piątek, października 06, 2006

Telefon do Pana Boga


W styczniu ksiądz chodził po kolędzie. Nasza „grupa domowa” studium Biblii zawiązała się (w hotelu robotniczym) pod koniec tygodnia modlitw o jedność chrześcijan. - Czy tak szybko pojawia się owoc modlitwy? -„To zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe” - mawiają różni sceptycy. - Czy ten stan rzeczy utrzyma się dłużej? Pożyjemy zobaczymy. Spotkania w hotelu robotniczym były mniej burzliwe niż na początku i coraz bardziej regularne. Atmosfera konfrontacji stopniowo przybierała jakby nową „fazę”. – Zasada „moje lepsze” nie sprawdziła się. - Wspólne dążenie do prawdy - czy to ma być ta nowa „lepsza” możliwość?! Nadal, od pierwszego spotkania, mamy mieszane grono uczestników:(katolicko -prawosławno-baptystyczno-zielonoświątkowe. No i dobrze!

Najstarszy z uczestników brat Budnik, po pierwszej „ostrej dyspucie” postanowił, że jego noga więcej tu nie postanie. Następnym razem powiedział: „szczerze chciałem tu więcej nie przychodzić, ale Duch Święty kazał mi iść.”

Nie skory do kompromisów brat postąpił wbrew sobie - czy było warto?! Tego nie da się od razu ocenić
i rozstrzygać. Jednego był pewien, że nie godzi się w ogóle, a w czasie naszej rozmowy ewangelicznej w szczególności, „licytować” jak „karciarze” i na każdy jeden werset z Biblii odpowiadać „mocniejszym cytatem”. Na to nie można pozwolić! – Z drugiej strony – czy Słowo Boże może samo sobie przeczyć? - Wykluczone! - Po cóż więc bać się „kłopotliwych” porównań? Po rozważeniu tych zastrzeżeń starszy brat B. odbył ze mną zasadniczą rozmowę – właśnie nie chciałby żebyśmy „licytowali” swoje argumenty podpierając się Słowem Bożym „jak karciarze”. - Póki co, to jest jego problem – pomyślałem.

Moim zaś zwyczajem było szukanie Słowa Bożego przez „otwieranie Biblii”. - Na ogół otrzymywałem odpowiedź na określone pytania, ale miałem też swobodę wyboru „fragmentu” tekstu i w związku z tym pojawiła się wątpliwość. Z większego kontekstu mogłem opuszczać to, co mi „nie pasowało” – według „widzi mi się” ?! To była całkiem „nie wydumana" trudność.

Obaj z bratem B. w duchu szczerości wypowiedzieliśmy przed Panem to, co nam leżało na sercu. Miałem pokój mimo istniejącej różnicy zdań...
Wkrótce potem pojechałem z bratem Kazikiem do Warszawy. (Późniejsze dziwne zbiegi okoliczności stały się nową zagadką). W Kaplicy obok Hali Mirowskiej było stoisko z książkami - bardzo dobrze zaopatrzone. A były to przeważnie komentarze Biblii, powieści o jej bohaterach lub traktaty oparte o Słowo. W krótkim czasie kupiłem cały duży karton upragnionych lektur.

Miałem
w planie, jeszcze przed powrotem do domu, odwiedzić siostrę Michalinę. Mój bagaż ważył teraz ponad dziesięć kilogramów. Pomyślałem, „Panie Boże, nie chcę z tymi książkami jeździć po mieście tramwajami i autobusami. Wolałbym już nie obciągać sobie rąk”. Już na koniec przypomniałem sobie i zapytałem o kalendarz biblijny „Łuczi swieta na każdyj dień” (w języku rosyjskim wydawany przez ewangelików, czy baptystów z Korntal w Niemczech). Z boku usłyszałem zaskakującą odpowiedź: „Niet i nie nada!”

Stoisko razem ze mną „przeczesywał” nieznajomy brat z Rosji. Najwyraźniej chciał zwrócić na siebie moją uwagę. Powiedział, że wraca do Grodna przez Białystok i może mnie podwieźć do domu
swym samochodem. Zaproponowałem życzliwemu Pomocnikowi, aby wziął tylko moje książki i brata Kazika, który czekał na mnie na Dworcu Wschodnim. (Po powrocie od Siostry odbiorę książki od Kazia już w Białymstoku). Czekając na autobus 126 na słupie obok przystanku zauważyłem plakat wielkości kartki papieru formatu A4: mężczyzna z wąsami, w mundurowej czapce z paskiem pod brodą, wskazywał palem ogłoszenie – „języki obce: niemiecki i angielski - nauka, przekłady itp. obok - telefon kontaktowy... i godziny lekcji...” Zapytałem w myśli: „Co to za ZOMO czy ORMO (ten mężczyzna na plakacie)? - Czy to nie jest prowokacja? Kto udziela tych lekcji i kto umieścił tutaj ten plakat?”

Była sobota wieczór; w niedzielę -
w nocy wróciłem z W-wy do Białegostoku. Pomyślałem o kartonie z książkami.– Jak mam je przewieźć rowerem? Nie mam plecaka. W odpowiedzi na to w poniedziałek ok. g.10.00 Siostra Krystyna spod Ełku przywiozła mi plecak! - Ekspresowe tempo!!! Również magister K. z W-wy szukał mnie tego dnia, ale przyszedł nazajutrz, bo nie zastał mnie w domu. – Miał cztery nie rozcięte plakaty . Wyjaśnił, że „mężczyzna z plakatu to nie ZOMO, ani ORMO, lecz przedwojenny angielski marynarz „ściągnięty” z zachodniej reklamy. - Lekcji udzielam osobiście, a plakaty rozwiesili po mieście moi ludzie”. Zapytał jeszcze: „Gdzie widziałeś w Warszawie taki plakat? Pomyślałem: „Co to ma znaczyć, że ten człowiek przyjechał 200km w ciągu trzech dni i odpowiada mi na pytania, których mu nie zadałem?!” Nadto jest „corpus delicti” (dowód rzeczowy, że mówi prawdę)?!
W myśli otrzymałem odpowiedź: „Pytaj Mnie, a Ja ci odpowiem!” –Ta sytuacja była propozycją nowego rozwiązania. - Coś się dzieje teraz inaczej! Zamiast „otwierać” Biblię by znaleźć odpowiedź na problem miałem pytać?!

- Skąd ta propozycja? – Czy to jest cytat z Pisma Świętego? Nie wszystko jeszcze rozumiałem... Za dużo było tych nie przypadkowych splotów zdarzeń i korzystnych okoliczności. Początkowo zainteresował mnie pewien werset Biblii: „Zwrócił się Pan do Hioba i rzekł: Niech przeciwnik Wszechmocnego odpowie. Niech zabrzmi głos krytyka Boga!” Hi 40,1-2

„Posłuchaj, proszę. Pozwól mi mówić! Chcę spytać. Racz odpowiedzieć!” Hi 42,4. Oba te cytaty nie odpowiadały duchowej propozycji, którą otrzymałem, ale może Pan Bóg chciał, abym uznał swoje bankructwo i nieznajomość Biblii?

Nadal nie rozumiałem do końca o co chodzi. Jakiś czas musiał upłynąć zanim myśl o nowym dialogu „oswoiła się” cokolwiek. Uczyłem się czegoś całkiem szczególnego, ekscytującego, co wciąż budzi mój zachwyt i dreszcz emocji...

Kiedyś jadąc rowerem do Supraśla zauważyłem w lesie przy szosie żołnierza z opaską na ramieniu, z nietypowym karabinem na plecach i w dziwnym kapeluszu (podobnym do wietnamskiego - z tropiku). Nie zastanawiałem się wiele co on tam robi.

Wszystko wyjaśniło się później. O godz. 18.00 Msza Św., potem spotkanie Małej Grupy z rozważaniem Słowa Bożego i kolacja. Trzeba było wracać już po 22.00. Ledwie dojechałem do głównej drogi, gdy moją czujność wzbudził dziwny hałas. Było już prawie ciemno. W mroku zauważyłem wolno jadące, „gęsto” za sobą, samochody. -Cóż to ? Najwyraźniej kolumna wojska!

Kobiety z chodnika zauważyły moje niezdecydowanie. – „Niech pan nie jedzie! - Prosimy tu dzisiaj zanocować! - Ruscy jadą! Będzie wojna, czy co?!” Nie mogłem w to uwierzyć. Ostatnią rzeczą, jaką chciałbym zrobić jest zmiana planu. Nie mogę, przecież nie jestem gotowy! Najbardziej rozsądne wydawało się teraz powstrzymanie się od działania. Zaczekam na dalszy bieg wydarzeń i wtedy zadecyduję. Inni w takich okolicznościach potrafią szybciej myśleć i działać, albo najpierw działać , a potem myśleć.

Czekałem około 45 min. aż kolumna wjechała do lasu. Odczekałem jeszcze chwilę, by zachować dystans i ruszyłem w zupełnych ciemnościach. Myślałem sobie – „Oni mnie nie zauważą?! Ilu ich jest? Co oni tu robią? Dokąd jadą i po co?” Nie ujechałem pół kilometra, gdy ktoś niewidoczny, znajdujący się na ścieżce obok szosy oddzielonej od jezdni pasmem wiekowych lip, jak tylko się z nim zrównałem pozdrowił mnie po imieniu, po czym podał meldunek: „Pułk ruskich jedzie na poligon do Orzysza na manewry; cztery transportery opancerzone...” - Odpowiedziałem na to pozdrowienie i podziękowałem za informację. Dopiero po chwili dotarło do mnie „niejakie” zdziwienie, że przecież odpowiedział dokładnie na moje „pytania zadane w duchu” podając zwięzły meldunek, jak w wojsku.

„Zbiło mnie z tropu” i to, że nie wiedziałem kto to był. Bardziej jednak cieszyłem się tym lepszym rozwiązaniem. – „A więc nie ma wojny! Ruscy jadą tylko na ćwiczenia!” Chwała Panu! - „Ta Cisza wokół ma wielką wartość muzyczną!” „Pieśń bez słów?” - Przemknęło mi przez myśl.

Odkrycie w Biblii Bożej propozycji „niezwykłego” dialogu (Jr 33,3) zmusiło mnie do zastanowienia jak mało miałem wspólnego z Jeremiaszem. – Lubiłem zabawy i rozrywkę. Nie umiałem słuchać, zagłuszałem ciszę. – Jeremiasz wyznał jakby ze smutkiem: „Nigdy nie zasiadałem w wesołym gronie, by się bawić; pod Twoją ręką siadałem samotny, bo napełniłeś mnie gniewem. Dlaczego mój ból nie ma granic, moja rana jest nieuleczalna, niemożliwa do uzdrowienia? Czy będziesz więc dla mnie jakby zwodniczym strumieniem, zwodniczą wodą? Dlatego to mówi Pan: Jeśli się nawrócisz, dozwolę, byś znów stanął przede Mną. Jeśli zaś będziesz wykonywać to, co szlachetne, bez jakiejkolwiek podłości, będziesz jakby moimi ustami. Wtedy oni się zwrócą ku tobie, ty się jednak nie będziesz ku nim zwracał. Uczynię z ciebie dla tego narodu niezdobyty mur ze spiżu. Będą walczyć z tobą, lecz cię nie zwyciężą, bo Ja jestem z tobą (...) - wyrocznia Pana.” Jr 15,17-20.

Od dawna usilnie broniłem się przed zmianami w swoim myśleniu i postępowaniu. Wiele chciałem czynić ze względu na Pana Boga, lecz Go słuchać nie umiałem. Czułem, że do mnie Bóg kierował słowa – „to mówi Pan: Jeśli się nawrócisz, dozwolę, byś znów stanął przede Mną. Jeśli zaś będziesz wykonywać to, co szlachetne, bez jakiejkolwiek podłości, będziesz jakby moimi ustami. Wtedy oni się zwrócą ku tobie, ty się jednak nie będziesz ku nim zwracał” – Bóg mówi także do mnie?! - Mam iść pod prąd? Dlaczego ja?!

Trudno wyrazić słowami jak ważna jest Obecność kogoś bliskiego, Przyjaciela, Powiernika, Informatora i Doradcy. – Bóg nie milczy! „Wołaj do Mnie, a odpowiem ci, oznajmię ci rzeczy wielkie i niezgłębione, jakich nie znasz.” Jr 33,3. W Biblii angielskiej ten wiersz zaczyna się od słów „Call unto me...” – „Call” - w jęz. angielskim znaczy telefon lub „to call” – telefonować. Odkryłem po latach, że ta nowa propozycja dialogu – gorąca linia między mną, a Panem Bogiem – wymaga mojego nawrócenia. Najważniejsze jest to, że On dał swą Obietnicę, a ja znam „telefon” do Pana Boga!

Brak komentarzy: