lubił pogadać - w wakacje miał sporo wolnego czasu - chętnie wyciągał mnie na górskie spacery. Tego roku opowiedział mi dość ponurą historię: spłonęła tzw. „Albertówka” – tj. schronisko dla bezdomnych w Zakopanem im. Brata Alberta. (Wcześniej ktoś opowiadał, że w kręgach partyjnych PZPR krążyła pogłoska o dwóch „wrzodach” na południu Polski: jeden to Albertówka, a drugi „Oazy” - które należy „puścić z dymem”.) - Góral ze Stasikówki, u którego mieszkali uczestnicy rekolekcji, stał się ofiarą podpalenia przez agentów SB. Spłonęła stodoła. - Pisał w liście okólnym Ks. Franciszek Blachnicki).
- Tadeusz nalegał, że koniecznie trzeba zobaczyć, co zostało z zabytkowego schroniska. - Jaka szkoda mówił, że nie ujrzymy już jego dawnej świetności.

Idąc pod górę w końcu zobaczyliśmy niedopaloną „Albertówkę”.
- Najpierw, nad całym wzgórzem, „sterczał” wysoko w niebo świerkowy krzyż z surowych belek, a obok jak namiot, stał sam dach spalonego budynku, pod nim poustawiano na ziemi niedopalone resztki różnych sprzętów: „Sunt lacrimae rerum”. - Nie wolno się wzruszać! – Nowy dom będzie większy i bardziej przystosowany do potrzeb... Współczucie i solidarność są też owocami cierpienia! - Któż się spodziewał, że wyjście na tak płaską górę może dodać nam ducha?!

Nie przywykłem do milczenia i chętnie starałem się wyzyskać każdą okazję do rozmowy. Muszę przyznać, że te „rozprawy” były na ogół dość zapalczywe! - W tak wielu sprawach się różnimy, właściwie co nas 7łączy?! Kto wie, może tylko pragnienie prawdy i potrzeba wypowiedzenia się, uwolnienia Słowa... Jakby trawił nas jakiś ogień od środka?! – Tym razem nosiłem w aktówce niewielką książkę, z krzyżem na okładce, pt.. „Głód pełni życia chrześcijańskiego. Jeszcze jej nie czytałem – to mój nowy nabytek. Sam tytuł „zainspirował” mnie do rozmowy na taki właśnie temat. Nie wypada tu streszczać książek, bo może ktoś więcej skorzysta czytając je. (nawet nie przyznałem się, że mam pod pachą odpowiednią lekturę). - W każdym razie nasze wnioski prowadziły do ewangelicznej prawdy, że tylko Jezus może zaspokoić nasz głód duchowy. Nie sfałszowany pokarm da nam wzrost. Dojrzałość uzyskamy wraz z wyzwoleniem od egoizmu, gdy będziemy zdolni do miłości i służby. „Jeżeli Bóg z nami, to któż przeciwko nam?!” – Po przeczytaniu wspomnianej książeczki byłem zaskoczy, bo kończyła się jak nasza rozmowa powyższym cytatem. A cała ta „rozprawa” przebiegała według scenariusza i cytatów jakby wyjętych z owej książki. Nie wiedziałem co o tym myśleć. Dobrze, że Tadeusz nie wiedział o niej (i nie znał jej treści), bo powiedziałby może coś takiego: „Naczytał się, a teraz mi wciska!” – Nie był całkiem przekonany moimi wywodami. - Może w duchu miał pełnić rolę „niewiernego” Tomasza?! - Czyżby naprawdę „był jakimś workiem treningowym w walce duchowej?!” – Czy to byłoby godziwe?! – Chyba tak. Przecież działałem w dobrej wierze. – Bez obłudy – podobnie jak i mój rozmówca. Zwykle potem zapraszał do swego domu i tam się „gościliśmy”. - Po spacerze apetyt dopisywał. - Tadeusz zwierzył mi się ze swego sukcesu finansowego. - Powiedział: „Dopiero, gdy mamy pięcioro dzieci, Pan Bóg dał nam odpowiednio duży dom i pobory.” Jest to nie kończąca się przygoda... Chwała Panu!