Był piękny słoneczny dzień, wczesne popołudnie. Właśnie
skończyłem pracę w bibliotece i chciałbym się posilić zanim pojadę na odczyt do
Brańska. (Na zlecenie kol. Waldka P.) - Przy dworcu PKP jest „Smażalnia ryb”-
tam najszybciej mogę coś zjeść – pomyślałem i „ruszyłem w trasę”. Bardzo lubię
smażone ryby. Przed smażalnią kolejka na
zewnątrz baraku może z dwadzieścia pięć osób.
Nie ma szans – mam za mało czasu! Muszę nie tyle „obejść się smakiem”,
ale nęcącym zapachem. I odjazd…
Już nie pamiętam czym dojechałem na miejsce(autobusem czy taksówką). W Brańsku,
w klubie Miejskiego Oddziału PAX czekała mnie druga niespodzianka. W małej
salce stały (jeśli dobrze pamiętam)cztery stoliki, a przy jednym z nich czekały
na odczyt cztery osoby. (Tres faciunt collegium.) Miałem wygłosić „prelekcję”
na temat: „Chrześcijańska wartość pracy ludzkiej”.
Czekała mnie poważna debata w bardzo
ekskluzywnym gronie. Przywitałem się, a na stoliku pojawiła się szklanka aromatycznej
„fusiastej” czarnej kawy. Pracownik klubu udzielił mi głosu. Miałem tremę jak uczeń.
Tamte rozważania nic nie straciły aktualności. Ich
inspiracją była encyklika „Laborem
exercens” JP II. - Co robić, żeby
Polska była krajem niepodległym? I jak pracować?. – Przełomem stała się „praca
nad pracą”- debata - jak przywrócić wartość i kulturę pracy?- Praca powinna odzyskać sens, to znaczy wartość
porozumienia społecznego, wymiany dóbr; „budowanie wspólnoty na sposób
robotniczy”.
I wymiar sakralny, w którym człowiek jest współpracownikiem Boga. „Praca to
wzajemność – mówi Ks. Tischner – Ale nie
chodzi tylko o wzajemność z ludźmi. Chodzi także o wzajemność z Bogiem…”
Solidarność: „Praca jest wzajemnością, jest porozumieniem, jest należnością
wielostronną. Praca tworzy wspólnotę. Ale w tej wspólnocie każdy musi pozostać
sobą…” Praca jest „udzielaniem siebie” , a udzielać siebie może tylko ten, kto
„posiada siebie” i włada sobą. W takim znaczeniu nie tyle „praca czyni wolnym”,
ale praca wymaga wolności ( wolnych wytwórców.) Szczególnie w sytuacji „zamachu na Solidarność”: wyrzucania „mitu na
złom” oraz „licytacji ideałów”, rzucania wartości „pod młotek”, należy zachować
czujność. - Wartość pracy ludzkiej polega na tym, że służy ona życiu. „Nędzny
chleb jest życiem biednych, a kto go zabiera jest zabójcą. Zabija bliźniego,
kto mu zabiera środki do życia, i krew wylewa, kto pozbawia zapłaty robotnika”. (Księga Mądrości Syracha 34,
22-23.).
Pytasz po co takie ‘morały’
w dobie wzrastającego bezrobocia? – Gdy nie masz pracy rusz głową! Po zakończeniu spotkania w Brańsku jeden z uczestników dyskretnie podał mi
reklamówkę . Ważyła na moje wyczucie więcej niż kilogram. Ku mojemu zaskoczeniu
były w niej dwie duże świeże ryby.
- A więc mój trud nie był całkiem
bezowocny?! – To było jak dowcip: „A
teraz masz tu swoje ryby!”.
- „(…) Wart jest bowiem robotnik swej strawy”. (Ew. Mateusza 10,10). Odczułem
pełną satysfakcję…
- Stałem się uznanym robotnikiem, ma się rozumieć, w oczach Pana Boga!
-Wie pan? – Wtrącił p. Stanisław B.- sąsiad z ul. Żelaznej. – Ja też lubię ryby...
- Moja mama miała stragan rybny na Rynku Siennym jeszcze po wojnie.
- A czy pan, Panie Starszy, pamięta okupację Białegostoku? – Zapytałem
prowokacyjnie.
- A jakże… pamiętam. Miałem wtedy pewnie z dwanaście lat.
- To proszę coś opowiedzieć: Co pan szczególnie zapamiętał?
- Mieszkaliśmy tu już przed wojną w „Piaskach”; blisko była uboga dzielnica
żydowska - „Chanajki”. Pamiętam, że
chodziłem na rynek do mamy. Ale Niemcy (gestapo) i Rosjanie (NKWD) dyktowali
„porządki” w mieście. Niemcy wprowadzili zakaz handlu. - Znalazłem na strychu naszego domu plakat w języku
niemieckim i żydowskim (yidish) o zakazie handlu adresowany do Polaków i Żydów.
- Nie wiem jak mama
sobie z nimi radziła, że nie dawała się
złapać...
Aż tu naraz przychodzi sąsiad (folksdojcz?)w jakimś mundurze straży miejskiej i oficjalnie -
z urzędu - przypomina o zakazie handlu.
– Nie speszyła się i mówi do niego: Helmuś, jak możesz? - Znamy się od dziecka. Czy ty wstydu nie
masz?! Jak ja wyżywię rodzinę bez handlu?! Ten porządkowy zachował się po ludzku.
Pocałował mamę w rękę, przeprosił i odtąd więcej nie przychodził jej
kontrolować.
- Czy pan również znał go osobiście?
- Tak, ale on był ode mnie dużo starszy… chyba nie byliśmy kolegami… nie ważne. Bardzo się najadłem strachu, gdy mnie złapano na dworcu PKP.
Chcieli mnie wywieźć z Białegostoku… „Strach przed człowiekiem to sidło, kto ufa Panu bezpieczny”. (Księga Przysłów
29,25).
- Miałem szczęście, że udało się zawiadomić mamę i pewien znajomy Niemiec mnie
stamtąd zabrał. Tłumaczył policji kolejowej, że ja u niego pracuję, czy coś
podobnego i mnie z nim odesłali.
Zapamiętałem jeszcze straszne naloty i bombardowanie
Białegostoku… Ponad rok Niemcy i Rosjanie grasowali w mieście. Nie wchodzili
sobie w drogę, ani ze sobą nie rywalizowali… Ale do czasu…
Kiedy Hitler wypowiedział wojnę Rosji Sowieckiej, to Niemcy najpierw
zbombardowali sowieckie koszary, te w
pobliżu ul. Wołodyjowskiego, gdzie teraz są obiekty cywilne, stadion i
lodowisko.
Były tam baraki (?) pełne rosyjskich
żołnierzy. Nalot był chyba około trzeciej nad ranem…
Na drzewach przy moim domu przy ulicy Żelaznej, jak na choince, wisiały różne
części ciała tych żołnierzy w odległości około pól kilometra od wysadzonych
koszar.
Wojna i okupacja trwały jeszcze bardzo długo, a ja musiałem
szybko dorosnąć. Chciałem o niej zapomnieć i żyć normalnie… Pożary, łapanki, strzały w mieście i w lasach
na obrzeżach… Do huku można się przyzwyczaić, a do strachu
niestety nie… myślałem, że dorośli się nie boją…
- Panie Stanisławie, to dziwne, niektórzy chcieliby przedłużyć swoje
dzieciństwo, a pan? Dlaczego pan chciał być dorosły? Chciałem pracować… uczyć się nie mogłem…
dlatego jeszcze bardziej chciałem pracować…
Po wojnie, za socjalizmu, byłem ‘samodzielnym
rzemieślnikiem’, prawie artystą, bo „uprawiałem” rzemiosło artystyczne (szyldy
i reklamy)aż do emerytury. Potem było jeszcze kilka zleceń, ale wyrejestrowałem działalność.
– Dlaczego, czy nie przydałoby się trochę ‘dorobić’ do emerytury?
– Musiałem ryczałtem płacić podatek (2 tys. zł.), więc jak nie zarobiłbym tyle,
to czy nie musiałbym dokładać na podatek od działalności z emerytury? Nakłaniano mnie żebym się znów zarejestrował. Dom zaniedbany, bo nie mam na remont, ani nawet na nowy płot . Nadal chciałem pracować…
- I nie wywłaszczyli pana? - Były plany, że tu będzie pralnia dla szpitala,
garaże i coś jeszcze...
- Dlaczego pan nic nie remontuje?
- Teraz trzeba postawić nowy… Są plany –
będę mieć nowy dom – ale już kto inny go zbuduje…
-Domki parterowe przed przebudową ulicy Żelaznej mają być wyburzone, a
„żelaźni” staruszkowie „dożywają” lepszych czasów? Podziwiam pana. Teraz
rozumiem, cywil na 100 %, a ubiera się
jak weteran wojskowy. To nie jest „moda młodzieżowa” osiemdziesięciosześciolatka! Pan nie walczy tylko o przetrwanie, lecz broni ojcowizny. A może i czegoś więcej… „Niech mnie broni Pan [Bóg] przed tym, bym miał (.) oddać dziedzictwo mych
przodków”. (Por. 1 Księga Królewska 21, 3n.)
- Należałoby jakoś uhonorować takich weteranów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz