wtorek, listopada 07, 2006

Zaatakowałem najbardziej uzbrojonego


Gorący czas: praca zawodowa na miejscu, wyjazd w weekend raz w miesiącu na „latający uniwersytet”, potem, w niedzielne popołudnie Msza Św. za Ojczyznę na Żoliborzu (przy Placu Wilsona). Nocleg z soboty na niedzielę i posiłki u przyjaciół to „normalka”! – Sobotni i niedzielny wieczór, po domowej kolacji, był szczególną okazją do Spotkań Biblijnych w Małej Grupie, która zawiązała się w sposób prawie „naturalny” przy wspólnym stole. Do dziś nie bardzo rozumiem jak wystarczyło nam sił, zdrowia, czasu i pieniędzy żeby sprostać temu wszystkiemu! Niemożliwe! Cudem była koordynacja tego wszystkiego, choć zdarzały się też wpadki i aresztowania. –Czy tylko w konspiracji można służyć ojczyźnie? - Patrząc z perspektywy czasu - myślę, że mało tam było zdarzeń i rzeczy przypadkowych. - Solidarność: to cały sztab wolontariuszy ( z własnej woli pracujących za darmo) – profesorów, pisarzy i wszelkiej maści i „profesji” amatorów. – W efekcie: spotkania, wykłady, szkolenia i tony rozprowadzanych książek, broszur i ulotek z wydawnictw niezależnych. - Czy kierował nimi duch czasu?! - Zapewne Ruch Społeczny jest kierowany przez Ducha. Cóż to jest solidarność?! - Skąd pochodziła jej siła ?! Sobotnie wieczory w Warszawie spędzałem zawsze tam, gdzie mogłem się bezpiecznie „zabunkrować” z przyjaciółmi i Siostrą M. - Czekali wiernie na mnie i lektury. Wiedzieli, że im ich nie żałowałem, a zawsze coś nowego i interesującego przywiozę.

Właściciel domu, u którego nocowałem, od okupacji nie pozbył się strachu – był „rodowitym” warszawiakiem (- niestety odeszli już do wieczności); ja nie bardzo wiedziałem czego mam się bać - zupełnie nie miałem doświadczenia). - Czasami rozmawiałem z Gospodarzem do późnej nocy. - Częstował mnie kawą, dużo palił i miał wielką potrzebę wypowiedzenia się; może nawet zwierzeń. Spotkania te były i dla mnie zawsze bardzo ważne. W nocy, jak zauważyłem, nigdy nie gasił radia. Raz zasypiałem przy cichej muzyczce: „Śniłem sen o ogniu, który płonie jakby za mną, ale każdy mój oddech go podtrzymuje i podsyca”. – To był piękny sen... Rano pospiesznie wracałem na „latający uniwersytet’. Druga sesja do południa.

Po Mszy Św. obiad i sesja popołudniowa. Wieczorem jeszcze raz Msza Św. za Ojczyznę (zawsze na Żoliborzu). Miałem chyba szczęście, bo udawało mi się bezpiecznie wracać na kolację do przyjaciół. Przed odjazdem spotkanie: Studium Biblijne w Małej Grupie, a potem do domu bez „pałowania” i „armatek wodnych”, (o których wiedziałem ze słyszenia). - Co miesięczne studium Słowa Bożego, jakby w „nagrodę” za gościnę, odbywało się do późnej nocy, do samego niemal odjazdu pociągu. Potem było tak mało czasu, że nasz Gospodarz miał wątpliwości czy możemy po nocy, przy nieregularnej komunikacji, nie znając miasta, bezpiecznie i na czas dotrzeć do dworca. - W ostatniej chwili decydował, że odwozi nas na dworzec swym samochodem. To bardzo upraszczało sprawę dla nas – dla niego zaś oznaczało to, że noc i czas snu skróci się mniej więcej o dwie godziny (i może jutro pojedzie do pracy nie dość wypoczęty.) - Na ogół nikt z nas nie brał tego za bardzo pod rozwagę. – Nie chciał też od nas pieniędzy na paliwo. Pomyślałem sobie, że w sam raz na podziękowanie dobra będzie książka, którą właśnie miałem przy sobie (nie pamiętam jaka). Zapamiętałem tylko zakładkę (w języku niemieckim) z tej książki – był to mini kalendarzyk ze Słowem Życia: „Dieser Tag ist ein Tag guter Botschaft...” – Dzień dzisiejszy jest Dniem Dobrej Nowiny...” 2 Krl 7, 9b. – Bardzo chętnie pozbyłem się natrętnego „przypominacza” (myślałem - ten kalendarzyk już wkrótce się zdezaktualizuje...) - Uściski dłoni: „Z Bogiem!” - „Szczęść Boże!” - Szeroki, serdeczny uśmiech i wchodzę do pociągu. Szok! Takiego tłoku dawno nie było! – Nie mogłem przejść korytarzem. – Wówczas w myśli zażartowałem: „Ilekroć jadę ‘służbowo’ ma być miejsce siedzące!” Spojrzałem kątem oka w lewo. - W tym właśnie przedziale było kilka wolnych miejsc! Usiadłem przy oknie. Przedział był bardzo słabo oświetlony. Naprzeciw mnie, również przy oknie, siedział oficer w mundurze z kaburą przy pasie.

(Może nie miał broni, bo musiałby jechać w osobnym przedziale? - Zamknąłem oczy i myślałem, że dobrze byłoby trochę pospać – za chwilę północ !) - Jasna myśl nieco mnie „otrzeźwiła”: „Oddałem zakładkę z cytatem ; Słowo, które znałem zostało przy mnie bez uszczerbku. „Wtedy powiedział jeden do drugiego: Nie postępujemy właściwie. Dzień dzisiejszy jest dniem radosnej nowiny, a my milczymy. Jeżeli będziemy zwlekali aż do brzasku porannego, to spotka nas kara. Nuże, chodźmy teraz i zanieśmy wieść do pałacu królewskiego”. 2 Krl 7,9 - Ochota na drzemkę powoli mijała. – Więc mam miejsce siedzące nie po to, żeby spać?! „Nie postępuję właściwie?!” – „Nie mam milczeć?!” – „Nie mogę czekać do rana?!” - Nie za bardzo wiem o czym mogę rozmawiać o tej porze z nieznajomymi. – Dyskretnie przyjrzałem się żołnierzowi; najpierw spróbuję czymś go zająć.

Wyjąłem z kieszeni książeczkę: „Czy doświadczyłeś życia w pełni Ducha Świętego?” - Może jej treść będzie dla tego człowieka „radosną nowiną” ? – Po chwili zwróciłem się do nieznajomego: „Przepraszam, może miałby Pan ochotę poczytać ?” I nie czekając na odpowiedź wyciągnąłem ku niemu rękę z książeczką. – Oficer drgnął, jakbym go obudził, i dość machinalnie wyciągnął swą rękę chwytając podawaną mu mini lekturę. „Dziękuję!”- powiedział i natychmiast zaczął czytać. Po przeczytaniu mniej więcej połowy doszedł do drobniejszego druku i z wysiłku, bo było prawie ciemno, oczy zaczęły mu łzawić. – „Proszę Pana, dalej nie dam rady czytać, za drobny druk i słabe światło” – wyjaśnił krótko. – „Czy to Pana zainteresowało?” – próbowałem nawiązać rozmowę. –„Tak!” – Odpowiedział lakonicznie. - „Może Pan zatrzymać broszurę i w domu spokojnie dokończyć”. Podziękował i schował ją do kieszeni. Z obawy, że rozmowa się na tym „urwie” próbowałem dalej – „Chciałem zauważyć, że niektórzy ludzie nie robią użytku z wiary w praktyce” – usiłowałem sprowokować dalszą rozmowę. – Nic nie odpowiedział i patrzył wyczekująco.– „Nie zgadzam się, żeby wiarę i tzw. ‘sferę ducha’ zamknąć w jakiejś kapliczce i zaglądać tam raz w tygodniu - powiedzmy w niedzielę, no może jeszcze w święta...” – Nadal tylko słuchał. – (Czy to będzie monolog?! –Myślałem poirytowany. Sytuacja stawała się odrobinę trudna...) – „Jako (wojskowy) zawodowiec zapewne docenia Pan wartość informacji. Wywiadowcy muszą za ważne informacje narażać swoje bezpieczeństwo, a nawet życie”. – Śmiało, muszę mówić dalej – to go zainteresuje - pomyślałem! Patrzyłem na niego uważnie i ciągnąłem swój wywód: „Złapanych szpiegów czeka ciężkie więzienie lub śmierć. Duchowy „informator” – Duch Święty – nie sprzedaje wiadomości. - On daje je w prezencie”. Bardzo to go zainteresowało: – „Czy to może mieć zastosowanie w tak świeckiej dziedzinie jaką jest wojsko?”- Zagadnął jakby z nadzieją.

Nie mogłem za wiele „teoretyzować”, siedział przecież przede mną nie teolog chętny do dysput, ale jak wyczuwałem, pragmatyk. -„Proszę Pana, jestem cywilem, jako harcerz byłem zwiadowcą, a teraz nie mam nic wspólnego z wywiadem. Chcę powiedzieć, że mimo to mogę mieć dostęp do informacji o znaczeniu wojskowym, w dodatku nie narażając zdrowia, ani życia. – Niedawno, na przykład, byłem świadkiem przejazdu kolumny rosyjskiego wojska. - Jechali nocą przez Supraśl. - W myśli życzyłem sobie coś się o nich dowiedzieć. ‘W duchu’ zapytałem o ich liczbę, cel „marszruty” i uzbrojenie. Jechali ok. 45 min. bardzo wolno i z niemałym hałasem. Upłynęło ok. 10 min. a ktoś nie widoczny (z powodu ciemności nocy) ze ścieżki obok szosy, którą jechałem na rowerze, pozdrowił mnie po imieniu i złożył zwięzły meldunek: „Pułk ruskich jedzie do Orzysza na manewry; - cztery transportery opancerzone”. Odwzajemniłem pozdrowienie (nadal nie wiem kto to był). - Podziękowałem i pojechałem dalej. – Ten informator właśnie odpowiedział mi na pytania, których mu nie zadałem. – „Dziwne!” - bąknął wojskowy. – „Pominąłem szczegóły: W kolumnie jechał gazik z napisem: WAI – „Wojennaja Awtomobilnaja Inspekcja – to dowództwo pułku!” – odrzekł wojskowy. - „Na szosie stał w lesie (od południa) ‘jakiś szwejk’ w kapeluszu z tropiku, z opaską na ramieniu, a karabin był jak sprzed I Wojny Światowej”. – „Dyżurny Ruchu. -To nie karabin, to granatnik przeciwpancerny!”- Wtrącił. – „RGP-panc ?” – „RPG-7”. – Dodał oficer. - „Nie widząc go, po pół roku, podał pan rodzaj broni i kaliber lufy !?” – Duch Święty jest „Przedziwnym, cudownym Doradcą” i „Pocieszycielem”. - Jego rada może być ‘natchnieniem’, czyli jakimś rodzajem myślowego odkrycia – ‘olśnienia’; może się też posłużyć drugim człowiekiem. – I On tak właśnie robi. - W Nowym Testamencie Jezus postawił swym uczniom i wyznawcom jeden warunek: muszą być z Nim w jedności; z Niego czerpać życie, mądrość i miłość... „Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, poproście, o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni.” J 15,7. - Może to się Panu wyda dziwne, ale Duch Święty w jakimś stopniu przemawia i do świata, tj. do ‘zsekularyzowanych’ niedowiarków, a czyni to dla ich dobra. – Jezus powiedział: „Jednakże mówię wam prawdę: Pożyteczne jest dla was moje odejście. Bo jeżeli nie odejdę, Pocieszyciel nie przyjdzie do was. A jeżeli odejdę, poślę Go do was. On zaś, gdy przyjdzie, przekona świat o grzechu, o sprawiedliwości i o sądzie. O grzechu - bo nie wierzą we Mnie; o sprawiedliwości zaś - bo idę do Ojca i już Mnie nie ujrzycie; wreszcie o sądzie - bo władca tego świata został osądzony. Jeszcze wiele mam wam do powiedzenia, ale teraz /jeszcze/ znieść nie możecie. Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy. Bo nie będzie mówił od siebie, ale powie wszystko, cokolwiek usłyszy, i oznajmi wam rzeczy przyszłe”. J16, 7-13. „Dziękuję za tę rozmowę – chyba jestem w rodzinie jedynym niedowiarkiem. Dlaczego Pan wybrał właśnie mnie?!” Spojrzałem na kaburę, uśmiechnąłem się, i patrząc mu prosto w oczy powiedziałem: „Zaatakowałem najbardziej uzbrojonego!”

Brak komentarzy: