czwartek, października 12, 2006

Rozmowa za 100 $


Na peronie [poruszenie – za chwilę wjedzie pociąg pospieszny „Beskidy” (kursujący w sezonie letnim z Gdyni do Jeleniej Góry; od Krakowa jako osobowy). Koniec czerwca: początek szkolnych wakacji letnich i sezon urlopowy zapowiadają wzmożony ruch turystyczny. – Nie lubię tłoku. Do Nowego Targu czeka mnie ok. 9 godz. w pociągu, a potem jeszcze ok. godziny autobusem do Krościenka. Mam nadzieję, że na „Oazę” przybędę z Bożą pomocą we właściwym czasie.
(Upał umiarkowany, jak na tę porę roku, ale ubiór i bagaż potrafią wycisnąć pot.). Na chwilę zdejmuję plecak
i „lustruję” czy wszystko wziąłem: rzeczy osobiste, śpiwór, karimata, teczka podręczna, a na samym wierzchu prowiant i Biblia. (I tak na ogół dopiero na miejscu okazuje się, czego brak.)

Uczę się ograniczać swój „ekwipunek” do tego, co „niezbędne”, ale z wiekiem bagaż nie maleje. Czy to początek „filisterskich” przyzwyczajeń?! (-Nawet z krawata i marynarki nie łatwo zrezygnować – przecież będę świętował!) Usprawiedliwiałem się sam przed sobą. Nagle pociąg wjechał na peron i wyrwał mnie i innych podróżnych z rozleniwienia
i pozornego spoczynku wywołanego upałem. Pierwsza fala wsiadła jakby z rozbiegu. Po co się tłoczyć? Spokojnie. Peron stopniowo pustoszeje. Wsiadam i szukam odpowiedniego przedziału. Wszędzie pełno (przeważnie) młodych ludzi. - „Atmosfera” ożywienia udziela się. Omijam przedziały dla palących i te, w których jest hałas. O, nawet grają w karty – dawniej w publicznych miejscach było to zakazane, a tu piją piwo. – Młodzi mężczyźni wyglądają na „rezerwistów”. – Wolę podróżować ze studentami lub uczniami, jeśli mam wybór. Planuję poczytać i porozmawiać. (Cały dzień w podróży to jest już atrakcja sama w sobie). – Odkrywam to ciągle na nowo odkąd otrzymałem na tę okazję specjalne błogosławieństwo.

Jeśli dobrze pamiętam
to się wydarzyło dwunastego marca osiemdziesiątego drugiego roku, gdy czytałem rozważanie z modlitewnika Spurgeona: Klejnoty Obietnic Bożych. Wchodzę do przedziału. „Dzień dobry! – Można?!” – „Proszę bardzo!” - Pada zachęta. ”Chwała Panu, mam miejsce siedzące!” – Myślę; dziewięć godzin w pociągu nie zmęczy mnie za bardzo. Zerkam na pasażerów. – Sympatyczni młodzi ludzie – może studenci? Robią wrażenie jakby się znali. (- „Paczka”?!) Po uwolnieniu się od bagaży zdejmuję marynarkę, wyciągam z teczki książkę i zabieram się do lektury. (Mimo woli słyszę rozmowy potwierdzające mój domysł – współpasażerowie są studentami. - Później dowiedziałem się, że byli to koledzy szkolni mojego syna. – Świat jest jak globalna wioska!)

Zanim pociąg ruszył „dosiadł” jeszcze jeden student, ale nie z tej „paczki”. – Jego „tropikalna” uroda sugerowała, że jest Afrykańczykiem. Bardzo chciał wkupić się do „towarzystwa” studentów, proponował nawet „drinka”, ale zignorowali go. Przybysz nie zrezygnował od razu, ale czułem, że został upokorzony. ( - Wyglądało na to, że był trochę „podchmielony” i z jakiegoś powodu bardzo zależało mu na rozmowie). Zadał zagadkę – była to układanka z zapałek – pewnie rebus matematyczny. „Studenci” nie podjęli tematu. Kątem oka śledziłem sytuację, poczułem jak bardzo to go dotknęło i naraz chęć czytania „odeszła mi” zupełnie. Schowałem książkę i poprosiłem Przybysza żeby ze mną podzielił się swą zagadką. Propozycja wyraźnie go ucieszyła. –Zagadka była trudna i nie mogłem się zdecydować, która z trzech możliwości jest prawidłowym rozwiązaniem. - To wyraźnie zaimponowało „matematykowi”- sugerował, że wszystkie rozwiązania są prawidłowe, ale przedtem myślał, że jest tylko jedno możliwe rozwiązanie. (O ironio, często i mnie takie myślenie „ograniczało” wolność wyboru.)

Przy okazji wyjaśniła się większa zagadka. – Szukał towarzystwa do drinka, bo zdarzyła się rzecz nadzwyczajna: urodziła mu się córeczka. Pogratulowałem mu i wyjaśniłem, że jestem abstynentem i nie piję alkoholu, bez względu na „ważność” okazji. – Nie bardzo zrozumiał
o co chodzi. Próbowałem więc przedstawić mu „wielki” problem alkoholizmu w naszym kraju, z którym „boryka” się Ruch „Światło-Życie” oraz Krucjatę Wyzwolenia Człowieka, do której przyłączyłem się dobrowolnie, żeby pomóc ok. 5 milionom alkoholików wyzwolić się z ich nałogu. Słuchał z uwagą, a potem lakonicznie podsumował: „Najpierw wszystkimi siłami, i w sposób przemyślany stwarzacie problem a potem go zwalczacie?! („Nie ja strzelałem z Aurory!” Powiedział kiedyś pewien Redaktor. I ja tak bym chciał się pocieszać; w duchu jednak czuję, że to nie tak: a gdzie jest moja odpowiedzialność?!)
– Po chwili powiedziałem, że właśnie jadę na rekolekcje wakacyjne naszego Ruchu, na dwa tygodnie do Krościenka nad Dunajcem.
Przybysz powiedział, że ma na imię Ahmadu i na potwierdzenie tego, że mówi prawdę, pokazał mi dowód osobisty. (- Jako obywatel Senegalu miałby tylko paszport, ale ponieważ poślubił Polkę ma również dowód osobisty). Wyznał, że jego żona Basieńka, która urodziła mu córeczkę czeka na niego w Krakowie, gdzie razem mieszkają. Jak się w dalszym toku rozmowy okazało jego studia matematyczne na AGH były już dość zaawansowane (właśnie pisał doktorat.) Był tak szczery, że obawiałem się o jego bezpieczeństwo. (Jak to się stało, że dorosły człowiek zachował duszę dziecka?!)

Pan Ahmadu bardzo zainteresował się tym Krościenkiem, (bo jest jeszcze inne Krościenko w Bieszczadach), jak też rekolekcjami, Ruchem „Światło-Życie” i Krucjatą Wyzwolenia Człowieka. Próbowałem jakoś w miarę sensownie zaspokoić jego ciekawość, chociaż nie wiedziałem, co z tego może wyniknąć.
(Ufam, że to spotkanie musi znaczyć więcej niż wspólna przestrzeń w pociągu, na którą pasażerowie godzą się najczęściej z racji i z konieczności podróżowania. O tym powiem nieco później, przy innej okazji.)

Krościenko nad Dunajcem – krajowe centrum Ruchu „Światło-Życie” to niewielkie miasto górskie usytuowane (prawie) wzdłuż doliny Dunajca, „otoczone” Beskidami leży w niedalekim sąsiedztwie od nowoutworzonego, sztucznego Zalewu w Czorsztynie. Oddalone ok. 6 km od Krośnicy z jednej strony, a w dole Dunajca o tyleż samo (jest oddalone) od Szczawnicy, gdzie są słynne uzdrowiska. Od kilku wieków czerpie się tam lecznicze wody zdrojowe (ze źródeł zwanych „szczawami”). Krościenko swoim krajobrazem i prostotą stylu życia przypomina Ziemię Świętą. – Ono jest też dla wielu jakby Ziemią Obiecaną. (Jeśli można użyć takiej analogii z uwagi na wielkie rzeczy, które się tam dzieją.) Mam na myśli nie tylko wspaniały wypoczynek w plenerze; - szybką regenerację organizmu, odzyskiwanie zdrowia i siły do życia, ale i to wszystko, co przy okazji rekolekcji dzieje się w sferze ducha. Na polach żniwa, a tuż obok w ośrodkach Oazy Nowego Życia trwa radosne świętowanie przez piętnaście dni. Przedziwna przemiana odbywa się wskutek przeżywania przez uczestników prawd opisanych w Biblii. Wiara w Boże Obietnice często, choć nie zawsze i koniecznie, jest potwierdzana przez znaki oraz przedziwne wydarzenia. Rzeczywistość obok nas: codzienne zdarzenia i ludzie, których sekretów zaledwie „dotykamy” słowami, ta zwykła - „niezwykła”... Czy ma odejść w niepamięć, w nieświadomości, nie zauważona?!

Konduktor sprawdził bilety a teraz ponownie przechodząc wzdłuż przedziałów zapytał: „Czy ktoś się dosiadł?”. Pan Ahmadu był, jak mi się wydawało, wyraźnie i w nowy sposób poruszony. Zainteresowanie, wręcz ekscytacja czymś nieznanym chwilowo wyciszyły napięcie emocjonalne towarzyszące jakże aktywnemu oczekiwaniu na spotkanie z żoną (Basieńką) i ich maleńką córeczką.

Upał w pociągu nie dawał się we znaki. Przez otwarte okna wpadał strumień świeżego powietrza. Pilnowałem, żeby w miarę możliwości nie siedzieć w przeciągu; czasem pojawiają się problemy, gdy powieje na spocony kark. Podchmieleni „rezerwiści” zachowywali się ciszej – pewnie zmęczeni posnęli? Zaraz po konduktorze, który opuścił skład, pojawił się inny „funkcjonariusz”
z dwoma olbrzymimi torbami turystycznymi, na oko, wyjątkowo ciężkimi... Nie szukał jednak miejsca siedzącego – widocznie zależało mu żeby zdążyć „załatwić interes” na postoju. Szybko przechodził zaglądając do przedziałów i pokrzykiwał: „Browarek! Jasne pełne! Komu piwko?!” Jakieś ożywienie i hałas – czyżby „rezerwiści” się obudzili? - Poza tym, mimo upału, tylko pojedyncze zamówienia?! - A więc wysiadka! (Nawiasem warto dodać, że cena niezbyt zachęcająca – mniej więcej trzykrotna przebitka w stosunku do tego z kiosku to nie zachęta.)

Czas na przekąskę. Częstujemy się nawzajem. Najpierw wspaniałe bułeczki
z kawą z termosu potem wczesne winno - kwaśne jabłka. Cymes! Jeszcze cukierki miętowe nadziewane! Do Krakowa zostało około godzinę drogi. Pięć godzin minęło jak program rozrywkowy... Mój rozmówca – po chwili zastanowienia wpadł na wystrzałowy pomysł. Wysiądzie w Krakowie, żeby uściskać i ucałować żonę i córeczkę, a potem, jeśli się zgodzą go „odprawić”, dojedzie do mnie na „Oazę” do Krościenka.

Pociąg z Krakowa przez Habówkę do Nowego Targu wlecze się długo pod górę, więc autobusem może „dogonić” mnie jeszcze w Nowym Targu, albo lepiej prosto do Krościenka! Zastanawiałem się czy zapał Ahmeda nie ostygnie tak nagle, jak miniony upał. Postanowiłem jednak dać mu czas, aby ochłonął. Chciał jakieś „materiały” piśmienne na temat Oazy. Miałem książeczki o Czterech prawach duchowego życia i zeszyty formacyjne opracowane przez Ks. Franciszka Blachnickiego i jeszcze jakieś „traktaty”. Dałem mu te rzeczy, których nie potrzebowałem, inne były w kiosku oazowym na Kopiej Górce.

Z pietyzmem obejrzał moją Biblię i „ikonki” które są używane jako zakładki – przeważnie były to różne fotografie. Na koniec wyjął pieniądze i chciał mi dać banknot studolarowy! Powiedziałem, że nie mogę przyjąć od niego tych pieniędzy. Wówczas pokazał mi plik, który ledwie obejmował dłonią: 2000 $ (swoje stypendium doktoranckie) potem wyjaśnił: „Ja Bogiem daję!” (Wcześniej powiedział, że jest muzułmaninem). Był zmieszany i zakłopotany bardziej niż ja. Czułem, że nie przyjedzie...

Brak komentarzy: