środa, lipca 09, 2014

Ryby

Był piękny słoneczny dzień, wczesne popołudnie. Właśnie skończyłem pracę w bibliotece i chciałbym się posilić zanim pojadę na odczyt do Brańska. (Na zlecenie kol. Waldka P.) - Przy dworcu PKP jest „Smażalnia ryb”- tam najszybciej mogę coś zjeść – pomyślałem i „ruszyłem w trasę”. Bardzo lubię smażone ryby.  Przed smażalnią kolejka na zewnątrz baraku może z dwadzieścia pięć osób.  Nie ma szans – mam za mało czasu! Muszę nie tyle „obejść się smakiem”, ale nęcącym zapachem. I odjazd…  
Już nie pamiętam czym dojechałem na miejsce(autobusem czy taksówką). W Brańsku, w klubie Miejskiego Oddziału PAX czekała mnie druga niespodzianka. W małej salce stały (jeśli dobrze pamiętam)cztery stoliki, a przy jednym z nich czekały na odczyt cztery osoby. (Tres faciunt collegium.) Miałem wygłosić „prelekcję” na temat: „Chrześcijańska wartość pracy ludzkiej”. 


Czekała mnie poważna debata w bardzo ekskluzywnym gronie. Przywitałem się, a na stoliku pojawiła się szklanka aromatycznej „fusiastej” czarnej kawy. Pracownik klubu udzielił mi głosu. Miałem tremę jak  uczeń.

Tamte rozważania nic nie straciły aktualności. Ich inspiracją była encyklika „Laborem  exercens” JP II.  - Co robić, żeby Polska była krajem niepodległym? I jak pracować?. – Przełomem stała się „praca nad pracą”- debata - jak przywrócić wartość i kulturę pracy?-  Praca powinna odzyskać sens, to znaczy wartość porozumienia społecznego, wymiany dóbr; „budowanie wspólnoty na sposób robotniczy”. 
I wymiar sakralny, w którym człowiek jest współpracownikiem Boga. „Praca to wzajemność – mówi Ks. Tischner  – Ale nie chodzi tylko o wzajemność z ludźmi. Chodzi także o wzajemność z Bogiem…” Solidarność: „Praca jest wzajemnością, jest porozumieniem, jest należnością wielostronną. Praca tworzy wspólnotę. Ale w tej wspólnocie każdy musi pozostać sobą…” Praca jest „udzielaniem siebie” , a udzielać siebie może tylko ten, kto „posiada siebie” i włada sobą. W takim znaczeniu nie tyle „praca czyni wolnym”, ale praca wymaga wolności ( wolnych wytwórców.) Szczególnie w sytuacji  „zamachu na Solidarność”: wyrzucania „mitu na złom” oraz „licytacji ideałów”, rzucania wartości „pod młotek”, należy zachować czujność. - Wartość pracy ludzkiej polega na tym, że służy ona życiu. „Nędzny chleb jest życiem biednych, a kto go zabiera jest zabójcą. Zabija bliźniego, kto mu zabiera środki do życia, i krew wylewa, kto pozbawia zapłaty robotnika”. (Księga Mądrości Syracha 34, 22-23.).


Pytasz po co  takie ‘morały’ w dobie wzrastającego bezrobocia? – Gdy nie masz pracy rusz głową! Po zakończeniu spotkania w Brańsku jeden z uczestników dyskretnie podał mi reklamówkę . Ważyła na moje wyczucie więcej niż kilogram. Ku mojemu zaskoczeniu były w niej dwie duże świeże ryby.
-  A więc mój trud nie był całkiem bezowocny?! – To  było jak dowcip: „A teraz masz tu swoje ryby!”.
- „(…) Wart jest bowiem robotnik swej strawy”. (Ew. Mateusza 10,10). Odczułem pełną satysfakcję… 
- Stałem się uznanym robotnikiem,  ma się rozumieć,  w oczach Pana Boga! 
-Wie pan? – Wtrącił p. Stanisław B.- sąsiad z ul. Żelaznej. – Ja też lubię ryby...  
- Moja mama miała stragan rybny na Rynku Siennym jeszcze po  wojnie. 
- A czy pan, Panie Starszy, pamięta okupację Białegostoku? – Zapytałem prowokacyjnie.
- A jakże… pamiętam. Miałem wtedy pewnie z dwanaście lat.
- To proszę coś opowiedzieć: Co pan szczególnie zapamiętał?

- Mieszkaliśmy tu już przed wojną  w „Piaskach”; blisko była uboga dzielnica żydowska - „Chanajki”. Pamiętam, że chodziłem na rynek do mamy. Ale Niemcy (gestapo) i Rosjanie (NKWD) dyktowali „porządki” w mieście. Niemcy wprowadzili zakaz handlu.  - Znalazłem na strychu naszego domu plakat w języku niemieckim i żydowskim (yidish) o zakazie handlu adresowany do Polaków i Żydów.
-  Nie wiem jak mama sobie z nimi radziła, że nie  dawała się złapać... 

Aż tu naraz przychodzi sąsiad (folksdojcz?)w jakimś  mundurze straży miejskiej i oficjalnie - z  urzędu - przypomina o zakazie handlu. – Nie speszyła się i mówi do niego: Helmuś, jak możesz?  - Znamy się od dziecka. Czy ty wstydu nie masz?!   Jak ja wyżywię rodzinę bez handlu?!  Ten porządkowy zachował się po ludzku. Pocałował mamę w rękę, przeprosił i odtąd więcej nie przychodził jej kontrolować. 
- Czy pan również znał go osobiście?
- Tak, ale on był ode mnie dużo starszy… chyba nie byliśmy kolegami… nie ważne. Bardzo się najadłem strachu, gdy mnie złapano na dworcu PKP. Chcieli mnie wywieźć z Białegostoku… „Strach przed człowiekiem to sidło, kto ufa Panu bezpieczny”. (Księga Przysłów 29,25). 


- Miałem szczęście, że udało się zawiadomić mamę i pewien znajomy Niemiec mnie stamtąd zabrał. Tłumaczył policji kolejowej, że ja u niego pracuję, czy coś podobnego i mnie z nim odesłali.

Zapamiętałem jeszcze straszne naloty i bombardowanie Białegostoku… Ponad rok Niemcy i Rosjanie grasowali w mieście. Nie wchodzili sobie w drogę, ani ze sobą nie rywalizowali… Ale do czasu…
Kiedy Hitler wypowiedział wojnę Rosji Sowieckiej, to Niemcy najpierw zbombardowali sowieckie koszary, te w  pobliżu ul. Wołodyjowskiego, gdzie teraz są obiekty cywilne, stadion i lodowisko. 
Były tam  baraki (?) pełne rosyjskich żołnierzy. Nalot był chyba około trzeciej nad ranem…
Na drzewach przy moim domu przy ulicy Żelaznej, jak na choince, wisiały różne części ciała tych żołnierzy w odległości około pól kilometra od wysadzonych koszar.  

Wojna i okupacja trwały jeszcze bardzo długo, a ja musiałem szybko dorosnąć. Chciałem o niej zapomnieć i żyć normalnie…  Pożary, łapanki, strzały w mieście i w lasach na obrzeżach… Do huku można się przyzwyczaić, a  do strachu niestety nie… myślałem, że dorośli się nie boją…
- Panie Stanisławie, to dziwne, niektórzy chcieliby przedłużyć swoje dzieciństwo, a pan? Dlaczego pan chciał być dorosły? Chciałem pracować…  uczyć się nie mogłem… dlatego jeszcze bardziej chciałem pracować…


Po wojnie, za socjalizmu, byłem ‘samodzielnym rzemieślnikiem’, prawie artystą, bo „uprawiałem” rzemiosło artystyczne (szyldy i reklamy)aż do emerytury. Potem było jeszcze kilka zleceń, ale wyrejestrowałem działalność.
– Dlaczego, czy nie przydałoby się trochę ‘dorobić’ do emerytury? 
– Musiałem ryczałtem płacić podatek (2 tys. zł.), więc jak nie zarobiłbym tyle, to czy nie musiałbym dokładać na podatek od działalności z emerytury?  Nakłaniano mnie żebym się znów zarejestrował. Dom zaniedbany, bo nie mam na remont, ani nawet na nowy płot .  Nadal chciałem pracować…
- I nie wywłaszczyli pana? - Były plany, że tu będzie pralnia dla szpitala, garaże i coś jeszcze...
- Dlaczego pan nic nie remontuje? 
- Teraz trzeba postawić nowy…  Są plany – będę mieć nowy dom – ale już kto inny go zbuduje…
-Domki parterowe przed przebudową ulicy Żelaznej mają być wyburzone, a „żelaźni” staruszkowie „dożywają” lepszych czasów? Podziwiam pana. Teraz rozumiem, cywil na 100 %, a  ubiera się jak weteran wojskowy. To nie jest  „moda młodzieżowa”  osiemdziesięciosześciolatka!  Pan nie walczy tylko o przetrwanie, lecz  broni ojcowizny.  A może i czegoś więcej… „Niech mnie broni Pan [Bóg] przed tym, bym miał (.) oddać dziedzictwo mych przodków”.  (Por. 1 Księga Królewska  21, 3n.) 
-  Należałoby jakoś uhonorować takich weteranów. 

Brak komentarzy: